Co najmniej dziesięć bidonów wody wypił każdy kolarz na czwartym, najdłuższym etapie 74. Tour de Pologne z Zawiercia do Zabrza (238 km). Zawodnicy ścigali się przy temperaturze 34-36 stopni Celsjusza i niewiele im pomagał słaby wiatr.
„Pogoda fajna, gorąco, ale ja tak lubię. Lepiej ciepło niż zimno. Dystans prawie 240 kilometrów, więc było co jechać” – mówił Rafał Majka, który utrzymał trzecią lokatę w klasyfikacji generalnej.
Jego kolega klubowy i lider wyścigu Peter Sagan nie zdołał powtórzyć sukcesu z Krakowa, gdzie pewnie zwyciężył. W Zabrzu finiszował na trzeciej pozycji, ale Majka nie odebrał tego jako porażki drużyny Bora Hansgrohe.
„Atmosfera jest bardzo dobra. Mamy już jedną wygraną, wczoraj obaj stanęliśmy na podium. Dziś Peter powiększył przewagę w klasyfikacji generalnej, a jutro może dołożyć kolejną bonifikatę. Możemy wygrać wyścig z Peterem, też fajnie by było. Chciałbym stanąć na podium, ale najważniejsze, by drużyna wygrywała, a nie tylko ja” – podkreślił.
Maciej Paterski, który zachował różową koszulkę najlepszego "górala”, chyba gorzej znosił upał. „Wypiłem dziś co najmniej dziesięć bidonów wody” – wspomniał.
Najszczęśliwszym zawodnikiem na mecie przy stadionie Górnika Zabrze był Caleb Ewan. Znakomity australijski kolarz wreszcie wygrał etap. W Krakowie przegrał tylko z Saganem.
„Pierwszy raz wygrałem w Polsce. Finisz nie był łatwy, ponieważ przejechaliśmy bardzo długi etap i byłem już zmęczony. Z Saganem rozpoczęliśmy sprint w tym samym momencie, ale tym razem ja go wyprzedziłem” – powiedział Ewan.
Chyba nie do końca zadowolony był najszybszy z Polaków 19-letni Alan Banaszek. Kolarz drużyny CCC Sprandi Polkowice zajął dziewiąte miejsce, ale jeszcze 30 metrów przed metą był znacznie wyżej. Wyprzedził jednak wielu renomowanych sprinterów i po raz pierwszy w karierze uplasował się w pierwszej dziesiątce wyścigu World Tour.
(PAP)
Reklama








