W najbliższą niedzielę Polacy w Kraju, zaś odrobinę wcześniej – bo w sobotę – ci zamieszkali za granicą, udadzą się do urn, by wybrać swych reprezentantów w Sejmie i Senacie RP na kolejną czteroletnią kadencję.
W Polsce trwa zacięta walka polityczna. Jaka będzie i jak zmieni się Polska, zależy w dużej mierze od wyborców, choć nie przeceniałbym sił przeciętnego Kowalskiego, przynajmniej tak długo, jak długo istnieć będzie proporcjonalna ordynacja wyborcza, która daje przewagę partiom politycznym nad indywidualnymi kandydatami.
W efekcie głosujemy na listę, a kandydaci, na których mamy zagłosować, nie mają najczęściej nic wspólnego z naszym miastem, okręgiem wyborczym, powiatem czy regionem. Rezultat taki, że wybrany przez nas poseł na drugi dzień po wyborze zapomina kogo "reprezentuje".
Tym razem – dla nas w Chicago – będzie jednak inaczej. Mamy oto okazję oddać swój głos na kandydata żyjącego wśród nas, doskonale znającego potrzeby i bolączki diaspory.
Nie mam zamiaru namawiać do głosowania na którąkolwiek partię polityczną, ale mogę zwrócić uwagę na człowieka. Sylwester Skóra – bo o nim tu mowa – jest według mnie kandydatem idealnym. Kimś, kto na forum polskiego parlamentu zabierze głos w naszej sprawie, opowie się za chicagowską Polonią.
Do tej pory było tak, że oddawaliśmy nasze głosy na abstrakcyjnych kandydatów z Warszawy, najczęściej takich, których nie znamy i nie wiemy, czy mają zamiar cokolwiek dla nas uczynić, gdy już zasiądą w ławach sejmowych.
Dlatego zachęcam i namawiam: głosujmy na Sylwka Skórę, jedynego kandydata znającego nas, nasze bolączki i problemy.
Piotr K. Domaradzki