-
Anna Siarkiewicz
- Czułam zapewne to samo co większość ludzi na świecie, w cywilizowanym świecie, tych, którzy mogli zobaczyć w telewizji na żywo, co się działo. Byłam przerażona, wystraszona, bałam się. Tego dnia byłam w moim rodzinnym Lublinie, na szkoleniu, odcięta od wiadomości z zewnątrz. Telefon komórkowy miałam wyłączony. Wracając do domu, miałam dziwne uczucie, że coś jest nie tak, ludzie byli jacyś niespokojni. Kiedy włączyłam radio w samochodzie i na każdej niemal stacji była relacja z Nowego Jorku, pomyślałam, że świat do końca zwariował. Telefon włączyłam około godziny siódmej wieczorem, gdy dojeżdżałam do domu. Zdziwiła mnie liczba wiadomości, które nagrano mi w ciągu dnia. Jako jedną z pierwszych odsłuchałam wiadomość od mojej siostry, która przerażonym głosem mówiła: „Basia, Nowy Jork się pali, co to będzie?”, potem kilka kolejnych tej samej treści. Włączając telewizor drżącymi dłońmi, nie spodziewałam się, że zobaczę niemal film since fiction. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Całą noc oglądałam relację ze łzami w oczach.
Barbara Woskowski
- Tego dnia byłam wydawcą dziennika w polonijnej telewizji w Chicago. Jak zwykle w dni swojego dyżuru przychodziłam do redakcji dość wcześnie. Zapowiadał się wtorek bez większych rewelacji. Jakaś konferencja prasowa burmistrza Daley’ego, sprawy miasta, sprawy Polonii. Pokój redakcyjny był jeszcze pusty, kiedy nacisnęłam na pilota uruchamiającego telewizor z zazwyczaj wyłączonym dźwiękiem. Przeglądając kalendarz wydarzeń na 11 września, sięgnęłam po pilota ponownie, by przełączyć kanał. Pamiętam, że patrząc obojętnie na uderzający w drugą wieżę WTC samolot pomyślałam: „czy ten kraj zwariował, serwując widzom takie horrory do porannej kawy” i w tym samym momencie uruchomiłam w telewizorze fonię ciągle w przeświadczeniu, że patrzę na hollywoodzką, katastroficzną produkcję. Dopiero to, co usłyszałam, wbiło mnie w fotel. Nie wiem, kiedy redakcja zapełniła się kolegami, pamiętam natomiast, że wszyscy w jakimś zapamiętaniu pracowaliśmy przez cały dzień nad wieczornym wydaniem lokalnego dziennika niemal do ostatniej możliwej minuty, by móc przekazać jak najwięcej wiadomości z miejsc zamachów.
Małgorzata Błaszczuk
- w telewizji TVN. Zaczął komentować wydarzenia, lecz nagle mu przerwano, ponieważ samolot uderzył w Pentagon. „Boże uchowaj nas” - powiedział z wielkim przejęciem dziennikarz. Do końca dnia oglądałem szklany ekran i emocje we mnie nie opadały. Rafał Muskała
- Tego dnia byłam wydawcą dziennika w polonijnej telewizji w Chicago. Jak zwykle w dni swojego dyżuru przychodziłam do redakcji dość wcześnie. Zapowiadał się wtorek bez większych rewelacji. Jakaś konferencja prasowa burmistrza Daley’ego, sprawy miasta, sprawy Polonii. Pokój redakcyjny był jeszcze pusty, kiedy nacisnęłam na pilota uruchamiającego telewizor z zazwyczaj wyłączonym dźwiękiem. Przeglądając kalendarz wydarzeń na 11 września, sięgnęłam po pilota ponownie, by przełączyć kanał. Pamiętam, że patrząc obojętnie na uderzający w drugą wieżę WTC samolot pomyślałam: „czy ten kraj zwariował, serwując widzom takie horrory do porannej kawy” i w tym samym momencie uruchomiłam w telewizorze fonię ciągle w przeświadczeniu, że patrzę na hollywoodzką, katastroficzną produkcję. Dopiero to, co usłyszałam, wbiło mnie w fotel. Nie wiem, kiedy redakcja zapełniła się kolegami, pamiętam natomiast, że wszyscy w jakimś zapamiętaniu pracowaliśmy przez cały dzień nad wieczornym wydaniem lokalnego dziennika niemal do ostatniej możliwej minuty, by móc przekazać jak najwięcej wiadomości z miejsc zamachów.
Małgorzata Błaszczuk
- Czułam zapewne to samo co większość ludzi na świecie, w cywilizowanym świecie, tych, którzy mogli zobaczyć w telewizji na żywo, co się działo. Byłam przerażona, wystraszona, bałam się. Tego dnia byłam w moim rodzinnym Lublinie, na szkoleniu, odcięta od wiadomości z zewnątrz. Telefon komórkowy miałam wyłączony. Wracając do domu, miałam dziwne uczucie, że coś jest nie tak, ludzie byli jacyś niespokojni. Kiedy włączyłam radio w samochodzie i na każdej niemal stacji była relacja z Nowego Jorku, pomyślałam, że świat do końca zwariował. Telefon włączyłam około godziny siódmej wieczorem, gdy dojeżdżałam do domu. Zdziwiła mnie liczba wiadomości, które nagrano mi w ciągu dnia. Jako jedną z pierwszych odsłuchałam wiadomość od mojej siostry, która przerażonym głosem mówiła: „Basia, Nowy Jork się pali, co to będzie?”, potem kilka kolejnych tej samej treści. Włączając telewizor drżącymi dłońmi, nie spodziewałam się, że zobaczę niemal film since fiction. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Całą noc oglądałam relację ze łzami w oczach.
Barbara Woskowski
9/11 w naszych wspomnieniach
Gdyby nie wydarzenia w Nowym Jorku, Waszyngtonie i Pensylwanii, większość z nas nie potrafiłaby dziś odpowiedzieć na pytanie: co robiłam/robiłem 11 września 2001 roku. Mimo, że od tego dnia minęła cała dekada, chyba każdy z nas pamięta, gdzie zastała go ta koszmarna wiadomość.
- 09/11/2011 11:53 AM
Gdyby nie wydarzenia w Nowym Jorku, Waszyngtonie i Pensylwanii, większość z nas nie potrafiłaby dziś odpowiedzieć na pytanie: co robiłam/robiłem 11 września 2001 roku. Mimo, że od tego dnia minęła cała dekada, chyba każdy z nas pamięta, gdzie zastała go ta koszmarna wiadomość.
Reklama








