Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 20 grudnia 2025 02:52
Reklama KD Market

NJ

"Jak mówi, to wi..."  powiadają we Lwowie. W Nowym Jorku dobrze pasuje to do recenzenta teatralnego "New York Timesa" Jonathana Kalba. Jest to bez wątpienia fachowiec wiedzący, co mówi i pisze, a szczególnie w dziedzinie teatru awangardowego. Jeżeli w ogóle chwali, to oszczędnie ważąc komplementy i na pewno nie na wyrost.

Dlatego z niemałą satysfakcją trzeba odnotować jego dwa teksty w "NYT" na temat wystawianego od 16 lutego do 5 marca br. w słynnym teatrze La MaMa spektaklu "Odchodzi" na motywach Tadeusza Różewicza w wydaniu Sceny Plastycznej KUL Leszka Mądzika. Kalb po pierwsze konstatuje, że stawiany w jednym rzędzie z Tadeuszem Kantorem i Jerzym Grotowskim  Mądzik debiutuje w Nowym Jorku o dobrych 20 lat za późno. Podobny żal wyraża z nieobecności amerykańskiej Różewicza. Obu uważa za artystów formatu światowego. Jest to niewątpliwy prezent na nadchodzące 85. urodziny wrocławskiego dramatopisarza i niedawno celebrowane 60. urodziny lubelskiego reżysera.
Mądzikowy 40minutowy spektakl będący fascynującym przetworzeniem na język plastycznego wyrazu pełnej emocji i filozoficznej precyzji refleksji różewiczowskiego pożegnania z odchodzącą poza smugę cienia matką, po prostu zapiera dech. Słowo nie pada. Aktorzy pozostają niemal niewidoczni w trójwymiarowej geometrii scenograficznej zanurzonej w czerni. Głębi przydaje jej muzyka Marka Kuczyńskiego oraz wyrafinowana i syntetyczna wokaliza Urszuli Dudziak.

Dla zapędzonych za sukcesem i kasą nowojorczyków te 40 minut w La MaMa jest rodzajem psychoanalitycznej terapii zmuszającej do zastanowienia się nad sensem życia, umierania i związku z najbliższymi oraz hipotezą tego co  po. Jakie ono jest i czy ci, co już w nie weszli, mogą nas w nie bezpiecznie wprowadzić. Leszek Mądzik podejmuje, wymagającą odwagi Zygmunta Freuda czy może raczej jego nowojorskiej epigonki Karen Horney, grę w przełożenie Różewicza na uniwersalny język zapędzonych i przerażonych "szczurów".
No więc wyobraźmy sobie jak podał bez słowa Różewiczowski tekst: "(...) teraz kiedy piszę te słowa spokojne oczy matki spoczywają na mnie na mojej ręce na tych okaleczonych słowach. Oczy naszych matek przenikające serca i myśli są naszym sumieniem, sądzą nas i kochają pełne miłości i strachu oczy matki."
Dla Tadeusza Różewicza matka była busolą. W Nowym Jorku matkę syn zabija, kiedy nie chce mu dać na podłą wódkę. Choć jest to absolutna stolica psychoterapii, Nowy Jork wart jest lekcji psychoanalizy Różewicza i Mądzika. Jak kiedyś Paryż  mszy. Będąc stolicą świata, Nowy Jork jest sierotą potrzebującą matki zastępczej. Przywieźli ją na trzy tygodnie znad Wisły. Dlatego Jonathan Kalb "jak mówi, to wi...".
Waldemar Piasecki, Nowy Jork

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama