Takie pytanie jest na ustach wszystkich. Niełatwo jest na nie odpowiedzieć, bo prezydent Bush nie znosi przecieków do prasy, spotkań z dziennikarzami. Najtrudniejszą do przełknięcia może być sugestia, aby zwrócić się o pomoc do własnego ojca. W tym jest największa trudność, co zrobić i jak zrobić, aby prezydent dał się przekonać, posłuchał innych i zmienił postępowanie, dokładniej kurs polityczny. W każdym razie, kieruje sprawami państwowymi jak prezes zarządu wielkiej firmy. To zapowiadał zresztą od samego początku. Jedyny raz zdołał zmienić postępowanie, gdy kac po spożyciu alkoholu dokuczał tak bardzo, że blisko czterdziestoletni alkoholik postanowił wydobyć się z nałogu. Tygodnik "Newsweek" przypomina, że zdarzyło się to w jednym z hoteli w Kolorado, dwadzieścia lat temu.
Analizy zawarte są nie tylko w raporcie Grupy Badawczej ds. Iraku, właśnie opublikowanym. Tygodnik podaje, że nad dokumentami dla prezydenta pracuje Kolegium Połączonych Szefów Sztabu oraz Rada Bezpieczeństwa Narodowego. Pod uwagę są brane aspekty militarne i polityczne. Grupa Badawcza rekomenduje nie tylko wycofanie znaczących ilości wojska w bliżej nieokreślonej przyszłości, w 2008 roku, ale też wprowadzenie wojsk irackich do akcji bojowych na miejsce wycofywanych oddziałów amerykańskich, które podejmą się zadań doradzania. Jej raport nie mówi nic o ewentualnej konferencji pokojowej, która miałaby się zająć kwestią Iraku. Wszystkie analizy prowadzone są przy wtórze głosów rozczarowania, które wzbudza niechętne stanowisko prezydenta Busha. Nastroje takie są niemal powszechne w społeczeństwie, które widzi w naczelnym wodzu kapitana tonącego okrętu o nazwie "Titanic".
Tygodnik zastanawia się nad tym, co w takiej sytuacji znaczy "zwycięstwo", jeśli w ogóle to słowo znaczy teraz cokolwiek w odniesieniu do Iraku. Niewielu polityków jest skłonnych zadać pytanie, w istocie najważniejsze: jak wydobyć Amerykę z najgorszej sytuacji od czasów wojny wietnamskiej? Jak pokonać Amerykę, by porażka nie doprowadziła do dalszych nieszczęść na Bliskim Wschodzie?
Nie bez znaczenia jest, jak pisze tygodnik, rola, którą odgrywa James A. Baker III w obecnym procesie poszukiwania rozwiązań. Niektórzy uważają, że prowadzi on manewry w zamiarze uratowania 43. prezydenta przed katastrofą w Iraku. Jako polityk, Baker jest zdecydowanym negocjatorem, poszukującym rozwiązań, w których nie będzie użycia siły. Kłopot w tym, że stosunki między obu politykami są chłodne, mimo, iż wieloletnie.
Prezydent powiada o sobie, że to tylko on jest od podejmowania decyzji ("I am the decider"). Jego upór wobec konieczności zmian jest tak daleko posunięty, że wymuszenie na nim czegokolwiek należy traktować, jak pisze tygodnik "Time", jako transplantacją osobowości. A jeśli już dojdzie do zmian, prezydent zrobi wszystko, aby wyglądały one na zmianę pasa ruchu a nie na manewr zawracania, chociaż oczekuje go największa korekta kursu w amerykańskiej polityce zagranicznej. O takich praktykach świadczy najlepiej fakt, jak pisze tygodnik, iż inspirując się raportem Biały Dom wychodzi z nazwą "A New Way Forward" zamiast prostego "A Way Forward", jak w raporcie. Ukazuje się w ten sposób kontrast z tym dokumentem, którego wymowa streszcza się do jednego: odrzucił prawie całą politykę zagraniczną, z ostatnich trzech lat. W mediach, dodaje tygodnik, rozszalała się psychoanaliza, w której Grupa Badawcza poddawana jest badaniom jako przypadek interwencji rodzinnej dla ratowania marnotrawnego syna.
