W sierpniu 1825 r. Green DeWitt założył miasteczko Gonzales. Było ono stolicą niewielkiej kolonii osadników, którą założył na podstawie pozwolenia rządu meksykańskiego. Wdzięczność dla gubernatora stanu Coahuita y Tejas wyraził w najpiękniejszy sposób – nie bez przyczyny można się doszukać zbieżności nazwy miasta i nazwiska Rafaela Gonzalesa. Co prawda już w rok później miasteczko zostało opuszczone po dwóch atakach Indian, ale po kolejnych 12 miesiącach – w 1827 r. – osadnicy znowu powrócili i odbudowali je. Niemniej jednak kwestia bezpieczeństwa była wciąż istotna dla mieszkańców i kiedy w styczniu 1831 r. DeWitt zwrócił się z prośbą o uzbrojenie w celu obrony przed Indianami – i po dwóch miesiącach do Gonzales przybyło sześciofuntowe brązowe gładkolufowe działo. Kwitując je DeWitt zobowiązał się, że do utrzymywania działa w niezmienionym stanie oraz do zwrotu go, kiedy tylko zażąda tego dowódca departamentu.
Skuteczność tego działa była ograniczona, ponieważ została ona zagwożdżona prawdopodobnie po bitwie nad Alazan. Dzięki temu przydatność militarna tego działa była znikoma, niemniej jednak czyniło spory hałas i było używane okazjonalnie do pokazania Indianom, że mieszkańcy Gonzales są poważnie uzbrojeni.
W 1835 r. Meksykanie postanowili pozbawić Teksańczyków tego działa. Sytuacja w Teksasie nie była przyjemna dla Meksykanów – osiedlało się tam wielu Amerykanów, przyzwyczajonych do dość daleko posuniętej wolności politycznej. Tymczasem w 1834 r. gen.Santa Anna zawiesił obowiązywanie federalnej konstytucji z 1824 r. i wprowadził centralistyczne rządy zamieniając dawne stany na departamenty. Przeciwko tej decyzji otwarcie zbuntowało się kilka stanów, w tym i Coahuita y Tejas oraz Zacatecas. Santa Anna postanowił najpierw załatwić sprawę w środkowym Meksyku. Po dwugodzinnej walce 12 maja 1835 r. wojska rządowe pokonały milicję zakatekańską, a Santa Anna pozwolił swoim żołnierzom przez 48 godzin łupić bezkarnie miasto.
W takiej sytuacji politycznej płk. Domingo de Ugartechca, dowódca wojskowy Teksasu, wysłał do Gonzales kpr. DeLeona wraz z kilkuosobowym oddziałem po działo. Jako powód podano konieczność wzmocnienia obrony San Antonio – w co nikt nie uwierzył, bo mieszkańcy Gonzales doskonale zdawali sobie sprawę, jakiej jakości była ta armata. Po oficjalnym przedstawieniu żądania przez DeLeona burmistrzowi Gonzales – Andrew Pontonowi – Teksańczycy przeprowadzili 25 września 1835 r. referendum. Trzy osoby głosowały za zwrotem działa, a pozostała część mieszkańców była przeciwko. Nikt nie spodziewał się, że w takiej sytuacji Meksykanie grzecznie poszukają działa gdzie indziej – ściągnięto więc okolicznych osadników z rodzinami do miasta, zbierano zapasy i broń. Zadbano także o działo – zostało zakopane w sadzie Davisa.
Przeczucia nie myliły Teksańczyków. Ugurtechca wysłał kolejny oddział do Gonzales po działo – tym razem setkę dragonów pod wodzą por. Castanedy. Dane mu rozkazy z jednej strony nakazywały powstrzymanie się za wszelką cenę od używania siły, ale z drugiej strony miał prawo aresztowania burmistrza i wszystkich, którzy stawiliby opór. W dn. 29 września Castaneda natknął się na szer. de la Garzę, jednego z ludzi DeLeona. Dowiedział się, że pierwszy oddział został pojmany i rozbrojony – co wkrótce potwierdził kolejny uciekinier. Tego dnia po południu Castaneda wysłał emisariusza nad brzeg rzeki Guadalupe, nad którą położone było Gonzales, żądając spotkania z Pontonem. Poseł wrócił z informacją, że burmistrza nie ma, a tylko on może podjąć decyzję co do losów armaty.
Następnego dnia Castaneda z całym oddziałem udał się nad rzekę, ku brodowi prowadzącemu do Gonzales. Tam okazało się, że operacja może nie być taka prosta, jak sobie wszyscy wyobrażali – Guadalupe wezbrała po ostatnich deszczach, a Teksańczycy zabrali na swój brzeg wszystkie łodzie i barki. Po drugiej stronie znajdował się Joseph Clements, który potwierdził, że burmistrza nie ma w Gonzales, ale wróci do 16 – lub Clements wtedy będzie rozmawiał w jego imieniu. Całej rozmowie przysłuchiwali się schowani w krzakach uzbrojeni koloniści, którzy przeszli do historii jako “Stara Osiemnastka” – pierwsi, którzy skierowali broń przeciwko Meksykanom.
Do końca dnia Meksykanie kontaktowali się z Teksańczykami krzycząc przez rzekę – Casteneda nie podjął ryzyka forsowania rzeki pod ogniem, a w dodatku miał wyraźne rozkazy unikania używania siły. Liczył, że Teksańczycy jednak zmądrzeją i wydadzą działo. Wieczorem, za zgodą Clementsa i wybranego na dowódcę kpt. Alberta Martina, do Castanedy przepłynął meksykański goniec z wiadomością, w której Clements oświadczał, że działo jest w mieście i jeśli zostaną do tego zmuszeni, to je wydadzą, ponieważ są słabi i nieliczni, niemniej jednak ich sprawa jest słuszna.
Castaneda wycofał swoich dragonów znad rzeki i rozbił obóz na wzniesieniu ok. 300 m od rzeki. Noc znacznie odmieniła sytuację – przybyły bowiem oddziały posiłkowe z okolicznych osad. Dowództwo Teksańczyków w Gonzales objął płk John Henry Moore, a ich siły wzrosły do ok. 150 osób – a zatem przewyższały już liczebnie meksykańskich dragonów. Sprawę z tego zdał sobie również Castaneda i postanowił przenieść się na korzystniejsze pozycje. Rankiem 1 października zwinął obóz i pomaszerował w górę Guadalupe.
Awantura o działo (I)
- 05/11/2007 05:06 PM
Reklama








