George W. Bush rozwiał wszelkie wątpliwości, co do własnej działalności politycznej.
W rozmowie z Peterem Robinsonem z Hoover Institute Bush powiedział, że 8 lat prezydentury były fajne, lecz wcale za nimi nie tęskni.
"To były wspaniałe lata. Byłem sławny, miałem władzę. Teraz już nie pożądam ani sławy, ani władzy. Wygrzebałem się z tego bagna i nie mam zamiaru wracać".
Bush wyjaśnił również swą niechęć do przyłączenia się do chóru politycznych głosów: "Nie jest dobrze, gdy były prezydent wymądrza się, wydaje opinie, podpowiada, co i jak powinno być zrobione. Nie chcę podważać stanowiska prezydenta, bez względu na to, kto nim jest. Siedzisz w polityce, albo się wycofujesz. Ja wybrałem to drugie. Nie można stawać w połowie drogi". Bush wyraził nadzieję, że zwycięzcą listopadowych wyborów zostanie Mitt Romney.
Poglądów prezydenta Busha nie podziela były wiceprezydent Dick Cheney, który po okresie ciszy, kiedy przechodził szereg zabiegów medycznych i przeszczep serca, wrócił do działalności politycznej i nie zamierza z niej rezygnować.
Jak za dawnych czasów, w tym tygodniu Cheney przybył na Capitol na spotkanie z republikańskimi ustawodawcami. Namawiał ich, by w żadnym wypadku nie ugięli się pod naciskiem społeczeństwa, które w zdecydowanej większości i bez względu na partyjne afiliacje opowiada się za cięciami budżetu na zbrojenia.
(eg)