Jonathan Turley, profesor prawa na George Washington University, od lat ubolewa nad powolną utratą swobód obywatelskich w Stanach Zjednoczonych z przyzwoleniem obywateli wystraszonych i nadal straszonych zagrożeniem terrorystycznym. Ostatnie posunięcie rządu sprowokowało profesora do opublikowania w Washingon Post obszernych wyjaśnień na temat decyzji, które poważnie okroiły, a nawet zniosły, swobody zapewnione Amerykanom w dziesięciu poprawkach do Konstytucji, znanych jako Bill of Rights.
Począwszy od 11 września 2001 roku w imię bezpieczeństwa stopniowo redukowano swobody obywatelskie. Ostatnim tego przykładem jest ustawa podpisana przez prezydenta Baracka Obamę 31 grudnia 2011 roku. National Defense Authorization Act (NDAA)zezwala na zatrzymywanie w wojskowych więzieniach obywateli podejrzanych o terroryzm lub wspomaganie organizacji terrorystycznych, na nieokreślony czas.
Podczas gdy administracja utrzymuje, że klauzula ta potwierdza jedynie istniejące już prawo, to eksperci podważają ten punkt widzenia.
Rząd nadal przypisuje sobie prawo do pozbawienia obywateli prawnej ochrony w zależności od własnego uznania.
O tym, czy osoba podejrzana o terroryzm przejdzie przez proces w sądzie federalnym czy wojskowym decyduje sam prezydent. G.W. Bush przyznał sobie takie prawo w 2001 roku, a Obama z niego nie rezygnuje. (USA potępiły Egipt i Chiny za utrzymywanie dwóch oddzielnych systemów sprawiedliwości dla pewnych więźniów, w tym cywilów)
Prezydent może wydać rozkaz przeprowadzenia inwigilacji bez sądowego nakazu rewizji. Może zmusić kompanie i organizacje do przekazania informacji o finansach obywateli, wiadomości o tym, w jakiej grupie działają i z kim się kontaktują. Bush uzyskał takie przywileje na mocy ustawy Patriot Act z 2001 roku, a Obama utrzymał je. Rząd, bez podania powodu, może zażądać od organizacji przekazania informacji o obywatelach i utrzymania tych żądań w sekrecie przed zainteresowanymi osobami. (Arabia Saudyjska i Pakistan dowolnie stosują szeroko zakrojone inwigilacje)
Obecnie rząd rutynowo używa tajne dowody przeciw osobom zatrzymanym. Przedstawia je w sądach federalnych i wojskowych. Zmusza sądy do odrzucenia skarg przeciw USA, deklarując, że dana sprawa wymagałaby ujawnienia tajnych informacji ze szkodą dla narodowego bezpieczeństwa.
Nawet prawne opinie, cytowane jako uzasadnienie akcji administracji Busha i Obamy, są traktowane jak tajne informacje. To pozwala rządowi na używanie tajnych argumentów prawnych w tajnych rozprawach z użyciem tajnych dowodów. Dodatkowo sądy federalne rutynowo odrzucają skargi o naruszenie Konstytucji w wyniku stosowania zarządzeń i programów rządowych.
Cały świat domagał się postawienia przed sądem pracowników administracji Busha odpowiedzialnych za torturowanie osób podejrzanych o terroryzm. Administracja Obamy odmówiła ukarania winnych, depcząc zasady międzynarodowego prawa. Kiedy sądy w innych państwach podjęły próbę przeprowadzenia dochodzeń w sprawie zbrodni wojennych za administracji Busha, administracja Obamy zwróciła się do ich rządów o powstrzymanie takich procesów, mimo że Stany Zjednoczone zawsze domagały się ukarania wojennych kryminalistów z innych państw. (Serbia i Chile postąpiły zgodnie z międzynarowym prawem, Iran, Syria i Chiny nie wyraziły zgody na niezależne dochodzenie.)
