Jak można było się spodziewać, recenzje tego towaru nie były najlepsze. „Wolę dać się zjeść przez jakiegoś zombie, niż przeżyć na tym żarciu” – napisała Emily Heil, dziennikarka kulinarna gazety „The Washington Post”. Ludzie w mediach społecznościowych zauważyli, że posiłki w wiadrze potrafiłby przygotować nawet najgorszy kucharz domowy, ale tylko w ostateczności, gdyby nie było innego wyjścia. Przedstawiciele Costco nie ujawnili, ile apokaliptycznych wiaderek sprzedano w ciągu ostatniego roku.
Nie trzeba wielkiej wyobraźni, żeby zrozumieć, dlaczego Costco może być rajem dla osób, które przygotowują się na trudne czasy, czyli gromadzą zapasy i uczą się umiejętności przetrwania na wypadek sytuacji kryzysowych, takich jak klęski żywiołowe, dramatyczne konflikty społeczne, wybuch superwulkanu pod parkiem Yellowstone, eksplozja samochodu Tesla z Muskiem za kierownicą, atak kosmitów, wybór liberała do Białego Domu czy też totalna wojna atomowa.
Ludzie tacy znani są jako preppers, czyli nieco stuknięta grupa, kupująca nieustannie zapasy żywnościowe i budująca podziemne schrony pod własnymi domami. Dla nich oferta sieci Costco jest atrakcyjna, ponieważ w sklepach tych można znaleźć wszystko – od mrożonek aż po narzędzia, piłki golfowe i mleko dla niemowląt, nie mówiąc już o dużych butlach alkoholu firmy Kirkland. A wszystko to w maksymalnie dużych ilościach, wielkich paczkach, itd.
„Przygotowujący się na różne katastrofy ludzie lubią wydajność, a Costco jest właśnie takie” – twierdzi Coby Coonradt, 44-latek z Vernal w stanie Utah, który wspólnie z przyjacielem Cameronem Hardym prowadzi program Casual Preppers Podcast. Oprócz żywności i wody Coonradt kupuje w Costco liofilizowane posiłki, apteczki pierwszej pomocy i gaśnice. Ponad 130 milionów ludzi na całym świecie uważa Costco za swój sklep spożywczy i chociaż nie wszyscy z nich identyfikują się jako preppers, tendencja tej sieci do sprzedaży hurtowej dobrze wpisuje się w ideologię nieuniknionego katastrofizmu.
Christine, 43-latka z Idaho, która publikuje swoje treści w ramach podcastu Frugal Fit Mom dla 655 tysięcy fanów, obserwujących ją w serwisie YouTube, jest właścicielką jednego z wiaderek Costco, którego używa głównie do przygotowywania posiłków na kempingu. Uważa, że osoby szykujące się na kryzys odnoszą większe korzyści z kupowania podstawowych produktów w hurtowych ilościach: „Ważne jest, aby podczas przygotowywania zestawu awaryjnego zabierać ze sobą tylko te rzeczy, których już używasz. Jeśli kupujesz tuńczyka w puszce, bo widziałeś, jak ktoś inny go kupował, ale nienawidzisz tuńczyka w puszce, to owszem, utrzyma cię on przy życiu, ale nie będziesz szczęśliwy”.
Zarówno uzależnienie Christine od Costco, jak i jej mentalność preppersa wynikają z „dorastania w bardzo, bardzo biednym świecie”. Jej rodzice kupowali hurtowo, bo było taniej, a teraz ona robi to samo, gdyż jest przekonana, iż w niedalekiej przyszłości większość świata trafi szlag.
Jako marka, Costco subtelnie podkreśla swoją reputację raju dla katastrofistów. Sprzedaje różnorodną żywność o długim okresie przydatności, paczki „samopodgrzewających się posiłków awaryjnych” oraz przenośne zestawy do oczyszczania wody. Nie bardzo rozumiem, w jaki sposób jedzenie ma się jakoś samoczynnie podgrzewać, ale to inna sprawa. Dla niektórych wiaderko wiecznego żarcia z Costco symbolizuje to, jak niepokojąca wydaje się perspektywa końca świata. Dla innych jest to po prostu kolejny przedmiot, który można wrzucić do już zbudowanego bunkra. Tak czy inaczej, według firmy badawczej Packaged Facts ponad połowa amerykańskich rodzin gromadzi żywność na zapas, co wskazuje na pewien poziom zaniepokojenia obecnym stanem rzeczy.
39-letnia Barbara z Oklahomy ujmuje to tak: „Costco jest jak Disneyland dla preppersów. Za każdym razem, gdy wchodzę do sklepu, nie tylko robię zakupy, ale inwestuję także w papiery wartościowe mojej rodziny”. W tym momencie Baśka chyba trochę przesadziła. Nie wiem jak czytelnicy, ale ja nadal preferuję realne papiery wartościowe, a jeśli wszystkie przestaną istnieć w wyniku eksplozji bomby nuklearnej, to trudno, gdyż ja też przestanę istnieć. Poza tym, jeśli przez papiery wartościowe dla rodziny pani Barbara rozumie suszone potrawy, które można będzie z powodzeniem zjeść za pół wieku, to myślę, że dla niej i im podobnych ludzi nie ma już sensownego ratunku.
Muszę przyznać ponadto, że nie bardzo pociąga mnie idea przetrwania w jakiejś podziemnej pakamerze, w której na śniadanie, lunch oraz obiad jest wyłącznie tuńczyk z puszki. Chyba że będzie zakrapiany wódką z etykietą Kirkland, bo wtedy w zasadzie o wszystkim można zapomnieć. Nawet o tym, że ze schronu nie ma sensu wychodzić, gdyż na powierzchni są tylko zgliszcza i promieniowanie radioaktywne. Choć z drugiej strony, kto wie – może nawet w tak apokaliptycznym scenariuszu sklepy Costco będą nadal czynne. Można będzie tam wpaść na chwilę w jakimś skafandrze ochronnym i kupić dodatkowe kilka wiaderek z żarciem „na zawsze”.
Andrzej Heyduk