Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Nacjonalizmy i regionalizmy

Żyjemy w przedziwnych czasach. Zamiast cieszyć się względnym dobrobytem, coraz częściej martwimy sie o wszystko, boimy się o przyszłość. Zamartwiamy się, że mamy coraz mniej pieniędzy, a życie nasze takie nijakie. Otacza nas wszechobecny kryzys, nie tylko ekonomiczny, obyczajowy także. Nasza mądrość nie jest wystarczająca, by odepchnnąć obecne zagrożenia. Globalizm przetacza się jak walec przez świat i trudno go zatrzymać, tuż za nim podąża kryzys. Zazwyczaj po latach prosperity, nadchodzą chude lata, potem znów odradzamy się. Globalizm próbuje od lat zhomogenizować świat, opleść go bezwolną pajeczyną, by stał się jednym wielkim folwarkiem. Specjaliści od gospodarki, marketingu i zarządzania próbują od lat "skołchozić" świat. Uważają, że jedną wielką wioską będzie łatwiej zarządzać i czerpać ogromne korzyści. Nie pomyślano jednak, że świat jest wielką mozaiką, pełną zaszłości historycznych, tradycji i odmienności. Jedne kraje wydają się wkraczać w erę kosmiczną, inne tkwią jeszcze w późnym feudaliźmie. Są kraje – nawet w Europie – gdzie niektórzy ludzie nigdy nie słyszeli o kartach kredytowych, e-mailach, internecie. Tam życie płynie na wzór średniowiecznych, dawnych wspólnot. Jak połaczyć te dwa światy, nie wiadomo, nikt nie ma recepty. Wydaje się, że tylko rozwój gospodarczy i cywilizacyjny tych krajów zapóźnionych jest jedyną receptą. Ale to trwa latami. Nikt tym krajom nie da za darmo majątku, przecież musi być coś za coś. A jakże! Może te biedne kraje mąją bogactwa mineralne, może jeszcze inne walory, które można wykorzystać. Bogate nacje podbijają bez skrupułów ekonomicznie świat, a wojna gospodarcza trwa już setki lat. Pod płaszczykiem różnych organizacji, legalnych i mniej legalnych, a nawet pozornej pomocy próbuje się nawracać na właściwą drogę tych "prymitywnych" pogan, którzy z różnych względów pozostali w tyle. Kraje wysoko rozwinięte nie są skłonne bezinteresownie pomagać tym krajom, my wam damy to, ale wy musicie to i owo. A wszystko obliczone na własny zysk. Abstrahując od ekonomii, próbuje się jednoczyć Europę intelektualnie. To przecież niewykonalne zadanie. To nigdy się nie uda. Zaszłości historyczne są tak silne, że nie sposób narzucić z góry jednakowy wzorzec życia i bycia.

ReklamaUbezpieczenie zdrowotne dla seniorów Medicare

 


Świat budzi się obecnie, gdy szpony globalizmu i wyzysku przebrały miarę. Dziś kraje pragną wolności i swobody w decydowaniu o swojej przyszłości. Nikt nie chce dyktatu, żeby ktoś na przykad ustalał ile pomidorów można uprawiać w danym kraju, ile ryb łowić w Bałtyku, ile stoczni należy zamknąć. Ten dyktat gospodarczy powoduje postępujacą pauperyzację. Ekonomczne niszczenie krajów jest gorsze od wojny. A te biedaki się cieszą, że otrzymują jakieś tam finansowe subwencje. Ekonomia jest dzisiaj rzeczą najważniejszą, bez silnej ekonomii, żadne państwo się nie liczy.


 


Zadziwiającym jest jednak fakt, że nawet bogate kraje chcą dzisiaj samodzielności i swobody w decydowaniu o własnym losie. Popatrzmy na taką Wielką Brytanię, kiedyś była potęgą gospodarczą, dziś to kraj średnio zamożny, ale z dużymi ambicjami i pretensjami.


 


Szkoci coraz bardziej pragną niezależności. To dumny i patriotyczny naród. Widziałem to osobiście zwiedzając ten kraj parę lat temu. Nie dali się zasymilować. Wyglądają odmiennie niż Anglicy, są bardziej nordyccy, rudowłosi, niebieskoocy, piegowaci. To kraj waleczny i nacjonalistyczny. Nawet Rzymianom nie udało się podbić Szkocji. Szkocja ma dziś dużą autonomię, odrębne szkolnictwo, sądownictwo, ale chce niepodległości. Kto wie, czy w referendum za dwa lata Szkoci nie wypowiedzą się za niepodlegością. Ten mezalians Szkotów z Anglikami trwa już od ponad 300 lat. Podobno Szkocja jest za biedna (?), by mogła samodzielnie się rządzić. To oni – podobno – potrzebują bardziej Anglików, niż Anglicy Szkotów. Anglia uważa, że tylko akcent dzieli ich od Szkotów, Szkocja ma inne zdanie. Obecnie Wielka Brytania ma 63 milionów ludności, Szkotów jest tylko 5,5 milona. Czy rzeczywiście Szkotom po secesji będzie się wiodło lepiej?


 


Wędrujemy na Półwysep Iberyjski, a tam honorowa i dumna Hiszpania. Kraj piękny, o bogatej historii i kulturze. W Hiszpanii byłem drukrotnie, zawsze przywoziłem stamtąd niezwykłe wrażenia. Przeszłość podzieliła Hiszpanię na kilka regionów, a każdy bardzo niezależny i dumny. W kraju tym istnieje trzy nie kastylijskie (hiszpańskie) języki, a to : kataloński, baskijski i galicyjski. Autonomia Katalonii, Baskonii i Galicji była zawieszona podczas dyktaktury gen. Franco. Potem przywrócono częściowo autonomię, ale napięcia wciąż trwają, zwłaszcza teraz gdy Hiszpania pogrążona jest w kryzysie gospodarczym. Szczególnie Katalończycy wołają o secesję, o separatyzm od Hiszpanii. Jest ich 8, 5 mln, to pragmatyczna i dumna nacja. Sama Barcelona liczy 4,5 mln ludności. Katalonia daje 19 procent dochodu narodowego kraju. Katalończycy słyną z pracowitości w odróżnieniu od Kastyliczyków (Hiszpanów), którzy kochają relaks i wygodne życie.


 


Burzą się też Baskowie i Galicjanie. Czyżby dla wszystkich przyświecało hasło wypowiedziane przez LaPasionari podczas wojny domowej: "Lepiej umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach"?


 


Belgia – to przedziwny kraj. Tu seperatyzm jest ogromny. Ciągłe "tension" pomiędzy Walonami – mówiącymi po francusku, a Flamandami mówiącymi po holendersku. Walonia jest biedniejsza, a Flandria nie chce utrzymywać mniej zaradnych sąsiadów. Antagonizmy belgijskie instnieją od zarania niepodległości tego kraju (1830). Język francuski zawsze jednak dominował. Był oficjalnym językiem do roku 1898. Dopiero w 1921 roku uznano holenderski jako drugi oficjalny język. W tym kraju przeważają jednak Flamandowie, jest ich 6,5 mln, Walonów tylko 3,5 mln. Jaka będzie zatem przyszłość tego małego kraju po rozpadzie? Samodzielna Walonia i Flandria nie bardzo mają rację bytu. Niektórzy rozważają nawet możliwość przyłączenia Flandrii do Holandii, a Walonii do Francji, ale ten wariant wydaje się nierealny. Może Unia Europejska mająca siedzibę w Brukseli pogodzi zwaśnione nacje?


 


Kanada jest drugim pod wzgledem wielkości krajem świata, a ma tylko 29 mln ludności. W tym kraju prowincja Quebec jest francuskojęzyczna. Odkąd prezydent Francji Charles de Gaulle krzyknął: "Niech żyje wolny Quebec", wciąż odradza się separatyzm tej prowincji. Ciągle słyszymy o referendach mających przynieść niepodległość. Tu wciąż pamięta się upokorzenia i dyskryminację. Na tablicach rejestracyjnych samochodów widnieje napis" "Je me souviens", co znaczy "pamiętam". Prowincja ta wymusiła na Kanadzie, by ją uznano za "a distinct society" ...odrębną społeczność. Quebec obudził się w 1960 roku i chce być "maitre chez nous" – panem w swoim domu. W latach 1980 i 1995 odbyły się dwa referenda w sprawie niepodległości prowincji, ale oba nie przyniosły rozwiązania. Prowincja ta jest trzy razy większa od Francji, a zamieszkuje ją tylko 8 mln ludności. Spacerując po Mantrealu wydaje się – czasami – że jesteśmy w Paryżu, zwiedzając Ottawę, co krok mamy na ulicach napisy francuskie. Frankofoni wreszcie wywalczyli swoje prawa w Kanadzie.