Generalnie, pisze dalej tygodnik "Time", wszyscy zastanawiają się, czy obecna administracja jest w stanie rozwiązać problemy, które ma przed sobą. Wszędzie też ocenia się, że w obecnym emocjonalnym i ideologicznym stanie Biały Dom może przygotować każdy plan, nawet wbrew własnemu instynktowi samozachowawczemu, plan, który z góry skazany jest na sprzeciw własnych zwolenników politycznych. I to wszystko w czasie, gdy warunki polityczne w samej administracji są niesprzyjające, czego dowodem jest sytuacja w Departamencie Stanu. W tej wielkiej instytucji, Condoleezza Rice pracuje bez Zastępcy Sekretarza Stanu, bo nie ma kandydatów na to stanowisko. Sama pani Rice, skądinąd osoba miła i delikatna, nie ma sił, aby poważnie się zająć, jak pisze tygodnik, problematyką bliskowschodnią czy rozmowami na temat bezpieczeństwa w Iraku. W rozmaitych kołach mówi się o potrzebie mianowania specjalnego wysłannika do spraw regionu, który sprawowałby nadzór nad całością.
Nie mówi się już o sukcesie, jak pisze tygodnik, bo nie ma na to praktycznie żadnej definicji ani żadnych przesłanek. Skończy się na tym, że prezydent Bush i tak postanowi zmniejszyć ilość wojska, chociaż każdy plan dla ratowania sytuacji traci wszelkie znaczenie w obliczu tego, co się dzieje w Iraku, którego rząd jest bezsilny. W Iraku, w którym panuje nie tylko przemoc, ale po prostu wojna domowa. Zauważyć przy tym warto, że rząd iracki jest może bezsilny, ale premier alMaliki potrafi zignorować amerykańskiego prezydenta, nie przychodząc na zaplanowane spotkanie, jak to miało miejsce w Jordanii.
W tym samym tygodniku "Time" inny komentator pisze tak: "Amerykanie doprowadzili do tego bałaganu i dlatego ich obowiązkiem jest naprawienie sytuacji. Muszą przysłać dodatkowo 30.000 tysięcy żołnierzy (...) Po rozwiązaniu irackich sił zbrojnych, co było głupim posunięciem, na Stanach Zjednoczonych spoczywa teraz obowiązek utworzenia nowych sił zbrojnych (...) Być może trzeba na to będzie dalszych pięciu lat. Jeśli Stany Zjednoczone wycofają się wcześniej, Irak pogrąży się w jeszcze większym chaosie. Jeśli Amerykanie zdecydują się na wycofanie, powinni przechować swój sprzęt wojenny gdzieś w pobliżu, bo, tak czy owak, będą musieli wrócić".
źródła:
o uporze prezydenta Busha w kwestii odmowy wprowadzenia zmian w polityce zagranicznej (Irak), za tygodnikiem "Newsweek", wydanie na 11 grudnia, artykuł "So Now What, Mr. President?", autor Evan Thomas (i reporterzy), str. 23 33,
o zmianie kursu politycznego przez prezydenta Busha (bez zasadniczego zwrotu), za tygodnikiem "Time", wydanie na 11 grudnia, autor Michael Duffy, str. 2225,
o naprawieniu sytuacji w Iraku jako obowiązku spoczywającym na Stanach Zjednoczonych, za tygodnikiem "Time", wydanie na 11 grudnia, artykuł "What America Would Leave Behind", autor Aparisim Ghosh, str. 26.
Andrzej Niedzielski
Co teraz, panie prezydencie?
- 12/23/2006 01:16 AM
Reklama








