Chicago Bears pokonali na wyjeździe Arizonę Cardinals 16:14 (0:14, 3:0, 10:0, 3:0), odnosząc drugie w tym sezonie zwycięstwo. Cardinals po trzech kolejkach wciąż pozostają bez wygranej.
Pierwsza odsłona nie wskazywała na sukces zespołu Matta Nagy’ego. Mający na koncie dwie porażki i zaledwie sześć zdobytych punktów gospodarze po dwóch celnych podaniach na przyłożenie swojego rozgrywającego Sama Bradforda objęli prowadzenie 14:0. Jak się później okazało, były to jedyne punkty Cardinals, wszystkie pozostałe były już dziełem gości.
W drugiej ćwiartce Cody Parkey celnie kopnął z 20 jardów. W następnej Jordan Howard przyłożeniem zmniejszył deficyt do 10:14, Parkey z 41 jardów do jednego punktu, a w ostatniej kwarcie kopacz Bears wyprowadził ich po celnym trafieniu z 43 jardów na prowadzenie 16:14, którego nie oddali już do końca.
Cardinals, z wyjątkiem pierwszych 15 minut, nie mieli pomysłu na presje i agresywność defensywy Bears, która po raz trzeci w tym sezonie nie zawiodła, potwierdzając, że jest aktualnie jedną z najsilniejszych i najskuteczniejszych formacji w lidze. To dzięki niej Bradford dwa razy podał w ręce przeciwnika i raz, w przełomowym momencie meczu dał sobie wybić piłkę. Również zastępujący go w ostatnich minutach pierwszoroczniak Josh Rosen nie miał nic do powiedzenia w konfrontacji z Sherrickiem McManisem, który go powalił i Bryce Callahanem, który z kolei przechwytując podanie na 70 sekund przed końcem, odebrał ostatecznie nadzieje Cardinals na odniesienie w tym sezonie pierwszego zwycięstwa.
W najbliższą niedzielę Bears powracają na Soldier Field, gdzie zmierzą się z Tampa Bay Buccaneers. Jest szansa na trzecie zwycięstwo, pod warunkiem zachowania skuteczności defensywy oraz lepszej gry Mitchella Trubisky’ego. Rozgrywający Bears generalnie nie zawodzi, ale od kogoś, wokół którego buduje się zespół, oczekiwania są większe. Może w końcu spełni je w pojedynku z nadspodziewanie silnymi w tym sezonie Buccaneers.
(DC)
Reklama








