Strażnicy cnoty
Rzymianie, słynący z organizacji i prawa, w 443 r. p.n.e. ustanowili instytucję cenzorów – urzędników zajmujących się pilnowaniem obyczajów obywateli, szczególnie patrycjuszy. Cenzorzy nie tylko liczyli ludność i oceniali jej majątek, ale mieli prawo nadzorować moralność. Pełniąc funkcję swoistych „strażników cnoty”, cenzurowali wystawne uczty, przepych strojów i zbyt rozbuchane życie erotyczne. Mogli publicznie karać obywateli, którym zarzucano niemoralne postępowanie, np. za rozwód bez uzasadnionego powodu, łamanie norm małżeńskich, nieodpowiednie zarządzanie majątkiem rodzinnym czy uchylanie się od obowiązków obywatelskich.
Prawo do ograniczania przepływu informacji wykształciło się wkrótce potem – z chwilą, gdy uświadomiono sobie, że słowa mają ogromną moc. Mogą podburzać, wzniecać bunty i zagrażać państwu, a zwłaszcza władzy.
W starożytnych Atenach sytuacja wyglądała podobnie. Choć dumnie głoszono zasady demokracji i wolności słowa, już wtedy ograniczano pewne wypowiedzi. Sokrates, słynny filozof, zapłacił życiem za swoje „niepoprawne” poglądy, które rzekomo psuły młodzież. Historia pokazuje więc, że cenzura rodziła się tam, gdzie władza czuła się zagrożona, a kontrola myśli mogła być potężniejszym narzędziem niż miecz.
Walka z herezją
Wraz z rozwojem chrześcijaństwa cenzura zyskała nowe oblicze – stała się nieodłączną częścią polityki kościelnej. W średniowieczu Kościół katolicki był nie tylko duchowym przewodnikiem, ale i kluczowym graczem na arenie politycznej w Europie. Jego misją było dbanie o zbawienie dusz, ale także ochrona „prawdy objawionej” przed herezjami i innymi zagrożeniami.
Jednym z pierwszych formalnych mechanizmów cenzury była decyzja o zakazie tłumaczeń Biblii na języki narodowe. Kościół obawiał się, że nieautoryzowane tłumaczenia mogą prowadzić do herezji. Ostatecznie Biblia musiała być czytana i interpretowana wyłącznie w łacinie, co ograniczało dostęp do niej zwykłym śmiertelnikom.
Kulminacją cenzury kościelnej była działalność Świętej Inkwizycji, powołanej w XII wieku do walki z herezją. Inkwizytorzy, często na polecenie papieży, nie tylko ścigali odszczepieńców, ale też palili książki, które uznano za niebezpieczne dla wiary. Słynny Indeks Ksiąg Zakazanych, wprowadzony w XVI wieku, był próbą systematycznego cenzurowania literatury na masową skalę. Dzieła autorów takich jak Galileusz czy Kopernik znalazły się na indeksie, co pokazuje, że nie tylko herezje, ale i nauka mogły być zagrożeniem dla obowiązującej doktryny.
Giordano Bruno, filozof i kosmolog, również został potępiony za swoje poglądy, co ostatecznie zakończyło się jego egzekucją – spaleniem na stosie. Zakazane były nie tylko dzieła filozofów i naukowców, ale także literatura, którą Kościół uznawał za zbyt prowokacyjną, niemoralną, a nawet „niebezpiecznie zabawną” – jak choćby „Dekameron” Boccaccia czy „Don Kichot” Cervantesa.
O wolność myśli
Wraz z nadejściem renesansu Europę czekały istotne przemiany intelektualne. Wynalezienie prasy drukarskiej przez Johanna Gutenberga w XV wieku było przełomem, który radykalnie zmienił sposób, w jaki szerzyła się wiedza. Książki mogły być drukowane masowo, a idee przenikały przez granice państwowe.
Ale tam, gdzie pojawiła się możliwość masowego rozpowszechniania wiedzy, pojawiła się także cenzura. Władcy absolutni, tacy jak Ludwik XIV we Francji czy Fryderyk II w Prusach, nie chcieli dopuścić do rozwoju idei, które mogłyby podważyć ich władzę. Wprowadzali surowe przepisy regulujące to, co wolno było publikować, jednocześnie rozbudowując systemy tajnej policji, które miały tropić nielegalne wydawnictwa.
Po przeciwnej stronie spectrum pojawiali się autorzy, którzy aktywnie walczyli o wolność słowa. Voltaire, jedna z najważniejszych postaci oświecenia, za swoje dzieła i wypowiedzi krytykujące władze kilkakrotnie trafił do więzienia. Jego słynne hasło – „Nie zgadzam się z tym, co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć” – stało się sztandarem dla tych, którzy walczyli z cenzurą w imię wolności myśli. Także inni filozofowie oświeceniowi, jak Rousseau i Diderot, często znajdowali się pod ostrzałem cenzorów za swoje krytyczne poglądy na temat religii i monarchii. Mimo to ich dzieła były masowo czytane, często dzięki nielegalnym wydawnictwom.
