Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 19 grudnia 2025 20:02
Reklama KD Market

Odtajniane

Waszyngton (AP, WP, NYT)  Specjalny prokurator Patrick J. Fitzgerald po raz pierwszy od rozpoczęcia śledztwa w sprawie ujawnienia nazwiska tajnej agentki CIA w odwecie za opublikowa nie przez jej męża, amb. Josepha C. Wilsona IV, artykułu wskazującego fałszywość argumentu za wojną w Iraku, otwarcie powiedział, że "wielu ludzi z Białego Domu użyło tajnych informacji do zdyskredytowania, ukarania i zemsty na tym krytyku wojny prezydenta Busha".

Otwarcie i wielokrotnie Fitzgerald wymienił wiceprezydenta Dicka Cheney jako tę osobę, która stała na czele kampanii oszczerstw przeciw Wilsonowi. Przytaczając zeznania byłego szefa sztabu Cheneyego Lewisa "Scootera" Libby przed wielką ławą przysięgłych prokurator powiedział, że wiceprezydent polecił mu przedstawić podróż Wilsona do Nigru jako "zabawę zaaranżowaną przez jego żonę", oficera CIA Valerie Plame. Celem tej podróży było wyjaśnienie prawdziwości lub fałszerstwa zarzutu jakoby Saddam Husajn kupił w Nigrze uran, co miało świadczyć, że przygotowuje się do budowy broni nuklearnej.

Kiedy wiadomość o Valerie Plame przedostała się do prasy  najpierw napisał o tym Robert Nowak w Chicago Sun Times, a następnie Judith Miller w New York Times  prezydent Bush oświadczył, że nie będzie tolerować w swojej administracji ludzi, którzy ujawniają tajemnice. Zapowiedział, że z chwilą wykrycia osób odpowiedzialnych za tę aferę  przekazanie nazwiska tajnego agenta CIA do wiadomości publicznej jest nielegalne, ponieważ grozi ujawnieniem jego zagranicznych kontaktów i potencjalnie, prześladowaniem tych ludzi  nastąpią zwolnienia. "Chcę znać prawdę", powiedział prezydent.
W świetle zeznań Libbyego wygląda na to, że Bush i Cheney znali prawdę. Bush odtajnił dokumenty o Valerie Plame, a Cheney polecił Libbyemu, żeby je rozpowszechnił. Mieli nadzieję, że przedstawienie podróży Wilsona do Nigru jako "majówki zafundowanej przez jego żonę" pomniejszy znaczenie jego oskarżenia, że historia z uranem została wyssana z palca.

Pod koniec czerwca lub na początku lipca 2003 roku Cheney nakazał Libbyemu, ażeby przekazał reporterom informacje wyjęte z dwóch tajnych dokumentów CIA, w tym podsumowanie podróży Wilsona.
W decyzji tej uderza szczególnie fakt, że postanowiono podzielić się z prasą informacjami zdyskredytowanymi od kilku miesięcy.

W marcu 2003 roku inspektorzy ONZ przedstawili dowody, że zarzut o uranie jest zwykłym, na dodatek niezbyt inteligentnie spreparowanym, fałszerstwem. Jednakże administracja Busha i rząd brytyjskiego premiera Tonego Blaira utrzymywali, że mają dodatkowe, tajne potwierdzenie słuszności tych oskarżeń. W czerwcu, po przeprowadzeniu dochodzenia, brytyjski parlament wyciągnął inne wnioski i ostro skrytykował Blaira za promowanie tej bzdury.
Amerykański wywiad od początku miał poważne wątpliwości, jeśli chodzi o zakup uranu przez Irak. We wrześniu 2002 roku, w czasie zamkniętego przesłuchania w Senacie, George Tenet, wówczas dyrektor CIA, i jego główny analityk broni Robert Walpole wyrazili silne zastrzeżenia co do prawdziwości tej informacji. Biuro ds Wywiadu i Badań w Departamencie Stanu również uznało je za "bardzo podejrzane".

Jednakże tzw. Iracka Grupa Białego Domu, uformowana w sierpniu 2002 roku z zadaniem rozpowszechnienia wiedzy społeczeństwa o "śmiertelnym zagrożeniu ze strony Iraku", bez przerwy wracała do tej sprawy. W rzeczywistości od posiadania rudy uranu do wzbogacenia uranu nadającego się do broni jest bardzo daleka droga. Iracka grupa spełniła swoje zadanie z powodzeniem. Nie po to ją powołano, by tłumaczyła ludziom zawiłości i trudności związane z produkcją nuklearnej broni, lecz po to, by wmówiła ludziom rzekome zagrożenie.

