Najlepsze w tych duszkach jest to, że nie potrzebujesz do nich żadnych magicznych składników. Wystarczy parę Oreo, serek śmietankowy, kilka wiśni i odrobina wyobraźni. A kiedy już zaczniesz formować ich małe, zawadiackie pelerynki, nie ma odwrotu – będziesz się śmiał, że pieczesz całą armię duchów o czekoladowym wnętrzu. Tylko uważaj – one mają w zwyczaju znikać z blachy szybciej, niż zdążysz powiedzieć „cukierek albo psikus”.
To nie jest zwykły deser. To mały, słodki spektakl. Duszki Oreo z wiśniowym sercem wyglądają, jakby uciekły z kuchni samego hrabiego Draculi, ale smakują jak najlepsze wspomnienie z dzieciństwa w wersji deluxe. Upiecz je na Halloween, a gwarantuję, że nawet najbardziej poważny gość przy stole się uśmiechnie – może lekko diabelnie, ale szczerze. Bo jak tu się oprzeć duchowi, który uśmiecha się z talerza i puszcza oko z kęsem wiśniowej krwi? Smacznego!
Składniki:
Ciasto:
1½ szklanki mąki pszennej
4 łyżki oleju (rzepakowy lub oliwa)
½ szklanki ciepłej wody
½ łyżeczki soli
Nadzienie:
16 ciasteczek Oreo (z nadzieniem)
8 łyżek serka śmietankowego typu Philadelphia
2 łyżeczki cukru pudru (opcjonalnie)
20 wiśni z syropu
Czas wykonania: 45 min + 15 min dla ciasta
Pieczenie: 10-12 min
Porcje: 20 sztuk
Sposób przygotowania:
Ciasto:
Wymieszaj mąkę, sól (i cukier, jeśli dajesz). Dodaj olej i ciepłą wodę, wyrób ciasto, aż będzie gładkie i elastyczne. Odstaw na 15 minut, żeby odpoczęło.
Ciasto rozwałkuj cienko i wytnij krążki (ok. 4 cale). Ułóż je na stożkach zrobionych z folii aluminiowej. Zrób dwa małe otworki wykałaczką – oczy. Piecz w 340°F (170°C) przez 10-12 minut (góra-dół), aż się lekko zarumienią. Gdy ostygną, zdejmij z foremek.
Nadzienie:
Ciasteczka Oreo zblenduj lub rozgnieć w moździerzu – nie muszą być na pył, mogą mieć drobne kawałeczki. Wymieszaj z serkiem śmietankowym, aż powstanie gęsty, kremowy mus. Jeśli chcesz, posmakuj i dodaj odrobinę cukru pudru.
Każdego duszka wypełnij nadzieniem Oreo i wciśnij 1 wiśnię (to będzie serce duszka).
Możesz chwilę trzymać w lodówce, ale uważaj, bo ciasto może nadmiernie zmięknąć, więc lepiej nadziewać tuż przed podaniem.
Kasia Marks

Gotowanie nie od razu stało się moją pasją. Byłam za to radosnym konsumentem pierogów babi Anieli. I pewnie byłoby tak do dziś, gdyby nie opakowanie ryżu i pierwsze kotlety ryżowe (okropne). Tak właśnie zaczęły się moje przygody kuchenne. Ziarno (także ryżu) zostało zasiane i od tamtej pory coraz częściej i coraz śmielej poczynałam sobie w kuchni. Przez lata upiekłam wiele ciast i ugotowałam wiele dań. Zakochałam się w kuchni Indii i basenu Morza Śródziemnego. Ale nadal pozostaję bliska polskiej, domowej kuchni, choć chyba moje pierogi nigdy nie dorównają tym babcinym. Na co dzień jestem mamą nastolatka i pracuję jako redaktor w serwisie internetowym.
Fot. arch. Kasi Marks

















