Poprzednio ekipa z Indianapolis dotarła do wielkiego finału ćwierć wieku temu, przegrywając z Los Angeles Lakers 2-4.
Do tegorocznego play off Pacers przystąpili z czwartej pozycji na Wschodzie i Tyrese'em Haliburtonem w roli głównej, który jednocześnie został uznany najbardziej... przewartościowanym graczem NBA. Jeśli poprowadzi zespół do triumfu, może natomiast zyskać miano MVP decydującej części rozgrywek.
W szóstym meczu z Knicks lider Pacers uzyskał 21 punktów, w tym 11 w ostatniej kwarcie, kiedy gospodarze kontrolowali wypracowaną wcześniej przewagę, miał 13 asyst, sześć zbiórek i trzy przechwyty. W zdobywaniu punktów prym wiódł tym razem Pascal Siakam - 31.
Kameruńczyk po końcowym gwizdku odebrał nagrodę im. Larry'ego Birda dla najlepszego zawodnika finału Konferencji Wschodniej. Słynny skrzydłowy Boston Celtics był pierwszym trenerem, który doprowadził Pacers do decydującej batalii o tytuł.
Teraz w jego ślady poszedł Rick Carlisle.
"Pascal i Tyrese wzięli nas na plecy i zaprowadzili do finału. Nie tylko w tym meczu pilnowali, by nic złego nam się nie przytrafiło. Jesteśmy tam, gdzie chcieliśmy być, ale... robota dopiero się zaczyna" - skomentował doświadczony szkoleniowiec.
Wśród rywali wyróżnili się OG Anunoby z 24 pkt i Karl-Anthony Towns, który dodał 22 i miał 14 zbiórek.
"Były okresy, w których graliśmy bardzo dobrze w obronie, i okresy, w których nam to nie wychodziło. Do tego doszło dużo strat. Myślę, że kombinacja tych elementów sprawiła, że finał nie jest dla nas" - ocenił Tom Thibodeau, trener nowojorczyków, którzy w końcowej walce o tytuł po raz ostatni uczestniczyli w 1999 roku.
Na ostanie sekundy na boisku w zespole gospodarzy pojawiła się wyjściowa piątka, by kibice - zgodnie ubrani tego dnia na złoto - mogli jej zgotować owację na stojąco.
"To nie jest czas na otwieranie szampana. Zostały dwie drużyny i jeden cel. To wyzwanie typu +wszystko albo nic+. Prawdziwy zwycięzca może być tylko jeden" - podsumował 65-letni Carlisle, który w 2011 roku zdobył tytuł jako trener Dallas Mavericks.