JAK się uczyć uczyć się
Po dwudziestu latach pracy na uczelni, nie tak wiele właściwie mogło mnie zadziwić. A jednak. Jest sesja letnia 1989. Egzaminuję studentów z historii Anglii. Obszerny materiał, trudny egzamin. Studentka, która przed 10 dniami na egzaminie ‘zerowym’ wykazała się takąż ‘zerową’ wiedzą – teraz odpowiada naprawdę fantastycznie.
Przecieram oczy ze zdumienia. Pytam: "Proszę pani, czy tamto przed półtora tygodniem – to była kpina, bo nie rozumiem?" "Nie, panie doktorze. Naprawdę tak było. A w międzyczasie miałam na dodatek urwanie głowy, bo właśnie odwiedziła mnie koleżanka z Filipin i musiałam oprowadzać ją po mieście i obwieźć po okolicy. Ale to... dzięki niej". "Jak to?" – pytam jeszcze bardziej zdumiony. "Po prostu, ona pokazała mi jak się uczyć i... chyba nie poszło mi tak źle...".
Podałem jej indeks z wpisaną już oceną celującą. Oczy studentki rozbłysły radością. "Dziękuję" – wstała jakby chcąc wybiec jak na skrzydłach. "Proszę podziękować koleżance z Filipin" – powiedziałem z uśmiechem. "A swoją drogą chętnie dowiedziałbym się przy okazji, co też ona pani doradziła". "Bardzo chętnie. Ale muszę panu powiedzieć, że mi się tak jakoś dziwnie przykro zrobiło, kiedy ona zapytała mnie: To was nikt nie uczy jak się uczyć?"
No właśnie. Uczenie się – taki niezmiernie złożony proces intelektualny, a tak niewiele czasu poświęca się jego nauce i doskonaleniu. Czy ktoś nas w życiu uczył, jak się uczyć? Jakże nieliczni są ci, którzy mogą odpowiedzieć ‘tak’ na to pytanie. A w końcu... nie każdy ma ‘koleżankę z Filipin’.
Od większości z nas po prostu ‘wymagano’, ‘goniono do nauki’, ‘zadawano i odpytywano’. Szczęściarzem ten, komu nie odebrano naturalnej dla każdego dziecka ciekawości rzeczy nowych. A potem – jakże łatwo jest zgonić wszystko na tzw. brak zdolności. To tak jakby Stwórca miał być odpowiedzialny za nasz brak postępów, podczas gdy tak faktycznie, to nie poznaliśmy prawie wcale ‘instrukcji obsługi’ najdoskonalszego urządzenia na świecie, w jakie każdego z nas przecież wyposażył: ludzkiego umysłu.
A tak w ogóle – to co to takiego, te ‘zdolności’? Jakiż to znowu specjalny ‘talent’ czy szczególny ‘dar’ trzeba posiadać, żeby zamienić parę zdań w pracy czy w sklepie? A może owe ‘zdolności’, które niektórzy posiadają – to zwyczajnie intuicyjna umiejętność uczenia się, której można po prostu nauczyć się i bez intuicji.
Takie refleksje nasuwają się obserwując ‘zmagania’ wielu rodaków z nauką tego, co najpotrzebniejsze przybyszom tu w Ameryce: dobrej, praktycznej znajomości języka angielskiego.
No właśnie. Na podstawie wieloletniej obserwacji wysiłków edukacyjnych naszych rodaków w dziedzinie językowej mogę stwierdzić, że główna ich trudność polega na nieumiejętnym, nieefektywnym uczeniu się wyniesionym ze szkoły. Zwłaszcza u osób dorosłych, które etap edukacji uważają już za jakby zamknięty i zabierając się po latach z konieczności znów do nauki, wracają jakby do ławy szkolnej i nawiązują do nieefektywnych jakże często wzorów nauki w szkole.
Wzorem nauki języka obcego jest przeważnie nauka języka rosyjskiego, która nawet po 9 latach intensywnej edukacji dawała jakże często efekt bliski zeru. A więc – jedyny optymistyczny wniosek dla wielu osób jest następujący: Jeśli twoje wysiłki w nauce języka nie przynoszą właściwych efektów – spróbuj natychmiast coś zmienić!
A co zmienić? Jest tak wiele elementów, które należałoby ‘ustawić’ inaczej w tym rozregulowanym mechanizmie uczenia się, że nie sposób ich tutaj wymienić. Dla przykładu jedynie powiem, że większość osób, z jakimi się zetknąłem, uczy się prawie wyłącznie po cichu. A wszystkie one chcą przede wszystkim mówić po angielsku. Żeby mówić – trzeba mówić! I ćwiczyć głośno.
Podobnie – większość osób, stwierdzając, że są wzrokowcami, ‘filtruje’ język angielski przez pismo w przekonaniu, że jak się nauczą zapisywać i odczytywać – to i mówienie za tym pójdzie. Zupełnie ignorują przy tym fakt, że język angielski pisany jest zupełnie inny niż mówiony, a pisownia angielska jest niezmiernie trudna, ‘pokrętna i niekonsekwentna’. A zatem, przekonanie, że ‘ja to muszę zapisać’ wpędza wielu uczących się na drogę krętą, niewygodną i stromą. O wiele łatwiej już być analfabetą w języku angielskim – a potem się nauczyć pisać. Nawet jeżeli jest się tzw. wzrokowcem.
Albo problem tzw. ‘bariery językowej’. Oprócz pewnej drobnej części autentycznych zahamowań natury psychicznej, bardzo często jest efekt niedoćwiczenia i braku praktycznych umiejętności. To jakby trema, którą tłumaczy się aktor, który się nie nauczył roli. A przecież nawet (a może zwłaszcza) u osób z zahamowaniem psychicznym, droga wyjścia, czyli ‘przełamania bariery’, prowadzi przez odpowiedni trening i wyćwiczenie rozmowy, która nie jest wcale tak ‘straszna’ dla odpowiednio przygotowanych.
***
EduLang – Doskonała szkoła dla Polaków
Autor artykułu, dr Błażej Kruppik, znany jest z programów radiowych i popularnych podręczników. Wykładowca na anglistyce w Polsce, w Ameryce prowadzi zajęcia językowe dla Amerykanów w kilku uczelniach. Jest certyfikowanym tłumaczem oraz specjalistą przygotowania do interview na obywatelstwo. W prowadzonej przez niego szkole języka angielskiego EduLang, w małych grupach, w miłej przyjaznej atmosferze, można łatwo przełamać barierę językową oraz zdobyć lub uzupełnić podstawy i doskonalić swój angielski w zakresie praktycznej gramatyki, mówienia, pisania i czytania na każdym poziomie, także studentów college’u. EduLang przygotowuje także na obywatelstwo, oferuje świetne samouczki oraz wykonuje tłumaczenia pisemne i ustne. Wiele osób uważa EduLang za najlepszą prywatną szkołę dla Polaków w Chicago.