Czyszczenie historii
W XIX wieku cenzura stała się narzędziem walki politycznej. W czasach rewolucji i przemian społecznych władze monarchiczne oraz rządy narodowe próbowały ograniczać przeciwnikom politycznym możliwość swobodnego wyrażania poglądów. W Polsce, pod zaborami, rosyjski i austriacki aparat cenzorski brutalnie tłumił wszelkie próby publikacji, które mogłyby wzbudzać patriotyzm lub nawoływać do buntu. Powstawały podziemne drukarnie, które z narażeniem życia właścicieli i pracowników drukowały zakazane dzieła. Książki i pamflety były przemycane i potajemnie kolportowane, często na zasadzie ustnych przekazów.
Prawdziwym apogeum cenzury politycznej był jednak wiek XX, a szczególnie czas dyktatur totalitarnych. Hitlerowskie Niemcy i Związek Radziecki pod rządami Józefa Stalina wzniosły cenzurę na poziom, który mrozi krew w żyłach. W tych państwach propaganda była wszechobecna, a wszelkie alternatywne źródła informacji surowo zakazane. W ZSRR „czyszczenie historii” stało się normą – nie tylko książki, ale i ludzie byli usuwani z archiwów, zdjęć i pamięci narodowej, jeśli okazali się niewygodni dla władzy. George Orwell uchwycił ten mechanizm w głośnej powieści „1984” – Ministerstwo Prawdy zajmowało się tu fałszowaniem historii na zlecenie władzy.
W Niemczech Hitlera książki, które nie odpowiadały ideologii nazistowskiej, były publicznie palone. Ogień pochłaniał dzieła takich autorów jak Thomas Mann, Albert Einstein czy Sigmund Freud, uznane za „degeneracyjne”. Faszyści bali się słów – bo wiedzieli, że są potężniejsze niż działa.
Nowe narzędzia
XXI wiek przyniósł nowe wyzwania. Z jednej strony Internet stał się narzędziem nieskrępowanej wolności słowa, z drugiej – niektóre rządy zaczęły rozwijać mechanizmy cenzurowania treści online. Chiny ze swoją Wielką Zaporą Sieciową to przykład państwa, które skutecznie filtruje dostęp do zagranicznych źródeł informacji, blokując takie portale jak Facebook, YouTube czy Google. Władze tłumaczą się koniecznością obrony przed zagrożeniami zewnętrznymi i destabilizacją społeczną, jednak krytycy twierdzą, że to forma totalnej kontroli nad obywatelami.
Edward Snowden, były pracownik amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, ujawnił w 2013 roku, że masowy nadzór i manipulacja informacją funkcjonują nawet w demokracjach zachodnich. Granica między ochroną obywateli a cenzurą zaczęła się zacierać, a przyszłość cenzury to gra o wpływy w świecie, w którym informacja jest najpotężniejszą bronią.
Żyjemy w świecie pozornie wolnym. Mamy dostęp do milionów książek za jednym kliknięciem. Ale czy na pewno? Cenzura nie zniknęła – zmieniła jedynie swoją formę. Jest subtelniejsza, bardziej zakamuflowana, ale wciąż wpływa na to, co czytamy i co myślimy.
Nawet w krajach demokracji zachodniej ma się dobrze, choć przybiera bardziej łagodne formy. Algorytmy wielkich platform technologicznych takich jak Amazon i Google decydują, które książki są promowane, a które skazywane na zapomnienie. Książki, które zawierają kontrowersyjne poglądy polityczne, często „znikają” z wyników wyszukiwania lub są demonizowane.
Presja społeczna również jest potężnym narzędziem cenzury. W Stanach Zjednoczonych i Europie dzieła literackie, które uznawane są za „niemoralne” lub „niewłaściwe”, bywają usuwane z bibliotek. „Przygody Hucka Finna” Marka Twaina czy „Buszujący w zbożu” J.D. Salingera to książki, które były wielokrotnie cenzurowane, jako rasistowskie lub zbyt brutalne.
Współczesna cenzura często opiera się też na autocenzurze. Wydawnictwa boją się wydawać książki, które mogłyby spotkać się z krytyką opinii publicznej lub grup nacisku. Autorzy są zmuszani do łagodzenia treści, by nie narazić się na ostracyzm.
Gdzie zatem kończy się prawo do kontroli, a gdzie zaczyna się prawo jednostki do swobodnego wyrażania myśli? Dziś, patrząc na rozwój technologii i coraz bardziej subtelne mechanizmy cenzury, pytanie o wolność czynu i słowa jest bardziej aktualne niż kiedykolwiek wcześniej.
Monika Pawlak