Słowa „Facebook” nie trzeba tłumaczyć nikomu, to tak jakby wyjaśniać znaczenie słowa „mleko” lub „rower”. Angielskie sabbatical brzmi może nieco diabolicznie, ale nie ma nic wspólnego z okultyzmem, oznacza po prostu urlop, a konkretnie urlop pracowników naukowych. Facebook Sabbatical to postanowienie mające pomóc w zwolnieniu codziennego tempa i w walce z natłokiem informacji. Klikając w odpowiednią ikonkę można odłączyć się na kilka dni, na tydzień lub na miesiąc. Dłuższej opcji nie ma, chyba że decyzję o detoksie od mediów społecznościowych podejmie się samemu, a nie z powodu kolejnej, nomen omen, facebookowej mody.
Mniej Facebooka
„Drogi Facebooku, to nie przez ciebie, tu chodzi o mnie. Po prostu myślę, że musimy rozstać się na jakiś czas. Wielkie dzięki! #FacebookSabbatical” – taka automatyczna wiadomość towarzyszy ogłoszeniu czasowego zniknięcia z tego najpopularniejszego internetowego portalu społecznościowego. W ostatnich dniach decyduje się na nią coraz więcej użytkowników. Obok pójścia na siłownię, regularnego biegania i przejścia na dietę, tymczasowy odwyk od mediów społecznościowych – to popularne w tym roku postanowienie noworoczne.
Projekt "FacebookSabbatical powstał z inspiracji esejem felietonisty „New York Timesa” Pico Iversa pt. „The Joy of Quiet” („Radość ciszy”). „Z zachłyśnięcia się nowoczesnymi urządzeniami, które miały oszczędzać nasz czas, moja generacja doszła do punktu, w którym musi się od nich odłączać po to, żeby mieć więcej czasu. (…) Jesteśmy jak nastolatki, które w jednej chwili przeszły ze stanu braku wiedzy o świecie, do tej wiedzy nadmiaru” – pisze Ivers, przywołując korzyści ograniczenia technologii w codziennym życiu i odłączenia się od mediów społecznościowych.
Marcin Klepa, 35-letni elektryk z Chicago, od Facebooka odłącza się regularnie, średnio raz do roku. Czasem na miesiąc, a najdłużej na trzy. – Śledzenie tego wszystkiego daje poczucie dużej łączności ze światem, ale zniewala. Bo to wirtualny świat. Oglądasz zdjęcia kumpli z wycieczek i dajesz lajka zamiast samemu się zebrać i gdzieś pojechać. Lajkujesz cytaty mądrych ludzi, zamiast przeczytać książki, które napisali – mówi Marcin. – Facebook daje złudzenie kontaktu. W sieci ludzie mają tysiące znajomych, a na żywo nawet sobie „cześć” nie powiedzą. Ja cenię sobie prawdziwe przyjaźnie – dodaje.
Odwyk od lajków
– Odwyk od mediów społecznościowych polecam wszystkim. Zacznijmy od małych kroków, niech to na początek będzie godzina lub pół dnia bez Facebooka. A jeszcze lepiej – poinformujmy naszych internetowych znajomych, że robimy sobie przerwę i odłączmy się na dłużej, choćby na tydzień lub na miesiąc – radzi Maryla Jaworska, psycholog ze Zrzeszenia Amerykańsko-Polskiego w Chicago, która daleka jest od potępiania w czambuł mediów społecznościowych. Zaleca jednak rozsądek.
– Zawsze są dwie strony medalu albo dwa końce kija, czyli plusy i minusy. Zacznę od tego, że to świetnie, że Facebook istnieje, bo dzięki niemu możemy odnaleźć choćby przyjaciół z dzieciństwa. Facebook ułatwia kontakty z ludźmi, możemy podglądać, jak wygląda życie naszych wirtualnych znajomych i czujemy się „socjalnie zaopatrzeni”. Niestety, ta bliskość wirtualna nie oznacza bliskości w świecie realnym, wręcz przeciwnie – jesteśmy od siebie coraz bardziej oddaleni. Jesteśmy niby z tymi ludźmi, ale nawet nie na pół, a nawet i ćwierć gwizdka. Weźmy przykład niedawnego rozsyłania świątecznych życzeń. Wystarczy wkleić obrazek lub filmik z życzeniami i kliknąć w opcję „wyślij do wszystkich znajomych”. Ludziom nie chce się zadzwonić, czy choćby napisać kilku słów, zadać sobie choć odrobiny trudu. To bardzo smutne – mówi Jaworska.
Facebook? Nigdy!
Wojtek, który nie chce podawać nazwiska, konta na Facebooku nigdy nie miał i mieć nie zamierza. Nie dlatego, że brak mu umiejętności technologicznych – na co dzień korzysta w pracy z komputera i smatrfona. Zapoznał się z Facebookiem dzięki swojej 20-letniej córce i kategorycznie stwierdził, że to nie dla niego. Prowadzi dwie firmy, właśnie otwiera kolejną i w tym konkretnym przypadku bez konta na Facebooku się nie obejdzie, bo jest to wymóg marketingowy. Ale konto prywatnie nie jest mu do niczego potrzebne.
– W naszych czasach wolny czas to towar coraz bardziej deficytowy, a media społecznościowe pochłaniają go bardzo dużo. Ja dbam o to, żebym miał jak najwięcej wolnego czasu przeznaczonego dla mnie i mojej rodziny. Druga sprawa – bardzo cenię sobie prywatność, a Facebook by ją naruszał. Nie widzę powodu, by zaglądać ludziom w życie i nie życzę sobie, żeby ktoś zaglądał w moje – mówi Wojtek. On sam woli spotkania w realu, wspólne wypicie kawy i rozmowę w cztery oczy, w ostateczności przez telefon.
Wojtek, 47-letni przedsiębiorca z Schaumburga z radością obserwuje trend odłączania się od Facebooka, tę decyzję podjęło już wielu jego znajomych.
– Ale znam też wiele osób, które korzystają z mediów społecznościowych w sposób nierozsądny i szkodliwy. Narzekają, że tracą w sieci mnóstwo czasu, zdarza się, że jakaś facebookowa dyskusja emocjonalnie ich rozstraja. Często słyszę „wyrzuciłbym to, bo ten Facebook jest mi do niczego niepotrzebny”. Spotykamy się następnym razem, a on rozmawiając ze mną siedzi z nosem w smartfonie. To współczesne uzależnienie.
Fejs jak narkotyk
Magda ma 36 lat, pracuje w biurze w polonijnej firmie w Chicago. Kilka lat temu, po trzech latach korzystania z Facebooka, złapała się na tym, że budzi się w nocy, żeby sprawdzić co się dzieje „na fejsie”: – Sprawdzałam podczas posiłków, w samochodzie na czerwonym świetle. Nagle zrozumiałam, że jestem uzależniona i powiedziałam sobie „stop”. Odłączyłam się na dwa tygodnie, to wystarczyło, żeby odzyskać nad tym względną kontrolę. Korzystam z Facebooka codziennie, ale już nie tak obsesyjnie. Nie budzę się w nocy, nie odpalam fejsa za kierownicą.
Odłączyć się było trudno, choć Magda rzadko publikowała posty i zamieszczała zdjęcia. Wolała podglądać innych, biernie obserwować życie swoich wirtualnych przyjaciół. – To było jak narkotyk. Na początku po odłączeniu czułam, że czegoś bardzo mi brak, myślałam, co tam się akurat dzieje, co kto napisał i jakie wrzucił zdjęcie. Facebook stał się moim jedynym źródłem informacji, oknem na świat – wspomina Magda. Po dwutygodniowej przerwie zdała sobie sprawę, że Facebook to informacyjny śmietnik: – Wyrzuciłam z grona znajomych osoby, które chwaliły się macierzyństwem, opisując ile kupek dziennie zrobiło ich dziecko i ile założyły pampersów. Nie lubię też polityki, jak ktoś za mocno wpycha się ze swoimi poglądami – od razu blokuję.
Przeciętny Amerykanin spędza przed ekranem komputera, telewizora i smartfona aż osiem i pół godziny na dobę. Statystyczny amerykański nastolatek wysyła dziennie przynajmniej 75 wiadomości tekstowych"
Dlatego kilka razy do roku Magda robi sobie krótki internetowy detoks. Tydzień w wakacje i dwa tygodnie, które każdego roku spędza u rodziny w Polsce. Często odłącza się na weekendy, szczególnie kiedy na świecie dzieje się coś tragicznego, jak atak terrorystyczny albo masowa strzelanina.
Życie jak film
Agnieszka Kozina, 26-latka z Chicago dwa tygodnie temu obchodziła czwartą rocznicę odłączenia. Kiedyś na Facebooku spędzała pięć-sześć godzin dziennie, teraz wchodzi na fejsa raz na kilka miesięcy. Wyjście na imprezę, kawa w Starbucks, zakupy, wakacje w tropikach – bez przerwy, na bieżąco relacjonowała swoje życie. – W końcu poczułam, że nie mam za grosz prywatności, że wszyscy wiedzą o mnie wszystko. To nie jest normalne życie. Postanowiłam zniknąć, ale nie było to łatwe. Byłam wtedy na studiach i moje życie było bardzo aktywne, wciąż gdzieś bywałam i poznawałam setki ludzi. Relacjonowanie tego na Facebooku jeszcze to wszystko podkręcało, było jak film, w którym grałam główną rolę. Dzisiaj z perspektywy czasu widzę, że było to uzależnienie, obsesja.
Dzięki odłączeniu Agnieszka przestała się porównywać do innych i stresować, że komuś nie dorównuje, że jest gorsza, bo koleżanka wrzuca zdjęcia z Karaibów, podczas gdy ona marznie w Chicago. Zniknęła z Facebooka, ale używa Twittera, bo pracuje w mediach i musi być na bieżąco. Ma też konta na Snapchacie i Instagramie, ale 3,5 miesiąca temu zdecydowała, że czas na odłączenie. Poczuła, że znowu wpada w obsesję.
Szybcy i puści
Przeciętny Amerykanin spędza przed ekranem komputera, telewizora i smartfona aż osiem i pół godziny na dobę. Statystyczny amerykański nastolatek wysyła dziennie przynajmniej 75 wiadomości tekstowych. Jesteśmy przepełnieni informacjami, a jednocześnie czujemy się coraz bardziej puści i wypaleni.
Francuski filozof Blaise Pascal już w XVII wieku pisał, że największe problemy człowieka biorą się z nieumiejętności posiedzenia w samotności w pustym pokoju, a im więcej informacji przyswajamy, tym bardziej czujemy się podle. Nic dziwnego zatem, że coraz większą popularnością cieszą się wakacyjne ośrodki położone w miejscach, gdzie nie działają telefony komórkowe, w których słono trzeba zapłacić za pokój bez wi-fi i telewizora. Informacyjne przeładowanie sprawia, że ludzie coraz chętniej szukają wytchnienia w miejscach oddalonych od zgiełku. Po modzie na „eco”, „green” i wszystko co organiczne, na topie są wszelkie aktywności z przedrostkiem „slow” – od jedzenia, mody i kina aż po „powolne” podróżowanie, architekturę i korzystanie z technologii. W „powolnej” filozofii nie chodzi o wykonywanie wszelkich czynności z prędkością ślimaka, ale o życie we właściwym, naturalnym tempie. Ludzie coraz częściej odłączają się od internetu w weekendy, zamiast w strzelanki na konsolach wolą pograć w szachy, brydża lub monopol. W dobrym tonie jest pójście z przyjaciółmi na długi niedzielny spacer „zapominając” z domu telefonu komórkowego.
Wolność odłączonego
Pico Iver w swoim eseju, podsumowując trend odcinania się od internetu i mediów społecznościowych, tak pisze o pokoleniu, które urodziło się w erze cyfrowej: „Te dzieci jutra mają nad nami przewagę, bo potrafią wyłapać nie to, co najnowsze, ale to, co najważniejsze”.
Do tego pokolenia należy Emil Kozakiewicz, 21-latek z Palatine, który od mediów społecznościowych odłączył się 1,5 roku temu. Dlaczego? Zdaniem Emila na Facebooku każdy zamienia się w performera i to co prezentuje nie ma wiele wspólnego z prawdziwym życiem. To kreacja, a w dodatku szkodliwa, bo często kierowana niskimi potrzebami, narcyzmem i rozbuchanym ego. Jeśli próbujesz żyć w zgodzie z jakimiś wartościami, mieć jakieś wyższe cele, to Facebook ciągnie cię w dół, w przeciętność, która stała się tam normą. Media społecznościowe promują zazwyczaj płytkie wartości, odcinają od autentyczności i od kontaktu z samym sobą. Bo prawda jest taka, że internetowa popularność nie jest nic warta – jest nieprawdziwa.
Emil podkreśla, że od odłączenia zaczął więcej myśleć, czytać i analizować: – Od kiedy zniknąłem z Facebooka i innych portali, przede wszystkim czuję się zdrowszy – psychicznie i duchowo. Mam więcej czasu na bycie tu i teraz, nie marnuję go. Nie porównuję się do innych, tylko do samego siebie z wczoraj – tylko tak mogę mierzyć swój realny rozwój. A przede wszystkim – czuję się wolny.
Grzegorz Dziedzic
[email protected]
fot.Diego Azubel/EPA/REX/Shutterstock









