Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 19 grudnia 2025 20:01
Reklama KD Market

Czy koniec polskiego obozu śmierci?

(Korespondencja własna "Dziennika Związkowego")

Warszawa  - Istną syzyfową pracą okazała się próba prostowania nonsensów powtarzających się w mediach światowych a dotyczących rzekomych "polskich obozów śmierci" czy "polskich komór gazowych".

Kongres Polonii Amerykańskiej i inne organizacje jak i pojedynczy działacze walczący o dobre imię Polski i Polaków raz po raz zwracali uwagę na takie błędne sformułowania. Redaktorzy naczelni albo te protesty ignorują, albo starają się wykręcić tłumacząc, że chodzi tylko o obszar geograficzny, a nie o naród polski, a jeśli zgodzą się na sprostowanie, to trwać to może w nieskończoność. Notatka drobnym drukiem zwykle jest głęboko pogrzebana wewnątrz numeru.

Przykładowo, parę lat redaktor naczelny "Zgody" dr Wojciech Wierzewski usiłował przekonać kierownictwo tygodnika "Newsweek", że w czasie wojny nie było żadnych polskich formacji hitlerowskiego SS. Walka o dobre imię Polaków powinna być łatwiejsza obecnie, gdy w Polsce panuje demokracja, a nie narzucony z zewnątrz ustrój, bo współdziałanie z władzami RP uchodzi za coś całkiem normalnego, podczas gdy współpraca z PRLowskim reżimem nosiła na sobie piętno kolaboracji. I tak jest w rzeczywistości. Strona polonijna coraz intensywniej współpracuje ze stroną polską we wspólnej sprawie. Szczególnie aktywnie na tym polu działa konsul generalny RP w Nowym Jorku p. Krzysztof Kasprzak.

Przykładem czujności jest list, jaki konsul Kasprzak napisał do dziennika "New York Times". Wychwytując z jednego z nekrologów słowa "Polish death camps" napisał m.in.: "Po dłuższej nieobecności na łamach dziennika "New York Times" takich bezmyślnych, uwłaczających i fałszujących historię nonsensów jak "polski obóz śmierci" znów znajdujemy je w druku. (...) Chcę zaapelować do poczucia wrażliwoci i odpowiedzialności redaktorów i weryfikatorów. Może tym razem redakcja powinna włączy, takie terminy jak "Polish death camps" do swojej wewnętrznej listy terminologii niezalecanej".        
       
Niezależnie od działań swoich dyplomatów, polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych też reaguje na te błędne sformułowania. Gdy jednak termin "polski obóz zagłady" ukazał się ostatnio nie gdzie indziej, lecz w samej prasie niemieckiej, była to kropla, która przepełniła czarę goryczy. Ministerstwo Kultury wystąpiło do UNESCO, by obóz w Oświęcimiu otrzymał oficjalną nazwę "Były Nazistowski Niemiecki Obóz Koncentracyjny AuschwitzBirkenau" (Former Nazi German Concentration Camp AuschwitzBirkenau).

Sam wyraz "nazistowski" czy "hitlerowski" już nie wystarcza. Poziom wiedzy historycznej w dzisiejszym świecie jest tak upokarzająco niski, że coraz mniej ludzi wie, kim byli owi naziści. Z ust zagranicznej młodzieży szkolnej niekiedy padają tak nonsensowne pytania jak: "Czy to prawda, że nie wszyscy Polacy byli nazistami?" Jest to owoc m.in. wieloletniej kampanii prowadzonej przez Niemców przy współpracy żydów, aby niezbyt często używać wyrazu "niemiecki" w kontekście holokaustu, obozów śmierci czy ludobójstwa.

Jest to zrozumiałe z punktu widzenia niemieckiego, bo żaden naród nie chciałby się utożsamiać z ogromem zbrodni i nieludzkich okrucieństw, jaki naród niemiecki pod rządami Hitlera zgotował żydom i innym nacjom. Można też zrozumieć żydów wdzięcznych za wiele miliardów marek, jakie zachodnie Niemcy wpompowały w budowę powojennego Izraela, i dzięki cichej umowie gotowych pomijać ów przymiotnik "niemiecki". Ale Polacy nie mają żadnego obowiązku ani interesu, by współuczestniczyć w próbie rozmydlenia winy za zbrodnie niemieckie, zwłaszcza że niekiedy obserwuje się próby przerzucenia części winy za holokaust na naród polski.     

Zrozumiały i ze wszech miar uzasadniony postulat polskich władz kultury o doprecyzowanie nazwy pozostałości po AuschwitzBirkenau spotkała się jednak z nieoczekiwanym oporem. światowy Kongres żydowski uznał, że pomysł, by zmienić nazwę obozu w Oświęcimiu oznacza, że rząd w Warszawie chce odseparować historię Polski od historii Auschwitz, i dał do zrozumienia, że Polska nie odgrywała żadnej roli w obozie. "Polski rząd chce redefiniować historię poprzez zmianę nazwy.

