Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 8 grudnia 2025 16:18
Reklama KD Market

Komitet Rozsiedlenia Polskich Wysiedleńców – zapomniana inicjatywa KPA

W czerwcu bieżącego roku minęła 60. rocznica powstania Komitetu Rozsiedlenia Polskich Wysiedleńców, który powstał z inicjatywy Kongresu Polonii Amerykańskiej, przyczyniając się do sprowadzenia do Stanów Zjednoczonych wielu tysięcy polskich uchodźców politycznych. Z racji jego zasług warto przypomnieć okoliczności powstania i działalność tej organizacji. Żyją jeszcze osoby, którym Komitet udzielił pomocy, żyją jeszcze jego działacze, ale dla większości środowiska polonijnego skrót ACRPDP, pod którym kryła się jego angielska nazwa, nic już nie mówi.

American Committee for the Resettlement of the Polish Displaced Persons, w skrócie ACRPDP, był odpowiedzią Kongresu Polonii Amerykańskiej na pojawianie się po II wojnie światowej problemu polskich uchodźców, którzy w ogromnej liczbie przebywali w osiedlach rozrzuconych po różnych krajach, zazwyczaj wiodąc nędzny żywot, zdani całkowicie na pomoc międzynarodowych organizacji.

Były dwie zasadnicze przyczyny pojawienia się polskich uchodźców. Pierwsza, to agresja hitlerowskich Niemiec i stalinowskiego Związku Sowieckiego na Polskę w 1939 r., której towarzyszyły masowe wysiedlenia i wywózki ludności polskiej. Miliony Polaków znalazły się w głębi Niemiec w roli jeńców wojennych i przymusowych robotników, z kolei na terenach opanowanych przez Sowietów prowadzono deportacje do Kazachstanu i na Syberię. Dziesiątki tysięcy Polaków uciekło z kraju we wrześniu 1939 r., a i potem młodzi ludzie przedzierali się na Zachód, gdzie powstał rząd polski na uchodźstwie i gdzie formowały się Polskie Siły Zbrojne.

Optymistycznie przewidywano, że po zwycięstwie nad Niemcami nastąpi szybka repatriacja wszystkich obywateli polskich przebywających na obczyźnie, a rząd polski w Londynie przygotowywał na tę okoliczność stosowne plany. Niestety, polityczne realia całkowicie je przekreśliły. Legalny rząd Rzeczypospolitej Polskiej przebywający w Londynie nie mógł wrócić do kraju, gdyż Związek Sowiecki postanowił narzucić Polsce rząd komunistyczny i włączyć ją do swojej strefy wpływów. Próby przeciwdziałania tym zamiarom ze strony władz polskich nic nie dały, głównie dlatego, że sojusznicze mocarstwa (Stany Zjednoczone i Wielka Brytania) nie zamierzały drażnić rosyjskiego niedźwiedzia i zgodziły się podczas konferencji w Jałcie na objęcie sowieckimi wpływami całej Europy środkowowschodniej.

Narzucenie Polsce rządów komunistycznych było szokiem nie tylko dla władz Rzeczypospolitej na uchodźstwie i podległych im żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych, ale również dla wielotysięcznych rzesz ludności polskiej wyzwolonej przez wojska amerykańskie i angielskie w Niemczech. Wszyscy oni musieli odpowiedzieć sobie na pytanie: wracać do komunistycznej Polski, czy pozostać na obczyźnie? Wybór nie był prosty. Ludzie przez wszystkie lata wojny marzyli o powrocie do kraju, połączeniu z rodziną, powojennej odbudowie. Z drugiej jednak strony bali się, że życie w nowym, narzuconym przez Sowietów ustroju może być nie tylko trudne, ale i niebezpieczne. Z kraju nadchodziły mało zachęcające wieści o ogromnych zniszczeniach, powojennej biedzie i prześladowaniach patriotów przez sowieckie NKWD i polskie UB.

W wytworzonej sytuacji wielu Polaków powstrzymywało się przed podjęciem ostatecznej decyzji o powrocie do kraju czekając na rozwój sytuacji w Polsce, gdzie miały się odbyć wybory parlamentarne z udziałem antykomunistycznego Polskiego Stronnictwa Ludowego. Byli i tacy, którzy od początku zdecydowali się nie wracać, głównie ze względu na swoje przekonania polityczne i z powodu oderwania od Polski Kresów Wschodnich, gdzie znajdowały się ich rodzinne domy.

