Propozycję sprawdzania przeszłości wszystkich nabywców broni, popieraną przez większość Amerykanów, LaPierre uznał za czyste szaleństwo. "Kryminaliści z pewnością nie będą sprawdzani, bo nikt ich do tego nie zmusi. I tak nie kupują broni w sklepach, zatem pomysł ten uderzy wyłącznie w ludzi, którzy szanują prawo". LaPierre jest przekonany, że sporządzenie listy właścicieli broni nie ułatwi pracy organom ścigania, lecz narazi ich na utratę prywatności, a nawet włamania w poszukiwaniu broni. Za skuteczniejsze rozwiązanie problemu przemocy z użyciem broni uważa lepszą opiekę nad osobami z zaburzeniami psychicznymi i uzbrojenie pracowników szkół. NRA zdecydowanie opowiada się przeciwko ograniczaniu jakiegokolwiek rodzaju broni, łącznie z bronią wojskowego typu. Dla organizacji nie ma znaczenia, że Adam Lanza zastrzelił dwudziestu uczniów ze szkoły Sandy Hook w Newtown używając AR-15, że James E. Holmes zabił 12 osób w kinie w Aurora w Kolorado, że Jared Loughner, który ciężko zranił kongresmankę Gabriel Giffords i zabił sześć osób, użył broni z magazynkiem dużej pojemności, że z takiej samej broni Seung-Hui Cho zastrzelił 32 osoby w Virginia Tech. Za prezydentury Billa Clintona posiadanie broni tego typu było nielegalne. Zakaz sprzedaży wojskowej broni zniesiono w okresie urzędowania George´a W. Busha. O ile LaPierre może mieć rację, że kryminaliści kupują broń ze źródeł pozostających poza kontrolą władz, to upieranie się przy pozostawieniu wojskowej broni w prywatnych rękach nie ma zbyt wiele sensu, choć odebranie ludziom tej broni też nie gwarantuje bezpieczeństwa. (eg)
Reklama








