Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 8 czerwca 2025 20:09
Reklama KD Market

Sundance 2025 i refleksje nad przyszłością kina niezależnego

Założony ponad czterdzieści lat temu przez Roberta Redforda festiwal Sundance nie bez powodu określany jest mianem światowego inkubatora filmów niezależnych. Co roku w styczniu do narciarskiego miasteczka Park City w stanie Utah przyjeżdża kilkadziesiąt tysięcy osób, żeby oglądać premierowe projekcje niskobudżetowych filmów zrealizowanych głównie przez nieznanych jeszcze twórców.
Reklama
Sundance 2025 i refleksje nad przyszłością kina niezależnego

Autor: Maya Dehlin

Pełni zapału dystrybutorzy kinowi, krytycy i zwykli widzowie starają się odkrywać nowe talenty, aczkolwiek jakość prezentowanych tytułów jest już tradycyjnie bardzo nierówna. Obok porywających dzieł trafia się też wiele przeciętnych obrazów. Na pewno jednak w trakcie dziesięciu festiwalowych dni można zobaczyć szeroki tematycznie i stylistycznie kalejdoskop nowych produkcji filmowych, a także zastanowić się nad problemami współczesnego świata, które obecnie najmocniej działają na wyobraźnię młodych reżyserów.

ReklamaUbezpieczenie zdrowotne dla seniorów Medicare

Jak można było przypuszczać, tegoroczna selekcja konkursowa obfitowała w filmy zajmujące się bezpośrednio kwestiami społeczno-politycznymi. Nie inaczej prezentowała się lista zwycięskich tytułów. W kategorii amerykańskich fabuł główną nagrodę otrzymała prześmiewcza satyra wojenna „Atropia” w reżyserii Hailey Gates. Temat związany jest z budową arabskiego miasteczka na terenie bazy wojskowej w Kalifornii. Aktorzy hollywoodzcy starają się przekonująco udawać mieszkańców Bliskiego Wschodu w specjalnie zainscenizowanych sytuacjach. Teoretycznie chodzi o lepsze przygotowanie bojowe żołnierzy, którzy będą później wysłani do Iraku (akcja filmu rozgrywa się kilkanaście lat temu), ale w praktyce absurd goni absurd. Historia jest jakoby oparta na faktach.

 Kadr z filmu "Atropia" fot. Sundance Institute

Wśród zagranicznych filmów fabularnych triumfował dramat obyczajowy z Indii, „Cactus Pears”. Mieszkaniec Mumbaju wraca do rodzinnej wioski na pogrzeb ojca. Tam odżywają wspomnienia z okresu młodości związane w dużej mierze z namiętnym związkiem homoseksualnym. Chociaż cała ekranowa opowieść zawiera kilka ciekawych obserwacji kulturowych, to jednak poza prowokacyjnym – jak na Indie – tematem, nie wychodzi ponad poziom filmowego standardu.

Bhushaan Manoj, Suraaj Suman, Jayshri Jagtap, Suresh Shinde i Harish Baraskar  w "Cactus Pears" fot.  Sundance Institute/Vikas Urs

Produkcji dokumentalnych jest na Sundance prawie tyle samo co fabuł. Życiorysy interesujących ludzi przeplatają się z obserwacją codzienności. Za najlepszy dokument amerykański uznano „Seeds”, wielopokoleniowy portret grupy afroamerykańskich farmerów zmagających się z licznymi problemami ekonomicznymi. Autorka filmu, Brittany Shyne, przez prawie dziesięć lat cierpliwie przyglądała się okiem kamery ich życiu. W efekcie powstał pięknie sfotografowany, czarno-biały pamiętnik miejsca i czasu. Spośród kilku świetnych dokumentów zagranicznych główną nagrodę otrzymał nakręcony w Iranie „Cutting Through Rocks”, inspirująca historia kobiety, która na przekór lokalnej tradycji została wybrana do rady mieszkańców swojej konserwatywnej osady i zaczęła tam aktywnie działać.

