Wg najświeższych statystyk 100 amerykańskich żołnierzy zginęło w Iraku w ciągu bieżącego miesiąca - średnio trzech dziennie. Są to najwyższe straty w warunkach określanych praktycznie jako wojna domowa.
Sytuacja pogarsza się, o czym pisze prasa. Gdy już tak niewiele czasu do dnia wyborów, komentarze prasowe biją na alarm i wysuwają projekty zmian kursu politycznego, zmian, które ich zdaniem są konieczne i to pilnie. Wydaje się, że w ten sposób poszukuje się odpowiedzi na pytanie: jak się bawić? Jednak odpowiedź wcale nie jest zabawna.
Już najwyższy czas na takie zmiany, pisze "Washington Post" - wszystko wskazuje, że obecny rząd w Iraku nie ma sił, aby doprowadzić do jakiejkolwiek poprawy. Zawiodły próby pacyfikacji Bagdadu przy użyciu tylko amerykańskich sił. Poparcie dla wojny gwałtownie spada, w opinii publicznej i w samym Kongresie. Grupa powołana przez Kongres, której przewodniczy James Baker, prawdopodobnie zarekomenduje całkiem nowy kurs polityczny, w końcowym raporcie, który podany zostanie do publicznej wiadomości, jednak dopiero po wyborach.
Po takiej ogólnej ocenie, dziennik przedstawia własną strategię dla Iraku. Przede wszystkim, natychmiast uruchomił proces prowadzący do politycznej zgody, z równoczesnym rozbrojeniem opozycyjnych oddziałów irackich (militias). Należy przyjąć, pisze dziennik, że znaczącego postępu nie da się osiągnąć w szybkim czasie. Stany Zjednoczone muszą zadbać o własne interesy w warunkach przedłużającego się konfliktu - dotyczy to ilości wojska (jak teraz się pisze: levels of troops), a także innych niezbędnych środków.
W zakresie nowych inicjatyw politycznych, na pierwsze miejsce "Washington Post" wysuwa konferencję pokojową z udziałem wszystkich sił ze strony irackiej, krajów sąsiadujących z Irakiem, przedstawicieli ONZ, Unii Europejskiej a nawet Ligi Arabskiej. Stany Zjednoczone nie mogą narzucić rozwiązania, ale mogą wywrzeć nacisk na sunnitów, szyitów i Kurdów w sprawach takich jak podział dochodów z ropy naftowej, amnestia i tworzenie struktury federacyjnej państwa. Do osiągania zgody politycznej należy skłaniać Irakijczyków pomocą finansową na odbudowę kraju, wypłacaną w miarę postępów w reformach politycznych i gospodarczych.
Artykuł "Washington Post" utrzymany jest w wyważonym tonie, bez ostrego ataku. Nie ma w nim, na przykład, żądania wycofania wojsk albo zmian kadrowych. Za to inne media publikują bardziej dokuczliwą krytykę.
Z taką krytyką występuje dziennik "New York Times", zastanawiający się nad problemem, czy Stany Zjednoczone mogą pozwolić sobie na wycofanie, po którym pozostanie niekończąca się wojna domowa. Obecna administracja najwyraźniej ma nadzieję, że w tej wojnie brnąć będzie przez następne dwa lata, by w końcu zwalić ją na barki tej władzy, która przyjdzie. Sugestie dziennika uję-te są pod czterepma tytułami: zmiany w kraju (Start At Home), rozmowy polityczne (Demand Reconciliation Talks), stabilizacja Bagdadu (Stabilize Baghdad), wcią-gnięcie krajów sąsiadujących (Convene the Neighbors) i uznanie realiów (Acknowledge Reality).
Zmiany kursu politycznego w samej Ameryce, pisze NYT, są wskazane, bo przecież prezydent nie może odejść z urzędu, gdy w tym samym czasie w Iraku nadal będzie się liczyć straty. Wszystkie prezydenckie hasła są substytutami samych siebie, pisze dziennik, jak wtedy, gdy mówiąc "get the job done", prezydent stosuje retoryczny chwyt, aby powiedzić "stay the course" na inny sposób. Wyznacznikiem zmian wewnętrznych będzie ustąpienie Donalda Rumsfelda i publiczne zapewnienie, że Ameryka nie będzie utrzymywać stałych baz w Iraku.
Rozmowy polityczne winny być podjęte w trybie wyznaczania terminów, ale tak, aby koniec bieżącego roku nie był zbyt odległą datą. Powinny one trwać tak długo, jak długo nie dojdzie do porozumienia w sprawach ochrony mniejszości, podziału dochodów z ropy, pozycji religii w kraju, amnestii i rozbrojenia irackich grup bojowych. Zachętą dla rozmów może być pomoc ze źródeł zewnę-trznych a wycofanie powinno być użyte jako groźba, która zmusi strony do ich podjęcia.
Co do terminów wycofania, dodaje NYT, administracja prezydenta Busha powinna przystąpić do bezpośrednich negocjacji z rządem irackim. Ponieważ strony nie wykazują entuzjazmu dla federalizacji, oczywiście poza Kurdami, nie ma pewności, czy taki temat winien w ogóle być podjęty.
W odniesieniu do samego Bagdadu, zdaniem NYT, dla stabilizacji w mieście potrzebne są znacznie większe ilości wojska, co można osiągnąć przez przesunięcie kilku tysięcy żołnierzy z innych miejsc stacjonowania. Dla dziennika, konferencja pokojowa nie jest specjalnym sposobem rozwiązania politycznego, preferuje on natomiast wciągnięcie krajów sąsiadujących z Irakiem, to znaczy Iranu, Syrii, Arabii Saudyjskiej i innych krajów eksportujących ropę, do procesu osiągania rozwiązań politycznych, albowiem mogą one stracić wiele na chaosie po wycofaniu wojsk amerykańskich z Iraku.
Stwierdzając, że uznanie realiów jest najtrudniejsze, bo właściwie nikt nie chce powiedzieć prawdy o Iraku, nikt nie chce przyznać, że może nastąpić największa katastrofa w historii Ameryki, dziennik powiada, że obecne wybory dają Amerykanom najlepszą okazję do wyrażenia niezadowolenia.
źródła:
- o zmianie kursu politycznego w kwestii irackiej za dziennikiem 1) "Washington Post", wydanie na 22 paź-dziernika, artykuł redakcyjny "Change Course In Iraq - President Bush must sense the U.S. strategy for stabilizing the country"; 2) za dziennikiem "New York Times", wydanie na 24 października, artykuł redakcyjny "Trying to Contain the Iraq Disaster".
Andrzej Niedzielski
W co się bawić, jak się bawić?
- 11/03/2006 06:36 PM
Reklama