Rząd częściej korzysta z tajnego sądu Foreign Intelligence Surveillance Court, który wydaje tajne nakazy aresztowań osób podejrzanych o wspomaganie wrogo nastawionych do USA rządów i organizacji. W 2011 roku Obama rozszerzył te uprawnienia. Obecnie FISC może potajemnie obserwować osoby nie związane z żadną znaną grupą terrorystyczną. Administracja przyznała sobie prawo do ignorowania narzuconych przez Kongres ograniczeń na tego rodzaju obserwacje. Identycznie jak administracja Busha, administracja Obamy zapewniła immunitet kompaniom, które uczestniczyły w podsłuchiwaniu obywateli i sprawdzaniu ich poczty elektronicznej. W ten sposób pozbawiono obywateli prawa do oskarżena kompanii o naruszenie prywatności. (Chiny również blokują wszystkie skargi przeciw prywatnym kompaniom.)
Rząd może transferować obywateli i nieobywateli do innego państwa zgodnie z systemem znanym jako "extraordinary rendition", krytykowanym za przerzucanie ludzi do Syrii, Arabii Saudyjskiej, Egiptu i Pakistanu, gdzie byli torturowani. Administracja Obamy twierdzi, że nie dopuszcza się nadużyć, jakie miały miejsce za czasów Busha, lecz nie rezygnuje z nieskrępowanego prawa do takich transferów.
Nowe prawa wymagały olbrzymich nakładów kosztów na bezpieczeństwo na poziomie federalnym, stanowym i lokalnym. Miliardy wydano na instalowanie kamer w miejscach publicznych, zatrudnienie dziesiątek tysięcy personelu bezpieczeństwa i masową ekspansję biurokratów do poszukiwania terrorystów.
Niektórzy politycy wzruszają ramionami mówiąc, że rozszerzone uprawnienia władz są po prostu odpowiedzią na czasy, w jakich żyjemy. I tak, republikanin z Karoliny Południowej, sen. Lindsey Graham, nie ma żadnych obiekcji, jeśli chodzi o likwidowanie swobód obywatelskich. "Wolność słowa jest wspaniałą ideą, musimy jednak pamiętać, że jesteśmy w stanie wojny", mówi. Wojna z terroryzmem ma to do siebie, że nigdy nie można ustalić jej końca.
Inni politycy argumentują, że choć takie prawa istnieją, to wszystko zależy od tego, czy i jak są stosowane. Jest to typowa odpowiedź liberałów, którzy nie mogą się zmusić do potępienia Obamy tak, jak potępiali Busha.
W oświadczeniu podpisanym wraz z National Defense Authorization Act Obama stwierdził, że osobiście nie ma zamiaru korzystać z prawa o więzieniu obywateli przez nieokreślony czas. Nie zrezygnował jednak z przyjęcia nowych uprawnień.
Jeśli prezydent może pozbawić cię wolności, to znaczy, że wszystkie twoje prawa mogą być zawieszone zgodnie z jego wolą. Autorzy Konstytucji, którzy żyli pod rządami autokratów, doskonale rozumieli płynące stąd zagrożenia. James Madison uprzedzał, że potrzebny jest system, który nie jest uzależniony od dobrych intencji lub motywacji władcy... Po 9 września 2001 roku stworzyliśmy sobie rząd, przed jakim nas ostrzegano, z rozległymi niekontrolowanymi uprawnieniami.
Sprzymierzeńcy Obamy mówili, że prezydent sprzeciwiał się klauzuli o pozbawianiu obywateli wolności na nieokreślony czas. Tymczasem jeden ze sponsorów ustawy, demokrata z Wisconsin Carl Levin, twierdzi, że w rzeczywistości Biały Dom nie zgodził się na wyłączenie tej klauzuli z ustawy.
"Nieuczciwość wśród polityków nie jest dla Amerykanów niczym nowym. Pozostaje odpowiedzieć sobie na ważne pytanie, czy okłamujemy się nazywając nasz kraj the land of the free (krajem ludzi wolnych), kończy wywód prof. Jonathan Turley.
Opr. eg








