Astronauta Mark Kelly, mąż postrzelonej w głowę przez Jareda Louhgnera kongresmanki Gabrielle Giffords, w rozmowie z Diane Sawyer w programie ABC "20/20" mówił, że przed listopadowymi wyborami w okresie, gdy Kongres debatował nad reformą opieki zdrowotnej, jego żona wielokrotnie dostawała wulgarne pogróżki. Przed jej biurem urządzano wrzaskliwe protesty. Zarzucano jej zdradę interesów wyborców. Zdarzyło się nawet, że ktoś strzelił w okno jej lokalnego biura.
Giffords bała się, że wyjątkowo zjadliwa atmosfera polityczna stanie się przyczyną tragedii takiej, jaka miała miejsce 8 stycznia w Tucson, gdzie z ręki szaleńca zginęło sześć osób a kilkanaście innych zostało zranionych.
Zgodnie z apelem prezydenta Obamy o wyciszenie politycznej retoryki Diane Sawyer nie pokazała wideo, na którym kongr. Giffords ostrzegała, że przedwyborcza taktyka Sary Palin polegająca na umieszczeniu na mapie tarcz strzelniczych w okręgach reprezentowanych przez demokratów może mieć przykre konsekwencje.
Mark Kelly przyznał, że w pierwszym odruchu był absolutnie przekonany, że morderca działał pod wpływem indoktrynacji konserwatystów. Dziś myśli wyłącznie o swej żonie. Mówi o zdumiewającej poprawie stanu jej zdrowia i jest przekonany, że z czasem całkowicie odzyska siłę fizyczną i pełną świadomość. Wolałby, żeby Giffords nie wracała do służby publicznej. Znając jej pasję do zmieniania rzeczywistości na lepszą, wątpi czy żona go posłucha.
(eg)








