(MSNBC, NYT) – Wystarczy przyjrzeć się wymianie pieniędzy za ropę, by zrozumieć, co naprawdę się dzieje w Iraku.
W styczniu, ogłaszając plan zwiększenia liczby żołnierzy w Iraku, prezydent Bush deklarował, że chodzi o stworzenie warunków bezpieczeństwa umożliwiających rządowi Nouriego al-Maliki rozpoczęcie prac legislacyjnych. Wśród osiemnastu podstawowych propozycji wprowadzenie ustawy o podziale dochodów z ropy naftowej między Kurdów, szyitów i sunnitów uznano za rzecz priorytetową z tego względu, że 2/3 całego dochodu narodowego Iraku pochodzi z sektora naftowego. "Bez systemu podziału zysków, nie będzie Iraku tylko grupa uzbrojonych gangów, walczących o przejęcie kontroli nad źródłami ropy", pisze Paul Krugman w New York Times.
Ustawy nigdy nie zatwierdzono. Na szczególną uwagę zasługują przyczyny jej upadku. Okazało się, że w ub. miesiącu lokalny rząd Kurdystanu, wbrew postanowieniom irackich władz centralnych i administracji Bu-sha, zatwierdził własne prawo o ropie naftowej zawierając umowę o podziale produkcji i dochodów z Hunt Oil Company z Dallas.
Sprawa jest o tyle ciekawa, że prezydentem Hunt Oil Co. jest bliski sprzymierzeniec polityczny Georgea W. Busha, Ray L. Hunt. Jeszcze ciekawsze jest to, że Hunt zasiada w kluczowej radzie doradców prezydenta ds. wywiadu za granicą. Wielu komentatorów wyraziło zdumienie, że biznesmen z bardzo bliskimi powiązaniami z Białym Domem, torpeduje politykę Stanów Zjednoczonych. Nie jest to jednak takie dziwne, gdy przypomnimy, że Halliburton podpisywał umowy biznesowe z Iranem kilka lat po tym, jak Bush deklarował Iran jednym z członków "osi zła".
Bardziej interesujące jest to, że Hunt, dzięki dostępowi do tajnych informacji, najprawdopodobniej znakomicie orientuje się w sytuacji w Iraku. Zawierając układ z Kurdami wbrew Bagdadowi, Hunt stawia na to, że Irak nie przetrwa jako państwo w żadnym znaczącym sensie.
Umowy Hunta świadczą również, że "w świecie biznesu wiadomo już, iż zwiększenie amerykańskich wojsk nie przyniosło oczekiwanego skutku, że przegraliśmy wojnę, a Irak czeka los Jugosławii".
"Podejrzewam, że większość ludzi w administracji Busha, a może Bush osobiście, zdają sobie z tego sprawę" – pisze Krugman.
Gdyby administracja naprawdę miała nadzieję na zmianę sytuacji w Iraku, to jej przedstawiciele podjęliby prawdziwe wysiłki na rzecz skłonienia rządu Malikiego do wypełnienia przynajmniej części programu, zakładającego zjednoczenie kraju. Na przykład można zagrozić, że Kongres obetnie fundusze. Tymczasem zamiast stawiać warunki, administracja usprawiedliwia brak postępów, minimalizuje porażki, zmienia cele misji i nie daje rządowi Malikiego żadnych bodźców, zachęcających do zmiany postępowania. (eg)
Przyjaciel Busha torpeduje piolitykę irtacką
- 09/19/2007 05:27 PM
Reklama








