Koniec roku to tradycyjnie czas podsumowań, refleksji i wspomnień. Wybiegamy myślą w przyszłość z nadzieją, że będzie lepsza, a przynajmniej nie gorsza niż mijający rok. W tym okresie często z nostalgią wspominamy także „stare, dobre czasy”. Chyba każdemu z nas zdarzyło się zatęsknić za zwyczajami i czynnościami z przeszłości, które dziś znamy już tylko ze wspomnień.
W nastroju noworocznych podsumowań poprosiliśmy naszych czytelników, aby pomogli nam stworzyć listę czynności i zwyczajów, które albo całkiem zanikły, albo są praktykowane coraz rzadziej – z różnych powodów. Jedne dlatego, że byliśmy młodzi, żyliśmy w innym kraju, inne ze względu na postęp techniczny, jeszcze inne – bo zmieniły nam się upodobania.
Mamy nadzieję, że każdy z Państwa w tym nietypowym zestawieniu odnajdzie miłe elementy z przeszłości.
Zacznijmy od wymienianego najczęściej cerowania skarpetek, które było domeną mamy lub babci. Cenione, bo zwykle ręcznie robione na drutach, skarpety nakładało się na specjalny drewniany grzybek, jeśli ktoś go miał, albo na szklankę lub kubek. Specjalne do tego celu nici, dostępne w różnych kolorach, były dość grube i miękkie, a wykonana nimi cera nie uwierała w stopę.
Trzepanie dywanów wspominamy jako obowiązek ciężki i brudzący. Zrolowany dywan wynosiło się – na ogół z czyjąś pomocą – i rozwieszało na trzepaku, urządzeniu obecnym na każdym podwórzu. Nie sposób wspomnieć także zabaw dzieci przy tym jakże wielofunkcyjnym urządzeniu. Pożyteczną konstrukcję, służącą za uniwersalny przyrząd gimnastyczny, zastąpiły z czasem place zabaw z huśtawkami i piaskownicami.
Ostrzenie brzytwy na pasku od spodni pamiętają jako coś bardzo odległego i niemal egzotycznego osoby, których ojcowie golili się tym niebezpiecznym przyborem. Kiedy brzytwa przestawała być ostra... jak brzytwa, jej właściciel zaczepiał na klamce klamrę paska i napinając go lewą ręką, powolnymi, wyćwiczonymi przez lata ruchami przesuwał po nim ostrze, od czasu do czasu próbując na kartce papieru, czy już dosyć. Odważniejsi próbowali palcem.
Również męską sprawą było – przed większymi świętami – żmudne ucieranie majonezu do sałatki jarzynowej. Pani domu powoli wkładała i wlewała do glinianej miski, trzymanej między kolanami męża, niewielkie porcje składników – żółtek, oleju i przypraw, a on ucierał je drewnianym wałkiem zakończonym gałką. Ucierać należało mocno, szybko i koniecznie w jednym kierunku, żeby majonez się nie zwarzył, bo wtedy pracę trzeba było zaczynać od nowa.
Do kobiet należało pranie na tarze w balii lub wanience, wyciskanie upranych rzeczy wyżymaczką z korbą, a następnie rozwieszanie ich na sznurach – rozpiętych na podwórku lub w domu. Z czasem panie domu wyręczyła pralka Frania, potem automatyczna, a ostatnio coraz częściej pralnia chemiczna.
Wspólnym w wielu rodzinach zadaniem było wiórkowanie, pastowanie i froterowanie podłóg, zanim zaczęto je lakierować. Przy pomocy dostępnych w handlu drobnych stalowych wiórków doskrobywało się parkiet do czystości, kobieta go pastowała i szła odpoczywać przy gotowaniu obiadu, a mąż doprowadzał podłogę do połysku, chodząc po niej na suknach. Któż z nas nie pamięta przy tym zapachu pasty „Agata”...
Wspomnienie o powiększaniu się rodziny przywodzi na myśl codzienne pranie tetrowych pieluszek i gotowanie mieszanki dla karmionych z butelki niemowląt. Pojawienie się w handlu jednorazowych pieluch i gotowych odżywek znacznie ułatwiło życie rodziców, zwłaszcza matek.
Robienie przetworów na zimę nie zanikło całkiem, w wielu domach docenia się ich walory smakowe i oszczędność produkcji. Dodatkowym bodźcem jest chęć zachowania nadmiaru owoców i warzyw z własnego ogródka.
Niektórzy panowie z sentymentem wspominają chałupnicze pędzenie bimbru, którego rzadko używało się po prostu do picia, a częściej – do produkcji własnych nalewek i innych alkoholowych delicji.
Na liście czynności zdecydowanie wypartych przez postęp techniczny i niższe ceny produktów królują: nakręcanie zegarka, oddawanie pończoch i rajstop do punktów repasacji, czyli podnoszenia oczek, a panie starszej generacji dobrze pamiętają mycie włosów mydłem i płukanie ich wodą z octem, zanim zaczęto produkcję szamponów i odżywek do włosów.
Większość z nas chciałaby móc – jak dawniej, przed epoką pasteryzacji – nastawiać mleko na kwaśne, choćby na kolację, której głównymi składnikami były: zsiadłe mleko plus ziemniaki z masłem i koperkiem.
Gorzej, choć ze szczyptą humoru, wspominamy powszechny zwyczaj parzenia kawy w szklankach i podawania jej razem z fusami, co było powszechne nawet w kawiarniach.
Do uświęconych tradycją czynności należało zabieranie w podróż kanapek i jajek na twardo, po które sięgało się do podręcznej torby chwilę po ruszeniu pociągu.
W epoce minionej pod względem technicznym mieści się wysyłanie telegramów – nie tylko z komunikatami typu „PRZYJEZDZAM W PIATEK O CZWARTEJ PIETNASCIE STOP CZEKAJ NA DWORCU PRZY WYJSCIU BASIA”, ale i takich na ozdobnym blankiecie, z życzeniami, gratulacjami czy zawiadomieniami o radosnych wydarzeniach rodzinnych.
Znacznie później zaczęło się zamawianie rozmów międzymiastowych przez szczęśliwych posiadaczy nielicznych jeszcze telefonów.
Z działań typu towarzyskiego trzeba koniecznie odnotować wpadanie do krewnych i znajomych bez uprzedzenia (bo jakże można było uprzedzać bez telefonów?). Wpadaliśmy sami i wpadano do nas. Gości przyjmowało się tym, co akurat było w domu, a rozmowy trwały nieraz parę godzin.
Na koniec wymieńmy – z żalem – odchodzące w zamierzchłą przeszłość pisanie listów. Dla młodych ludzi, żyjących od rana do wieczora ze smartfonem w ręku, jest to czynność znana wyłącznie ze słyszenia lub z literatury.
Jak zmieni się w bliższej i dalszej przyszłości nasza codzienność? Co z rzeczy uważanych dziś za zwykle i normalne będziemy wspominać podobnie, jak tu wymienione? Trudno przewidzieć. Ale korzystając z tak wciąż żywego środka przekazu jak gazeta, życzymy czytelnikom – naszych obu wersji: papierowej i elektronicznej – szczęśliwego Nowego Roku.
Krystyna Cygielska
[email protected]
fot.pixabay.com









