Za głośne wyrażenie swojej miłości do któregoś z krakowskich klubów można w Krakowie stracić zęby albo i życie. Nie byłem więc zdziwiony gdy udając się na noworoczny trening Cracovii w długim szpalerze policyjnych radiowozów widziałem tabuny kibiców odzianych w biało-czerwone szaliki kontrolowanych przez funkcjonariuszy.
Stadion na ulicy Kałuży lśni nowością, jest kameralny i nowoczesny. W kasach dają darmowe wejściówki ale za okazaniem karty kibica. Nie ma karty – nie ma wejścia. Około 2 tysięcy chętnych do obejrzenia treningowego starcia pierwszej drużyny Cracovii z rezerwami rozsiadło się na trybunach.
Na murawie dominują na razie dziennikarze. Powód? Głównie przybycie w samo południe Nowego Roku włodarzy miasta i klubu. Zgodnie z tradycją sięgającą 1925 roku pierwsze kopnięcie piłki to przywilej prezydenta Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa. Profesor Jacek Majchrowski (SLD) od dekady rządzi ultrakonserwantywną polską metropolią która w wielu dziedzinach (choćby kultura) nie ustępuje stolicy, a nawet, czego sam od niedawna doświadczam, Warszawę przebija.
Kraków od mojego przyjazdu co kilka tygodni przechodzi gorączki ożywionych dyskusji. Najpierw był ich tematem projekt budowy metra, potem nowy rozkład jazdy miejskiej komunikacji. Ostatni pomysł, zorganizowania Igrzysk Olimpijskich 2022 roku wzbudził już ogólnopolskie emocje. Do tematu pewnie wrócę nie raz choć w powodzenie obu inwestycji nie wierzę, a mieszkańcy grodu Kraka do dziś przeklinają pomysłodawców likwidacji wielu linii tramwajowych i autobusowych. Jako mieszkaniec Ruczaju powodów do narzekania nie mam, jakby na moje powitanie bowiem otwarto piękną arterię prowadzącą do centrum z 4 liniami tramwajowymi i 1 autobusową.
Profesor Majchrowski zapowiedział iż więcej do wyborów nie stanie ale na stadionie Pasów czuł się wyśmienicie. To przecież Rada Miejska za jego prezydentury zaakceptowała przebudowę stadionów Cracovii i Wisły. Kosztowało to wiele setek milionów złotych i na dodatek Euro 2012 ominęło Kraków ale kto wie? Może planowane za kilka lat mistrzostwa Starego Kontynentu które mają się odbyć w kilku krajach w końcu dotrą pod Wawel?
W samo południe 1 stycznia 2013 roku najważniejsza była jednak Cracowia i wznosząc noworoczny toast prezydent Majchrowski życzył głównie wszystkim powrotu klubu do Ekstraklasy którą to Pasy niefortunnie opuściły w ostatnim sezonie. Był szampan i ...ryk na trybunach: „K..wy wpuśćcie kibiców”. Zdezorientowanemu prezesowi klubu profesorowi Januszowi Filipiakowi sytuację tuż obok mnie tłumaczył jeden z dyrektorów. Chodziło o kiboli wnoszących na obiekt race i petardy co stanowiło niemałe zagrożenie. Kontrola osobista przeprowadzana na 2 zaledwie bramkach spowodowała wąskie gardło i pod stadionem kłębił się tłum. Profesor podjął szybką i co tu ukrywać odważną decyzję: „Wpuścić wszystkich jak najszybciej na moją odpowiedzialność”. Jak się potem przekonałem nie tak do końca wszystkich, bo bez karty kibica w Polsce mecz piłkarski można sobie obejrzeć, ale w telewizji.
Noworocznemu spotkaniu najbardziej wiernych Cracovii można się więc było można przyjrzeć przy akompaniamencie setek wybuchów, za to w blasku słońca które pięknie ociepliło wręcz wiosennie Kraków. Pierwsze kopnięcie piłki prezydenta do prezydenta poprzedziło wspólne wykonanie hymnu. Tu przyznam się iż w momencie gdy z głośników popłynął mocny głos Macieja Maleńczuka ciarki przeleciały mi po plecach. Te uwznioślone twarze ludzi którzy naprawdę ten klub kochają to było ciekawe doświadczenie. To były wielkie emocje wypisane na twarzach, porywające chwile i tylko ta świadomość że agresja marginesu pseudokibiców i szalikowców klubów krakowskich spowodowała wojnę w mieście psuła radość z przebywania w niemal świętym dla krakowian miejscu.
Sam mecz jak to mecz. Spotkanie wygrała 1. drużyna Cracovii 3:0 choć gdyby napastnicy rezerw wykorzystali w 15 minucie 3 setki to i wynik mógłby być wręcz sensacyjny. Pierwszą bramkę w roku 2013 zdobył Bartłomiej Dudzic który w przerwie wszem i wobec ogłosił, iż klątwy która głosi iż strzelec pierwszego gola w roku wkrótce potem rozstaje się klubem wcale się nie obawia. No cóż, pożyjemy, zobaczymy.
Arbitrami głównymi byli natomiast doskonale znani w Chicago Andrzej Turecki i Ireneusz Mierzejewski. Turecki to już nieomal legenda Cracovii. Był tu wiele lat zawodnikiem, trenerem, działaczem ,a w pewnym momecie ratując ukochany klub nawet współwłaścicielem.
Związany z Wietrznym Miastem od ponad 20 lat nigdy o swojej Cracovii nie zapomniał. Zaraził swą miłością do klubu żonę, potem córkę. Podejrzewam że wkrótce wróci do Polski na stałe tak przynajmniej sam zapowiada. W Chicago Andrzej jest uznanym sędzią, często gwiżdże na meczach z udziałem drużyn polonijnych.
Towarzyszy mu Ireneusz Mierzejewski który do Krakowa na noworoczne spotkanie przyleciał z rodziną dosłownie na kilka dni. Wielkie jest zaiste uczucie obu panów do Cracovii. Aby to zrozumieć musiałem to zobaczyć na własne oczy. Pozdrawiam noworocznie z jedngo z najpiękniejszych miejsc na Ziemi!
Slawek Sobczak