Liczbowy wymiar problemu polskich uchodźców był ogromny. Na wyzwolonych przez wojska amerykańskie i brytyjskie obszarach Niemiec i Austrii według ostrożnych szacunków przebywało 1,2 milionów Polaków, głównie byłych przymusowych robotników, jeńców wojennych i więźniów obozów koncentracyjnych. Na Zachodzie znajdowało się również blisko 200 tys. żołnierzy, marynarzy i lotników z Polskich Sił Zbrojnych. Znaczne skupiska cywilnej ludności polskiej znajdowały się we Francji, na Wyspach Brytyjskich, a nawet w tak odległych regionach i krajach jak Bliski Wschód, Afryka Wschodnia, Indie, Liban, Meksyk i Nowa Zelandia.

W latach wojny polscy uchodźcy korzystali z pomocy i opieki rządu polskiego na uchodźstwie dysponującego kadrami dyplomatów i urzędników oraz sporymi środkami finansowymi przeznaczonymi specjalnie na ten cel. Wszystko to zmieniło się w początku lipca 1945 r., kiedy to rządy państw zachodnich wycofały uznanie dla rządu RP na uchodźstwie i uznały za jedynego przedstawiciela Polski zdominowany przez komunistów rząd w Warszawie. Pociągnęło to za sobą likwidację większości placówek dyplomatycznych i konsularnych, działających dotąd w krajach zachodnich, a co najważniejsze odcięcie kredytów, z których dotychczas finansowano działalność opiekuńczą na rzecz polskich uchodźców. Brytyjczycy podjęli również działania zmierzające do likwidacji Polskich Sił Zbrojnych.

Utraciwszy opiekę i pomoc rządu na uchodźstwie Polacy na Zachodzie mogli liczyć co najwyżej na pomoc organizacji międzynarodowych, najpierw UNRRA, a potem IRO (International Refugee Organization – Międzynarodowa Organizacja do Spraw Uchodźców), a także licznej Polonii amerykańskiej.

Polacy w Ameryce byli dobrze zorientowani zarówno w sytuacji panującej w Polsce, jak i położeniu polskich uchodźców w Europie i innych częściach świata. Ostatnie lata II wojny światowej i pierwsze lata powojenne przyniosły znaczne ożywienie w głównych skupiskach polonijnych. W 1944 r. powstał Kongres Polonii Amerykańskiej, który między innymi stawiał sobie za cel walkę o interesy narodu polskiego zagrożone sowiecką ekspansją. Prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej mecenas Karol Rozmarek prowadził szeroko zakrojoną akcję polityczną na gruncie amerykańskim i międzynarodowym, zmierzającą do uświadomienia politykom i zachodniej opinii publicznej zagrożeń, jakie płyną dla pokoju i stabilizacji z agresywnej polityki Stalina. Najbardziej spektakularnymi działaniami prezesa KPA były jego wyjazdy na konferencję założycielską ONZ do San Francisco wiosną 1945 r. i konferencję ministrów spraw zagranicznych wielkich mocarstw w Paryżu jesienią 1946 r. W obu tych miejscach pod nieobecność rzeczywistych reprezentantów narodu polskiego robił co mógł, aby interesy polskie zostały uwzględnione. Trudno powiedzieć, aby działania te przyniosły natychmiastowy efekt, długofalowo miały jednak niewątpliwy wpływ na stanowisko Zachodu wobec zagadnień polskich.

Prezes Rozmarek doceniał znaczenie problemu polskich uchodźców przebywających na Zachodzie i od chwili zakończenia wojny energicznie działał na rzecz jego rozwiązania w sposób uwzględniający polskie potrzeby i aspiracje. Gdy jesienią 1946 r. Karol Rozmarek na czele delegacji Kongresu Polonii Amerykańskiej wyruszył do Europy, jednym z głównych celów jego podróży były spotkania z polskimi politykami emigracyjnymi i dowódcami postawionych w stan likwidacji Polskich Sił Zbrojnych. W programie były również wizyty w obozach uchodźców cywilnych gęsto rozsianych w amerykańskiej, brytyjskiej i francuskiej strefie okupacyjnej Niemiec oraz udział w zjeździe Polonii zachodnioeuropejskiej, który odbywał się w Brukseli.
Podróż po Europie upewniła Rozmarka i jego kolegów z kierownictwa KPA, że sytuacja Polaków, zwłaszcza cywilów w Niemczech, jest dramatyczna i wymaga natychmiastowego działania. Konkretne postulaty zmierzające do ulżenia doli uchodźców prezes KPA przedstawił sekretarzowi stanu USA Jamesowi Byrnsowi w specjalnym raporcie. Wśród postulatów znalazła się propozycja przyjęcia 150 tys. Polaków na kontynent amerykański.

Kwestia emigracji uchodźców wojennych do Stanów Zjednoczonych od dawna nurtowała działaczy polonijnych. W masowej emigracji rodaków do Ameryki widzieli oni najlepszy sposób rozwiązania ich problemów, jeśli nie definitywnego, to przynajmniej przejściowego, do czasu wyjaśnienia się sytuacji w Polsce. Plany te wydawały się o tyle realne, że Stany Zjednoczone wychodziły z wojny jako supermocarstwo znajdujące się u progu gospodarczej prosperity, tak więc przyjęcie uchodźców wydawało się nie tylko możliwe, ale wręcz pożądane.

Sprawa nie była jednak prosta. Obowiązujące w Stanach Zjednoczonych ustawodawstwo imigracyjne było bardzo restrykcyjne i nie pozwalało na sprowadzenie większej liczby uchodźców. Kwoty imigracyjne uchwalone jeszcze w latach dwudziestych XX wieku bardzo ograniczały liczbę imigrantów z poszczególnych krajów. Właśnie dlatego około 1500 polskich cywilów, którzy przypłynęli w 1943 r. z Bliskiego Wschodu do Kalifornii skierowano do Meksyku, chociaż organizacje polonijne deklarowały chęć zaopiekowania się nimi na terenie USA. Zmieniło się to w pewnym stopniu po zakończeniu wojny, kiedy to Stany Zjednoczone uchyliły nieco szerzej wrota do emigracji. Dyrektywa prezydenta Trumana z 22 grudnia 1945 r. przewidywała zastosowanie preferencji dla uchodźców wojennych przy przyznawaniu wiz do Ameryki. Niestety nadal obowiązywały kwoty imigracyjne, dla obywateli polskich dopuszczająca imigrację tylko 6524 osób rocznie.

Okazało się jednak, że nawet ta niewielka kwota nie była wykorzystywana i w ramach dyrektywy Trumana otrzymało wizy tylko niecałe 2000 Polaków. Kongres Polonii Amerykańskiej nie mógł przejść nad tym faktem do porządku dziennego i musiał podjąć kroki, które stworzyły możliwości wyjazdu za ocean większej liczbie rodaków.

W grudniu 1946 r. na pierwszym po powrocie prezesa Rozmarka z Europy posiedzeniu zarządu wykonawczego KPA podjęto uchwałę o powołaniu specjalnego biura, które miało pomagać uchodźcom polskim w Niemczech w emigracji do Stanów Zjednoczonych. Do realizacji tego projektu doszło jednak znacznie później. W początkach listopada 1947 r. w Waszyngtonie odbyło się zebranie polonijnych organizacji, przedstawicieli Kościoła i prasy, na którym postanowiono powołać do życia Polski Komitet Wysiedleńców. Prezesem nowej organizacji miał być Józef Kania ze Zjednoczenia Polskiego Rzymsko-Katolickiego (ZPRK), a jego pierwszym zadaniem miało być sformowanie zarządu, składającego się z przedstawicieli jak największej liczby polonijnych organizacji.

Z tym były jednak trudności. Nowej inicjatywie przeciwstawiała się Rada Polonii Amerykańskiej, która od początku II wojny światowej zajmowała się działalnością charytatywną wśród Polaków i uważała powoływanie jeszcze jednej organizacji za niepotrzebne. Podobne stanowisko zaprezentowały inne organizacje, a sam Kania wycofał się z prac KPA. Nie zniechęciło to jednak prezesa Rozmarka i innych działaczy Kongresu, którzy przedstawili swój projekt na II Krajowej Konwencji KPA obradującej w maju 1948 r. w Filadelfii. Zebrani działacze polonijni zobowiązali wówczas władze organizacji do „poczynienia wszystkich starań celem umożliwienia wjazdu do Stanów Zjednoczonych byłym żołnierzom polskim i uchodźcom cywilnym z Niemiec, Anglii i innych krajów”. Wykonując tę uchwałę Zarząd Ścisły KPA na posiedzeniu 19 czerwca 1948 r. postanowił powołać do życia specjalny komitet, którego głównymi celami miało być zgromadzenie odpowiednich funduszów oraz adresów osób i firm mogących zapewnić przybyszom pracę i mieszkanie. Pomagać miał również w typowaniu osób uprawnionych do emigracji przebywających w obozach uchodźczych w Europie, a ponadto dbać o zaopatrzenie ich w rzeczy niezbędne do życia oraz zapewnić przejazd do Ameryki.

Nowej organizacji nadano nazwę Komitetu Rozsiedlenia Polskich Wysiedleńców, ale częściej używano angielskiej nazwy, która brzmiała: American Committee for the Resettlement of the Polish Displaced Persons (ACRPDP). Na czele Komitetu stanął znany działacz polonijny z Filadelfii sędzia Blair F. Gunther, piastujący funkcję cenzora Związku Narodowego Polskiego, sekretarzem został adwokat Edward Plusdrak z Chicago a skarbnikiem ks. Walerian Korcz z Gary w Indianie. Wśród dyrektorów Komitetu znalazła się m.in. prezeska Związku Polek w Ameryce Adela Łagodzińska i Karol Rozmarek, prezes ZNP.
Wyniki prac Komitetu za pierwsze dwa lata znamy ze szczegółowego sprawozdania sędziego Gunthera, które przechowywane jest wśród innych dokumentów Kongresu Polonii Amerykańskiej w Immigration History Research Center w Minneapolis.

Wynika z niego, że centrala Komitetu mieszcząca się w Chicago powołała swe lokalne placówki we wszystkich stanach, gdzie liczne były skupiska polonijne. Specjalnych przedstawicieli Komitetu zainstalowano w dwóch miastach portowych w Bostonie i Nowym Jorku, gdzie miały przybywać statki z polskimi uchodźcami. Byli nimi L. Babirecki (Nowy Jork) i Z. Zaporowicz (Boston). Uznano za konieczne również utworzenie przedstawicielstwa w Europie. Kierował nim pułkownik Bolesław Wichrowski, który urzędował na terenie Niemiec. Do Europy na kilka miesięcy wyjechała ponadto Franciszka Dymek, wiceprezeska ZNP, a jej celem było zorientowanie się w sytuacji polskich sierot przebywających w obozach na terenie Niemiec. W Chicago powstał Dom dla Wysiedleńców, który był pierwszą przystanią dla Polaków przybywających do tego miasta.

Duże nadzieje wiązano ze zbiórką funduszy na potrzeby akcji. Tak zwany Fundusz Wysiedleńczy powstał ze składek Polonii z poszczególnych stanów, ale wpływy na jego konto były stosunkowo niewielkie. W okresie do końca października 1950 r. zgromadzono zaledwie 33 762 dolarów. Blisko 2/3 tej sumy stanowiły wpłaty Polaków ze stanu Illinois, głównie z Chicago. Finanse Komitetu ratowały w tej sytuacji wpłaty i pożyczki poszczególnych organizacji polonijnych i donacje prywatnych sponsorów. Według prof. Joanny Wojdon, która badała działalność komitetu, jego łączne obroty w latach 1949-1952 zamknęły się kwotą około 450 000 dolarów.

Lepsze efekty przyniosła akcja wystawiania tak zwanych assurances, czyli gwarancji pracy i mieszkania, które były niezbędne, aby uchodźca polski z Europy mógł otrzymać wizę do Stanów Zjednoczonych. Ogółem wystawiono około 17 000 „assurances” dla uchodźców i członków ich rodzin. Była to liczba daleko niewystarczająca, zważywszy, iż pod koniec lat czterdziestych uchodźców polskich w Europie Zachodniej szacowano na kilkaset tysięcy. Pamiętać jednak trzeba, że z problemem powojennego uchodźstwa próbowało uporać się wiele organizacji, w tym także międzynarodowych i dopiero ich wspólny wysiłek doprowadził do zadawalających wyników.

Nie wszystkie wystawione przez amerykańskich Polaków gwarancje zostały wykorzystane. Jak wynika ze sprawozdania sędziego Gunthera, procedura emigracyjna była długa i niezwykle uciążliwa. Zwykle trwała kilka miesięcy i obejmowała cały szereg procedur tak na terenie Europy jak i w samych Stanach Zjednoczonych. Niektórzy uchodźcy zniechęceni przeszkodami rezygnowali z przyjazdu, inni z kolei potrafili zdobyć po kilka „assurances”, co oznaczało, iż część z nich została zmarnowana. W tej sytuacji w okresie do końca października 1950 r. sprowadzono do Stanów Zjednoczonych 7483 osoby. Największa liczba przyjechała do Illinois (3310) oraz stanów Michigan (1080), Pensylwania (885) i Indiana (701). Jakie były rezultaty prac Amerykańskiego Komitetu Rozsiedlenia Polskich Wysiedleńców w latach następnych nie wiemy. W archiwum w Minneapolis znajduje się kilkaset teczek akt, które zawierają szczegółowe informacje na temat poszczególnych osób i rodzin sprowadzonych do Stanów Zjednoczonych. Czekają wciąż na swojego badacza. 
dr Janusz Wróbel
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama