Znalezienie czegoś, czym da się zmusić przeciwną i upartą stronę do otwarcia się, do zajęcia miejsca przy stole i przytrzymać ją przy tym stole do końca, to jest dyplomacja i polityka.
Do takich zabaw potrzeba naturalnie sporych zasobów, ludzkich i finansowych. I rezultat jest podpisanie układu z Koreą Północną w sprawie oleju opałowego za zamknięcie programu nuklearnego.
W Makao, obecnie rejon administracyjny ChRL, był bank, w nim 52 tajne konta, odnalezione przez Amerykanów. Sumy nie były imponujące, dwadzieścia cztery miliony dolarów, z których Phenian pokrywał sobie tylko wiadome, nielegalne cele. Tak długo perswadowano bankowi, aż ten zamroził wszystkie te tajne, północnokoreańskie konta. To był środek nacisku, jak pisze George F. Will w swym komentarzu dla "Washington Post".
To odróżnia obecną umowę od poprzedniej z czasów Clintona (zwaną Framework Agreement, porozumienie ramowe). Jeśli przy tak niskich kwotach, jak pisze Will przy tak niskim progu bólu, strona północnokoreańska ugięła się, znaczy, że reżim jest kruchy i że można skutecznie go powstrzymać. Nowa umowa jest też wynikiem nacisku ze strony chińskiej, rozgniewanej i zaniepokojonej ubiegłorocznym wybuchem atomowym przeprowadzonym przez Północną Koreę. Jak pisze Will, musiała też nastąpić próba zmiany zachowania przeciwnika, jak inni by napisali, przez przekupienie a więc jeszcze raz olej opałowy za rezygnację z bomby atomowej.
W takim kontekście, przypadek Libii jest pouczający, bo podobnie rozegrali sprawę agenci CIA. Już ponad rok temu dyrektorem CIA został generał Heyden a na jego najbliższych zastępców mianowano agentów, o których w prasie pisano z wielkim uznaniem za wyczyn, jakiego dokonali w Libii. Amerykańscy agenci siedzieli tak długo u Kadafiego, aż w końcu osiągnęli to, co zamierzali całkowite przeorientowanie libijskiej polityki zagranicznej. Istnieje teraz pełna ambasada amerykańska w Trypolisie a amerykańskie firmy naftowe pomagają w rozbudowie libijskiego przemysłu naftowego.
Steve Chapman z "Chicago Tribune" uznaje układ z Północną Koreą za odkupienie dotychczasowych grzechów w amerykańskiej polityce zagranicznej, ale wynikające ze zrozumienia, że zmiana reżimu północnokoreańskiego nie jest właściwym rozwiązaniem tej kwestii politycznej. Ten komentator nie podaje tak wielce źródłowej wiadomości o tajnych kontach w Makao, jak jego waszyngtoński kolega po fachu, ale pisze, że przecież denuklearyzacja Północnej Korei, tak jak w przypadku Libii, jest tak trudnym i ambitnym zadaniem, że administracji należą się wyrazy uznania ze podjęcie takiego wysiłku. Po podpisaniu porozumienia z Północną Koreą, dodaje Chapman, wysiłek Busha można porównać do polityki otwarcia na Chiny, którą podjął prezydent Nixon.
W kwestii irackiej, George F. Will pisze w "Washington Post", że kongresmanom z Partii Demokratycznej brak jest odwagi w ich własnych przekonaniach. Przez cały rok będą cynicznie wprowadzać restrykcje, które niczego nie rozwiążą chodzi o warunki, które mają być dodane do każdego, kolejnego autoryzowania przez Kongres wydatków na wojną. Mogą oni również ustawowo określić porażkę wojny irackiej, czyli ustawowo nakazać wycofanie wojsk. Tym samym staną się współodpowiedzialnymi za klęskę, która i tak wydaje się być nieunikniona.
Porozumienie kładzie kres dalszemu mówieniu o "osi zła", o ile oczywiście, jak pisze Steve Chapman, władze północnokoreańskie podejdą do sprawy poważnie. Nie zmienia to wszakże sytuacji, w której trwają wojny w Iraku i Afganistanie.
W przeddzień głosowania nad rezolucją Izby Reprezentantów, politycznie wymownego wydarzenia dla administracji, prezydent Bush wygłosił przemówienie w instytucie pod nazwą American Enterprise Institute, uznawanym za bazę naukową neokonserwatyzmu (tam pracował Radek Sikorski przed epizodem w polskim Ministerstwie Obrony Narodowej oraz, dla ilustracji, Richard Perle). W połowie drugiej kadencji, jak skrupulatnie wylicza "Washington Post", jest to pierwsze przemówienie na temat działań wojennych w Afganistanie. Prezydent zapowiedział w nim utrzymanie obecności militarnej dodatkowej ilości 3 200 żołnierzy z 10 Dywizji Górskiej.
Zapowiedział równocześnie, że wystąpi do Kongresu o 11,8 miliarda dolarów na działania wojenne. Jest to efekt sytuacji, o której dotychczas było dość cicho, mianowicie oddziały Talibów, jak pokazują raporty, panują nad terytorium czterokrotnie większym od tego, który znajdował się pod ich kontrolą w 2005 roku. Dziennik podaje ocenę wskazującą, że na uspokojenie sytuacji militarnej w tym kraju, na usunięcie wpływów islamskich fundamentalistów, potrzeba będzie pięciu do dziesięciu lat.
Źródła:
o porozumieniu z Płn. Koreą (olej opałowy za rezygnację z bomby atomowej) oraz o braku odwagi u kongresmanów z Partii Demokratycznej w realizacji ich własnych zamierzeń, za dziennikiem "Washington Post", wydanie na 22 lutego, artykuł "A Lack of Courage In Their Convictions", str. A19,
o wyrazach uznania dla administracji za podjęcie wysiłku w sprawie zawarcia porozumienia z Płn. Koreą, za dziennikiem "Chicago Tribune" wydanie na 18 lutego, artykuł "For Bush, a Nixon to China Moment", autor Steve Chapman,
o prezydenckim przemówieniu na temat wojny w Afganistanie (w American Enterprise Institute: utrzymanie dodatkowych ilości żołnierzy, wystąpienie do Kongresu o nowe 11,8 miliarda dolarów), za dziennikiem "Washington Post", wydanie na 16 lutego, artykuł "Bush Promises Strong Effort To Counter Resurgent Taliban", autorzy Peter Baker i Karen DeYoung, str. A15.
Andrzej Niedzielski
Już bez osi
- 03/10/2007 12:09 AM
Reklama








