Koszykarze Loyola Ramblers (11) w pierwszym meczu Final Four uniwersyteckiej ligi NCAA zagrają w sobotę w San Antonio o godz.17.09 z Michigan Wolverines (3). Po nich na parkiet wejdą dwie „jedynki” Villanowa Wildcats i Kansas Jayhawks. Zwycięzcy spotkają się w poniedziałek w wielkim finale.
Wcześniej tylko trzem zespołom rozstawionym z numerem 11 udało się awansować do Final Four. Wolverines z numerem 3 znaleźli się w najlepszej czwórce planowo, choć zwycięstwa nad Houston w pierwszej rundzie 64:63 i w czwartej nad Florida State 58:54, zapewnili sobie dopiero skutecznym finiszem.
Trudniejszą przeprawę miała Loyola, która trzy pierwsze swoje spotkania z Miami, Tennessee i Nevadą wygrała rzutami w ostatnich sekundach i tylko mecz z Kansas State praktycznie od początku do końca układał się po jej myśli.
Zwycięstwa nad wyżej rozstawionymi rywalami uczyniły z niej turniejowego Kopciuszka, dla jednych skazanego w sobotę na pożarcie, dla innych mogącego iść na zwycięskiej fali rozpędu po kolejną sensację, bo awans do wielkiego finału taką niewątpliwie będzie.
Michigan jest faworytem, nie tylko dlatego, że jest aż o osiem miejsc wyżej rozstawiony. Jest faworytem dlatego, że osiem razy był już w Final Four, pięć razy w wielkim finale, ma większe tradycje i co roku oddaje do NBA swoich najlepszych graczy. Najbardziej znanymi są Chris Weber, Juwan Howard, Jalen Rose. Kiedyś zadziwiali na parkietach NBA, teraz są cenionymi komentatorami i analitykami stacji telewizyjnych.
Michigan jest faworytem również dlatego, że ma mocniejszy skład. Kluby uniwersyteckie marzą o świetnym rozgrywającym. Wolverines mają ich aż trzech. Charles Matthews, Muhammed-Ali Abdur Rahkman i Zavier Simpson dobrze bronią, jeszcze lepiej podają i są szalenie skuteczni w rzutach za trzy punkty. Jednak najlepszym ich przedstawicielem jest Moritz Wagner. Pochodzący z Berlina środkowy ma realne szanse iść w ślady swojego rodaka Dirka Nowitzkiego.
Te atuty mogą przeważyć, ale nie muszą. Wszystkie cztery zespoły, które poległy z Ramblers, też były faworytami, teraz pozostało im oglądać zmagania najlepszej czwórki na ekranach telewizora.
Jeżeli wygrywa się 32 mecze w sezonie, to dlaczego nie można tego dorobku w sobotę powiększyć do 33, a w poniedziałek do 34. Jeżeli wchodzący z ławki Ben Richardson powtórzy swoją dyspozycję z meczu z Kansas State, Cameron Krutwig powstrzyma Wagnera, a Donte Ingram i Marques Townes skopiują swoje wyczyny zapewniające zwycięstwa nad Miami i Tennessee, to cudowny sen Kopciuszka nie zostanie przerwany. I nawet poparcie, jakie udzielił Wolverines Tom Brady, najwybitniejszy absolwent Michigan, może na niewiele się zdać.
Dariusz Cisowski
Reklama