 


Jesteśmy w USA. Tu się nie chce słyszeć o żadnej secesji, o rozpadzie Ameryki. Wciąż żywe są bowiem wspomnienia wojny domowej, która pochłonęła wiele istnień ludzkich. W 1860 roku doszło do wydarzenia bez precedensu w dziejach Unii. Legislatura Południowej Karoliny uznała federalną ustawę celną uchwaloną przez Kongres za niezgodną z konstytucją. Stan zagroził secesją, a potem doszło do wojny domowej. Obecnie w Ameryce pogrążonej w kryzysie ekonomicznym, odzywają się tu i ówdzie głosy nawołujące do secesji. Gdy prezydent Obama ponownie wygrał wybory nasiliły się żądania secesji. Szczególnie stany, gdzie wygrał Romney demonstrują swe niezadowolenie. Zarzucają rządowi federalnemu, że za dużo miesza się w sprawy poszczególnych stanów, że Ameryka tonie w długach. W Teksasie, gdzie wybory wygral Romney oburzenie było wielkie. Teksas nie lubi dużej kontroli rządu federalnego. Teksańczycy wysłali internetową petycję do Białego Domu żądając secesji. Jaka będzie reakcja rzadu, na pewno negatywna. Teksas w roku 1836 był niepodległym krajem, potem został zaanektowany przez Amerykę. Stan ten cierpi na manię wielkości, nawet kapitol w Austin (stolica stanu) jest wiekszy niż ten w Waszyngtonie. Najwększe rancho w Teksasie jest większe niż cały stan Rhode Island. Gospodarka tego ogromnego stanu (większy niż cała Europa bez Rosji) jest 30 razy większa od gospodarki Australii. Ale czy to wystarczy? Stan ten zdaje się nie pamiętać wielkiej pomocy otrzymanej od rządu federalnego po powodziach i pożarach. Byłem w Teksasie kilka razy, wciąż pamiętam zróżnicowanie topograficzne i serdeczność ludzi. Stan zamieszkuje 23 miliony ludności, w tym 35 % to Latynosi.


 


Czy "Lone Star State" – Stan Samotnej Gwiazdy – wybije się na niepodległość?


 


W ślad za Teksasem poszły inne stany, wielu obywateli tych stanów chce wystąpić z Unii. Są to: Oregon, Wyoming, North Dakota, Kolorado, Missouri, Arkansas, Luizjana, Mississippi, Michigan, Indiana, Kentucky, Alabama, Tennessee, Georgia, Floryda, South Carolina, North Carolina, New York, New Jersey. Na razie są to petycje internetowe. Aż strach pomyśleć co by się działo, gdyby powstało tyle nowych państewek. Byłby tumult i chaos.


 


Buntownikom przesyłam motto: "United we stand, divided we fall".


 


Zadziwia mnie Szwajcaria. Ten bogaty kraj, bardzo zróżnicowany etnicznie (cztery języki) ani nie myśli się rozpadać. Czyżby bogactwo było balsamem łagodzącym tarcia etniczne? Czyba tak. Chociaż, gdy byłem w Helwecji – tak Rzymianie zwali Szwajcarię, slyszałem tam przeróżne etniczne opowiastki, a to że niemczyzna szwajcarska jest niezrozumiałym bełkotem, że językiem retoromańskim (pozostałość po Rzymianach) mówią tam, gdzie nie dotarła jeszcze cywilizacja, etc, etc... A swoją drogą nie widać żadnego bogactwa w Szwajcarii. Gdy pytaliśmy gdzie wasze bogactwo, odpowiadano... w bankach. Można i tak.


 


W USA, jeszcze kilka lat temu, nikt nie śmiałby wspominać o secesji. Teraz, gdy kraj jest w nieco gorszej sytuacji ekonomicznej, niektórzy twierdzą, że źródłem kłopotów są nielegalni imigranci (13 mln). Mało kto zauważa, że nielegalni pracują za najniższe stawki, wykonując najcięższe manualne prace, słowem napędzają ekonomię kraju. Praca dawniej tworzyła pieniądz. W czasach ekonomii globalnej to spekulacja tworzy potęgę ponadnarodowych instytucji finansowych. Do czego doprowadzi takie myślenie, przekonamy się w najbliższej dekadzie.


 


Janusz Kopeć



2013

Reklama
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama