Chicago Fire odnieśli drugie w tym sezonie zwycięstwo, pokonując na SeatGeek Stadium w obecności prawie 13 tys. widzów Colorado Rapids 4:1. Najsłabszy zespół w MLS, mający w swoim dorobku zaledwie dwa punkty, był tłem dla dobrze dysponowanych gospodarzy, w których szeregach po raz trzeci z rzędu zabrakło Przemysława Frankowskiego.
Fire pierwszą szansę na zdobycie prowadzenia miało w 26 minucie, jednak piłka po strzale Aleksandara Kataia trafiła w poprzeczkę. To, co nie udało się Serbowi, powiodło się osiem minut później Nemanji Nikolicowi. Po dośrodkowaniu Nikolasa Gaitana, który po raz pierwszy wyszedł w wyjściowym składzie Fire, Węgier głową zdobył prowadzenie.
Gospodarze cieszyli się nim zaledwie sześć minut. Po rzucie rożnym niepewną interwencję Davida Ousteda wykorzystał Kei Kamara, który głową zdobył wyrównanie i ustalił wynik pierwszej połowy.
W drugiej odsłonie bramki zdobywali już tylko gospodarze. Festiwał strzelecki rozpoczął w 53 min CJ Sapong, który dopełnił formalności po idealnym podaniu Kataia. Osiem minut później kolejną asystą popisał się rozgrywający znakomite spotkanie Gaitan. Argentyńczyk, który przez kilka sezonów był piłkarzem Benfiki Lizbona, w efektowny sposób obsłużył Djordje Mihailovica, który zdobył trzecią bramkę dla Fire i pierwszą swoją w tym sezonie.
Wynik meczu ustalił najlepszy na boisku Katai, strzałem zza pola karnego, po którym 121-krotny reprezentant USA Tim Howard tylko odprowadzał wzrokiem lądującą przy prawym słupku piłkę.
Fire z dorobkiem dziewięciu punktów awansowali na siódme miejsce w Konferencji Wschodniej. Już w środę będą mieli okazję powiększyć stan posiadania w wyjazdowym spotkaniu z New York City FC.
Dariusz Cisowski
Reklama