George Tenet nie dopuścił do umieszczenia informacji o rzekomym irackim programie nuklearnym w przemówieniu Busha wygłoszonym w Cincinnati 7 października 2002 roku. Jednak wiadomość ta ponownie pojawiła się około 19 grudnia w sprawozdaniu Departamentu Stanu. Pentagon poprosił wówczas o autorytatywną ocenę tej informacji z National Intelligence Council, skupiającej pod sobą 15 agencji wywiadu. Czy Irak rozmawiał z Nigerem o sprzedaży uranu, czy też nie? pytano.

Odpowiedź NIC była jednoznaczna: informacja jest bezpodstawna. Wiadomość tę przekazano do Białego Domu, kiedy Bush i jego doradcy uczynili z rzekomego zakupu uranu główny powód wojny z Irakiem.
28 stycznia 2003 roku iracki uran dziwnym trafem znalazł się w przemówieniu prezydenta o stanie państwa. Niecałe 2 miesiące później Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej oświadczyła, że Waszyngton powołuje się na fałszerstwo. Później wyznaczona przez Busha komisja skonkludowała, że "dowody" o uranie  zbiór kontraktów i korespondencji sprzedanych przez włoskiego informatora był "oczywistym fałszerstwem".

Tymczasem w Iraku poszukiwania broni masowego rażenia nie przyniosły rezultatów. Kilka tygodni od czasu, kiedy na pokładzie USS Abraham Lincoln Bush deklarował "mission accomplished", Wilson wyłonił się jako kluczowy krytyk wojny w Iraku. Ambasador winił przede wszystkim Dicka Cheney, który pierwszy wysunął najsilniejsze zarzuty pod adresem Iraku i jego rzekomego programu nuklearnego.

Według prokuratora Fitzgeralda wiceprezydent i jego doradcy postrzegali Wilsona jako zagrożenie dla wiarygodności własnej i prezydenta oraz dla uzasadnienia wojny. Dlatego zaczęli wysuwać przeciw niemu oskarżenia. Okazało się zresztą, że nie robili tego sami. Fitzgerald twierdzi, że "wielu przedstawicieli Białego Domu, nie tylko Libby i główny doradca polityczny Busha, Karl Rove, dyskutowali z reporterami na temat Wilsona i jego żony. "Wielka ława przysięgłych zebrała tak dużą ilość informacji i dokumentów, że ciężko sobie wyobrazić, by istniało coś, co mogłoby przeczyć temu, że Biały Dom faktycznie postanowił ukarać Wilsona", oświadczył prokurator.

W niedzielę, nie ujawniony z nazwiska członek administracji potwierdził, że prezydent Bush odtajnił część informacji dotyczących sytuacji w przedwojennym Iraku po to, by odepchnąć krytyki osób zarzucających administracji przesadzanie z nuklearnym zagrożeniem ze strony Saddama Husajna. Człowiek ten dodał, że Bush nie wyznaczył Lewisa Libbyego ani nikogo innego do przekazywania tych infomacji reporterom. Celem tego nieoficjalnego wyznania może być sugestia, że prez. Bush odegrał w tej sprawie nieznaczną rolę i nie był świadomy tego, jak informacje zostaną wykorzystane. Takie tłumaczenie sprawy niczego nie wyjaśnia bez odpowiedzi na pytania: kiedy prezydent wydał decyzję o odtajnieniu informacji, czy uczynił to na życzenie Cheneyego, czy zdawał sobie sprawę, jak wiceprezydent ma zamiar je użyć.

Istnieją dokumenty świadczące , że Bush odtajnił informacje pod koniec czerwca, ponad tydzień przed ukazaniem się artykułu Josepha Wilsona opublikowanego 6 lipca 2003 roku. Jeśli tak było faktycznie, to znaczy, że w tym czasie administracja zaczęła się poważnie niepokoić dowodami świadczącymi o "pomyłkach wywiadu".

Rzecznik Białego Domu Scott McClellan podkreśla, że prezydent ma prawo do deklasyfikowania tajnych informacji, kiedy chce. I tak jest faktycznie. Zdumiewa jednak selektywność ujawnionych informacji.
Przewodniczący senackiego Komitetu Sądownictwa, republikanin z Pensylwanii sen. Arlen Spector zgadza się z tą opinią w sensie technicznym. Uważa jednak, że społeczeństwu należą się wyjaśnienia ze strony prezydenta i wiceprezydenta.

"Musimy uszłyszeć szczegółowe wyjaśnienia o tym, co i kiedy zrobił Dick Cheney, co prezydent mu powiedział. Prezydent krytykował Kongres za ujawnianie informacji. Jak się okazuje, Biały Dom sam to robił", powiedział Specter. (eg)

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama