To trzecie zwycięstwo 36-latka z Nowej Zelandii w karierze w Cup Series, co czyni go najbardziej utytułowanym kierowcą urodzonym poza Stanami Zjednoczonymi w historii najwyższej klasy NASCAR. Ponadto jest drugim kierowcą, który triumfował zarówno w sobotnim Xfinity Series, jak i niedzielnym Cup Series. Wcześniej podobnego wyczynu dokonał tylko Kyle Busch w 2016 roku w Indianapolis.
Na podium w najbardziej prestiżowej Cup Series obok van Gisbergena stanęli Ty Gibbs i Tyler Reddick, a Denny Hamlin oraz Kyle Busch uzupełnili pierwszą piątkę.
To był kolejny szalony wyścig pełen historii i z nieustającymi akcjami od pierwszego do ostatniego metra.
Pomimo startu z pole position, van Gisbergen musiał w początkowej fazie wyścigu stawić czoła silnej konkurencji, szczególnie ze strony Michaela McDowella, który nie tylko dorównał, ale i przewyższył tempo Nowozelandczyka, prowadząc przez 31 okrążeń. Ale kiedy McDowell miał problem z zablokowaną przepustnicą, który wykluczył go z rywalizacji, otworzyła się droga dla van Gisbergena do niedzielnego zwycięstwa. Objął on prowadzenie na 16 okrążeń przed końcem i od tego momentu kierowca Trackhouse Racing Chevrolet pewnie zmierzał do zwycięstwa.
“Lubię jeździć w Chicago. Ekscytują mnie wyścig w tym miejscu. Są one dla mnie jak święto. Tory owalne dają mi możliwości rozwoju. Nie stresuję się tym i nie wymuszam niczego, ale uwielbiam starać się robić postępy i być coraz lepszym” - powiedział po minięciu linii mety van Gisbergen,
Pecha miał nie tylko wspomniany McDowell, również William Byron. Lider klasyfikacji generalnej, musiał wycofać się z powodu problemu ze sprzęgłem, co ograniczyło jego przewagę nad Chase’em Elliottem do 13 punktów.
Jeszcze większego pecha mieli Brad Keselowski, Austin Dillon, Todd Gililiand I Will Brown. Wielka kraksa, której sprawcą był Carson Hocevar sprawiła, że nie ukończyli oni wyścigu, tracąc nie tylko szansę na zwycięstwo. Pozwoliło to także Ty’owi Dillonowi i Tylerowi Reddickowi awansować do kolejnej rundy specjalnego wyścigu NASCAR, którego nagrodą jest milion dolarów.
Dariusz Cisowski