Chicago Bears pokonali na wyjeździe Buffalo Bills 41:9 (0:0, 28:0, 3:3, 10:6) i z pięcioma zwycięstwami i trzema porażkami wciąż są liderami NFC North. W dwóch kolejnych meczach podopieczni trenera Matta Nagy’ego zmierzą się na Soldier Field z Detroit Lions i Minnesota Vikings i jeżeli zdobędą komplet punktów znacznie, zwiększą swoje szanse na awans do play- off.
Bears wykorzystali w stu procentach fatalną dyspozycję trzeciego rozgrywającego Bills Nathana Petermana, który popełnił trzy niewymuszone błędy, a spotkanie zakończył z żenująco niskim ratingiem rzutów 45 punktów.
Po remisowej pierwszej kwarcie, w drugiej worek z punktami otworzył przyłożeniem po jednojardowym biegu Jordan Howard. Dwa następne były konsekwencją błędów gospodarzy. Jason Croom dał sobie wybić piłkę, co wykorzystał Eddie Jackson i po 65- jardowym rajdzie zdobył kolejne sześć punktów. Niecałe cztery minuty później Peterman podał do rąk Leonarda Floyda, a ten nie zmarnował prezentu. Na 44 sekundy przed końcem pierwszej połowy Howard zdobył drugie w meczu przyłożenie.
W trzeciej kwarcie punkty zdobywali kopacze. Stephen Hauszka z 41 jardów dla Bills i Cody Parkey z 23 jardów dla Bears.
W finałowej odsłonie Parkey po raz kolejny popisał się skutecznością, tym razem z odległości 45 jardów. Swoje pięć minut mieli też gospodarze, kiedy Peterman wbiegł do pola przyłożeń, a wynik meczu ustalił Trey Burton na pięć minut przed jego zakończeniem.
Piąte w tym sezonie zwycięstwo cieszy, choć świadomość, że zostało odniesione z bardzo przeciętnym rywalem, rodzi pytanie o aktualną dyspozycję zespołu. Odpowiedzią na nie będą dwa mecze z dużo bardziej wymagającymi przeciwnikami. Oba na Soldier Field i oba z zespołami z dywizji. Jeżeli Bears wygrają z Detroit Lions i Minnesota Vikings zrobią znaczący krok w kierunku play-off.
(DC)
Dariusz Cisowski