Willie Head Jr. w filmie "Seeds" fot. Sundance Institute/Brittany Shyne

O ile w filmach konkursowych rzadko pojawiają się gwiazdy, to w bardziej komercyjnej sekcji Premieres obecność znanych aktorów jest prawie normą i wielu z nich przyjeżdża do Park City na swoje premiery. Tym razem z widzami spotkali się m. in. Jennifer Lopez, Benedict Cumberbatch, Olivia Colman i Felicity Jones. Takie tytuły jak „Kiss of the Spider Woman”, „Train Dreams”, czy “Peter Hujar’s Day” już niedługo powinny trafić do kin.

Polska obecność na tegorocznej edycji Sundance ograniczyła się do jednego filmu krótkometrażowego, „Ludzie i rzeczy” w reżyserii Damiana Kosowskiego. Rozgrywająca się w niedalekiej przyszłości fabuła związana jest z postacią Ukrainki, która otrzymuje worek ze szczątkami zabitego na wojnie męża. Być może jednak zaszła pomyłka związana z identyfikacją konkretnych kości. Ale czy ma to w tej chwili jakiekolwiek znaczenie? Pomimo aktualności tematu i niezaprzeczalnego ładunku emocjonalnego, film ten nie znalazł jednak uznania w oczach jurorów. Przypomnę, że w przeszłości polskie kino było kilkakrotnie wyróżniane na Sundance, m. in. w 2016. roku, kiedy Specjalną Nagrodę Jury otrzymał musical Agnieszki Smoczyńskiej „Córki dancingu”.

Oksana Cherkashyna i Stanislav Voitsekhovskyi w "Ludzie i rzeczy" fot. Sundance Institute

Nie ulega wątpliwości, że na przestrzeni lat definicja kina niezależnego ulegała ciągłym modyfikacjom. Kiedyś odnosiła się do produkcji, które powstawały poza sztywnymi ramami kontroli ze strony dużych studiów hollywoodzkich. Dziś w bardzo luźny sposób nawiązuje do szeroko pojętej swobody twórczej – cokolwiek by ona nie oznaczała. Inaczej pojmują ją reżyserzy z krajów, gdzie sprawnie funkcjonuje system subwencji artystycznych, a inaczej młodzi Amerykanie, którzy zabiegają o pieniądze prywatnych inwestorów i marzą o karierze w Hollywood. Coraz bardziej zaciera się granica pomiędzy filmami kinowymi a produkcjami telewizyjnymi.

Organizatorzy Sundance są świadomi zmian zachodzących w przemyśle filmowym i starają się je odzwierciedlić w formule funkcjonowania festiwalu. Dużo większy procent pokazywanych tytułów pochodzi obecnie z innych krajów. Na ekranach kinowych wyświetlane są odcinki seriali. Powstały zagraniczne filie Sundance London i Sundance Hong Kong. Jednak zarówno przyszłość samego festiwalu jak i marki Sundance stoi pod dużym znakiem zapytania. Frekwencja widzów znacząco spadła od czasu pandemii. Obecna umowa organizatorów z władzami Park City wygasa w przyszłym roku i nie została przez włodarzy miasteczka przedłużona. Głównym powodem były jakoby kwestie finansowe, ale już od lat mówiło się o niechęci miejscowych notabli wobec głośno imprezujących przybyszów o liberalnych poglądach.

Już niedługo dyrekcja festiwalu ma ogłosić decyzję odnośnie wyboru nowej lokalizacji. Będzie to albo pobliskie miasto Salt Lake City, albo Cincinnati w stanie Ohio, ewentualnie Boulder w Colorado. Czy w innym miejscu Sundance będzie w stanie odzyskać dawny blask? Czy młode pokolenie widzów nadal będzie widziało sens fizycznej obecności na festiwalu, gdy można dużo łatwiej i taniej oglądać filmy w domu? Na te pytania nikt nie potrafi dziś odpowiedzieć. Wyjeżdżając z Park City, tegoroczni goście zapewniali, że za rok znów spotkają się na Sundance w Park City. Po raz ostatni.

Zbigniew Banaś

Główna ulica w Park City w Utah fot. Jovelle Tamayo
Reklama

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama