Tybetańczycy, Ujgurowie, sekta Falun Gong, wywłaszczeni rolnicy, organizacje prawicowe, obrońcy środowiska naturalnego - wszyscy oni w oczach Chin stanowią groźbę dla przyszłorocznych igrzysk olimpijskich w Pekinie.
Władze Chin nie zaryzykują swobody działania tych osób lub organizacji w czasie zawodów, gdy świat będzie "przylepiony" do ekranów telewizyjnych. Zapewnienie przebiegu imprezy bez jakichkolwiek komplikacji to wyzwanie dla ogarniętych obsesją stabilizacji władz Chińskiej Republiki Ludowej.
Kluczowe dla realizacji tego celu będą siły zbrojne Chin, lotnictwo, marynarka i armia lądowa, wspomagane przez elitarną policję antyterrorystyczną i wywiad.
Jednakże, odmiennie niż podczas olimpiady w Atenach, kiedy to Grecy mogli liczyć na wsparcie ze strony NATO, pekińskim igrzyskom nie zagraża niebezpieczeństwo z zewnątrz, a ze strony "wrogów" wewnętrznych. W ostatnich latach to narastające protesty w sprawach politycznych i społecznych, niezmiennie stykające się z ciężką ręką państwa.
"Myślę, że zobaczymy żołnierzy na ulicach, Ludową Policję, siły ochrony, kompletnie wyposażone i w pełnym składzie. Nie sądzę, by podjęli ryzyko jakiegokolwiek zaniedbania w kwestii bezpieczeństwa. Podstawowa sprawa dla nich to uniknięcie publicznych demonstracji, upokarzających i kłopotliwych w czasie, gdy Chiny będą w centrum uwagi świata" - powiedział agencji Reutera dyrektor wykonawczy firmy doradczej Pacific Strategies and Assessments Scott Harrison.
O ile Chiny nie były celem dla bojowników takich organizacji jak Al Kaida, w ubiegłych latach Pekin potępiał bombowe ataki Ujgurów z niezadowolonych i zdominowanych przez muzułmanów północno- zachodnich regionów Chin - Xinjiangu.
Poprzednie igrzyska były zakłócane aktami przemocy. Bomba zdetonowana w Parku Olimpijskim w Atlancie, w 1996 r., zabiła jedną osobę i zraniła ponad sto. W 1972 r. w Monachium 11 izraelskich sportowców zginęło na skutek ataku palestyńskich terrorystów i nieudanej akcji ratunkowej niemieckiej policji.
Operacja ochrony igrzysk w Atenach kosztowała ponad miliard euro. Zdaniem chińskich organizatorów koszty zapewnienia bezpieczeństwa będą niższe, głównie dlatego, że Chiny będą polegać na własnych siłach inwigilacji i na własnym sprzęcie. Pekin wyszkolił elitarną grupę 150 policjantów na ekspertów w działaniach antyterrorystycznych, kontrolowania zamieszek, radzenia sobie z porwaniami. Zostanie także wzmocniona ochrona granic państwa, by zapobiec przenikaniu cudzoziemskich, "kłopotliwych" grup.
Główną przyczyną zamieszek w Chinach jest narastające rozgoryczenie pogłębianiem się różnic między biednymi i bogatymi, zarówno na wsi jak i w mieście. Sekta Falun Gong jest przez władze obwiniana za sianie nastroju niestabilności. "Protesty w niewielkiej skali są nieuniknione. Pytanie tylko, jak będą potraktowane" - powiedział jeden z zachodnich dyplomatów.
Grupy broniące praw człowieka twierdzą, że Pekin prześladuje dysydentów, których umieszcza w domowych aresztach lub skazuje na długoletnie więzienie, by nie mogli zrujnować olimpijskiego święta. A to tylko, ich zdaniem, stwarza nowe problemy. "Doświadczenia wszystkich krajów świata dowodzą, że najlepszym sposobem zapewnienia stabilizacji jest ochrona praw obywatelskich, rządy prawa. W Chinach zmierza to w zupełnie innym kierunku" - uważa badacz z Amnesty International Azji Wschodniej Mark Allison.