Mimo że obóz został zbudowany i był prowadzony przez Niemców, wszyscy w okolicy wiedzieli o jego istnieniu, a z miejscowych mieszkańców rekrutowano robotników. Rząd w Warszawie chce historię Polski odseparować od historii Auschwitz i dać do zrozumienia, że Polska nie odgrywała żadnej roli w obozie"  w oskarżycielskim tonie napisał w oświadczeniu Maram Stern, urzędujący w Brukseli zastępca sekretarza generalnego światowego Kongresu żydów (World Jewish Congress). Zapytany o polskie obawy, że określenia typu "polskie obozy śmierci" fałszują historię, Stern odpowiedział: "Rozumiem, że Polacy w takich przypadkach protestują. Ale to inna sprawa niż zmienianie oficjalnej nazwy Auschwitz". Polskiego wiceministra kultury Tomasza Merta, który z ramienia ministerstwa zajmuje się sprawą zmiany nazwy b. obozu, takie wypowiedzi jedynie utwierdzają w przekonaniu, że zmiana ta jest słuszna. "Jestem niebywale zaskoczony.

Jeśli pojawiają się takie głosy, to świadczą o tym, że tym bardziej trzeba tę nazwę zmienić i mocno podkreślić charakter tego obozu. Auschwitz był dziełem niemieckiego nazizmu. Ten obóz jest na terytorium Polski, dlatego traktujemy opiekę nad nim jako moralne zobowiązanie. Natomiast mówienie o próbie zamazywania historii, mieszanie w to państwa polskiego nie znajduje jakiegokolwiek uzasadnienia w faktach"  powiedział wiceminister Merta.                
Ale błędem byłoby dopatrywanie się w tej kontrowersji nowej bitwy polskożydowskiej o Auschwitz. A takich potyczek było już sporo: o klasztor, o krzyże, o supermarket, nawet o ogłoszenie Auschwitz strefą ekstraterytorialną, niepodlegającą pań stwu polskiemu, czego swego czasu domagał się b. rabin Polski Menachem Pinchas Joskowicz. To ten sam, który podczas spotkania w Polskiej Radzie Ekumenicznej w 1999 r. groził papieżowi Janowi Pawłowi II palcem mówiąc: "Proszę, aby pan papież dał wezwanie do swoich ludzi, by także ten ostatni krzyż wyprowadzili z tego obozu". Sami żydzi uznali tę wypowiedź za skandaliczną i wkrótce potem Joskowicz przestał pełnić funkcję naczelnego rabina Polski i wrócił do Izraela.

Także pogląd Sterna ze światowego Kongresu żydowskiego był raczej odosobniony i wkrótce potem owiadczenie przeciwko zmianie nazwy obozu Auschwitz zniknęło ze stron internetowych tej organizacji. O wiele bardziej przyjazny Polsce Amerykański Komitet żydowski nie podziela poglądu Sterna i jemu podobnych. Dodajmy, że organizacja ta współpracuje z Polonią i władzami RP protestującymi przeciw używaniu przez zagraniczne media określenia "polskie obozy śmierci". Przypomnijmy, że podczas swej niedawnej wizyty w Waszyngtonie z przedstawicielami Amerykańskiego Komitetu żydowskiego spotkał się prezydent Lech Kaczyński.

Polskie stanowisko w sprawie oficjalnej nazwy AuschwitzBirkenau także poparła inna wpływowa organizacja żydów amerykańskich, Liga Antydefamacyjna (AntiDefamation League). W oświadczeniu przewodniczący Ligi Abraham Foxman oznajmił: "Podzielamy zatroskanie Polski o częste opisywanie Auschwitz jako "polskiego obozu", ponieważ to wydaje się sugerować, iż obóz ten zbudowano w imieniu narodu polskiego. Auschwitz jest pomnikiem wystawionym barbarzyństwu hitlerowskich Niemiec. W interesie historycznej prawdy i dokładności, to miejsce powinno zostać oficjalnie określone jako b. nazistowski niemiecki obóz zagłady".

Pełnej, idealnej zgody między Polakami a żydami chyba nigdy nie będzie. Oba narody doznały w swej historii cierpień i prób unicestwienia. W XIX wieku przynajmniej wśród niektórych elit polskich zaczął krążyć mit "Chrystusa narodów", co nieco przypomina pojęcie Izraelitów jako narodu wybranego przez Boga. Dzieliły te dwa narody religia, kultura, tradycja, język i stosunek do ziemi polskiej, dla Polaków jedynej ojczyzny, dla żydów ważnym, ale nie jedynym miejscem na ziemi. Po II wojnie dzielił oba narody także Auschwitz, największe żydowskie cmentarzysko świata, ale znajdujące się na terytorium Polski.      

Próba niezaogniania różnic i zachowania poprawnych stosunków polskożydowskich wymaga wrażliwości i taktu po obu stronach. Byłoby szczytem nietaktu, nawet bezczelności, gdyby Polacy zaczęli pouczać żydów, gdzie i jak mają się modlić, że nie powinni się kiwać, że powinni odrzucić Talmud, bo zawiera zapisy uwłaczające gojom. Ale pod koniec Wielkiego Postu zdominowana przez żydów i prosemickich katolików Polska Rada Chrześcijan i żydów żądała zmiany liturgii wielkopiątkowej. Nie spodobał im się tekst tradycyjnej pieśni wielkopostnej "Ludu, mój ludu", który uważają za antysemicki. To właśnie takie nieprzemyślane oświadczenia podsycają odruchy antysemickie nawet u ludzi, którzy takich uczuć nigdy nie żywili.
Robert Strybel

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama