No i masz niby klasyk, który jednak potrafi zaskoczyć. Wystarczy przekroić kotlet, żeby zobaczyć, że to nie jest żadna „babka ziemniaczana 2.0”, tylko pełnoprawna bomba smaku. I co najlepsze, robi się je naprawdę prosto – parę składników, trochę pracy i masz na talerzu coś, co wygląda jak efekt długiego kombinowania. A Twoi goście będą się zastanawiać, jak Ty to zrobiłaś.
Kotlety ziemniaczane z nadzieniem to też świetny patent na to, żeby przemycić trochę zabawy do codziennego obiadu. Nie musisz kombinować z drogimi dodatkami – cała magia dzieje się w środku. A jeśli masz fantazję, możesz podmienić farsz na cokolwiek innego i sprawić, że każdy kotlet będzie inną niespodzianką. Tylko uważaj – jak raz zrobisz, domownicy będą wołać o dokładkę. Smacznego!
Składniki:
Ciasto:
2,2 lb ziemniaków
⅓ szklanki mąki pszennej
1 łyżka mąki ziemniaczanej
3-4 łyżki wody z gotowania ziemniaków
Farsz:
2 łyżki oleju
1 mała czerwona papryka
1 cebula
1 lb mielonej szynki wieprzowej
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka granulowanego czosnku
1 łyżeczka słodkiej papryki
1 łyżeczka wędzonej papryki
1/3 łyżeczki kurkumy
Dodatkowo:
ser tarty (np. cheddar)
Czas przygotowania: 1 h
Porcje: 6 kotletów
Obierz ziemniaki, ugotuj je w osolonej wodzie do miękkości.
Kiedy ziemniaki się gotują, rozgrzej olej na patelni. Pokrój cebulę i paprykę w drobną kostkę, wrzuć na patelnię i podsmaż, aż zmiękną i się zeszklą.
Dodaj mielone mięso i wszystkie przyprawy. Wymieszaj i smaż, aż mięso będzie dobrze przesmażone i aromatyczne. Odstaw do przestudzenia.
Kiedy ziemniaki się ugotują, odlej wodę, zostawiając na dnie garnka ok. 3-4 łyżki. Dodaj mąkę, przykryj i odstaw na 2-3 minuty. Ugnieć tłuczkiem lub zagnieć w prasce – powinna powstać jednolita masa. Podziel ciasto na 6 równych części.
Każdą część ciasta spłaszcz w dłoniach. Nałóż ⅙ farszu i trochę sera. Zlep brzegi, formując kotlet.
Kotlety smaż na suchej, mocno rozgrzanej patelni (bez oleju), aż z obu stron nabiorą złotobrązowego koloru.
Najlepsze są na gorąco, prosto z patelni. Pasuje do nich sos czosnkowy, jogurt naturalny lub świeża sałatka.
Kasia Marks

Gotowanie nie od razu stało się moją pasją. Byłam za to radosnym konsumentem pierogów babi Anieli. I pewnie byłoby tak do dziś, gdyby nie opakowanie ryżu i pierwsze kotlety ryżowe (okropne). Tak właśnie zaczęły się moje przygody kuchenne. Ziarno (także ryżu) zostało zasiane i od tamtej pory coraz częściej i coraz śmielej poczynałam sobie w kuchni. Przez lata upiekłam wiele ciast i ugotowałam wiele dań. Zakochałam się w kuchni Indii i basenu Morza Śródziemnego. Ale nadal pozostaję bliska polskiej, domowej kuchni, choć chyba moje pierogi nigdy nie dorównają tym babcinym. Na co dzień jestem mamą nastolatka i pracuję jako redaktor w serwisie internetowym.
Fot. arch. Kasi Marks













