Waszyngton (Reuters) – W swoim ostatnim orędziu o stanie państwa prezydent Bush próbował załagodzić niepokój Amerykanów o sytuację gospodarczą kraju. Ponieważ perspektywa recesji wyparła wojnę iracką jako główną przyczynę troski wyborców, prezydent przyznał, że rozwój gospodarczy kraju uległ spowolnieniu, a równocześnie zapewnił, że fundamenty gospodarki są zdrowe. Bush zwrócił się do Kongresu, o jak najszybsze zatwierdzenie pakietu bodźców ekonomicznych, z nadzieją na pobudzenie rynku. Ostrzegł przy tym ustawodawców, by nie włączali żadnych dodatkowych wydatków do ustawy, gdyż na wszystkie takie próby zareaguje wysunięciem weta. Pakiet wartości $150 mld przewiduje zwroty pieniężne dla podatników i ulgi dla biznesu.
Osłabiony politycznie niepopularną wojną w Iraku, zepchnięty na bok z powodu prawyborów prezydenckich, Bush nie przedstawił żadnych śmiałych pomysłów.
Prezydent wezwał Amerykanów do zachowania cierpliwości wobec (już 5-letniej) misji w Iraku. Mówił o wzroście bezpieczeństwa, przypisując tę poprawę zwiększeniu liczebności amerykańskich wojsk i o tym, że dalsze decyzje będą uzależnione od rekomendacji dowódców wojskowych. Rzucił ostre ostrzeżenie pod adresem Iranu, grożąc konfrontacją za wrogie akcje przeciw amerykańskim żołnierzom, przyjaciołom i interesom Ameryki w regionie Zatoki Perskiej.
Przede wszystkim zaś stawiał nacisk na zatwierdzenie planu stymulowania gospodarki, by zażegnać groźbę recesji z powodu wysokich cen ropy naftowej i krachu na rynku nieruchomościami. Zainteresowanie kompromisem w tej dziedzinie wzięło się stąd, że nikt, a najmniej niepopularny prezydent, przed końcem swojej drugiej kadencji, nie chce, by za tę sytuację spadła na niego wina.
Niektórzy ekonomiści oceniają, że pakiet bodźców może rozruszać gospodarkę na jakiś czas, lecz nie wystarczy do zapobiegnięcia recesji. "Możemy stworzyć nowe pozory dobrej koniunktury, ponieważ rząd wypłaca kaucję konsumentów, a ci bankom", przestrzega przed zbytnim optymizmem Michael Pento z Delta Global Advisors w Kalifornii.
Demokratyczna kandydatka na prezydenta, sen. Hillary Clinton, niezbyt przychylnie oceniła wystąpienie prez. Bu-sha. "Prezydent miał ostatnią szansę zauważenia tego, o czym Amerykanie wiedzą od dawna: gospodarka nie sprzyja rodzinom średniej klasy. Niestety, przedstawił mniej więcej to samo co zawsze, frustrujące przywiązanie do polityki, która doprowadziła do obrócenia rekordowo wysokich nadwyżek budżetu w duży deficyt i popchnęła gospodarkę na krawędź recesji.
Były sen. John Edwards zauważył, że "Prezydent i Kongres proponują plan odnowy gospodarczej, który nie bierze pod uwagę dziesiątek milionów Amerykanów żyjących w najcięższych warunkach".
Dla sen. Baracka Obamy poniedziałkowe orędzie brzmiało jak wszystkie poprzednie. "Podróżując po całym kraju wiem, że Amerykanie oczekują czegoś więcej. Boją się o przyszłość, tracą domy i pracę. Nie są pewni, czy stać ich będzie na opłacenie nauki swych dzieci. Pragną, by w Białym Domu zasiadł prawdziwy przywódca".
Republikańscy kandydaci na prezydenta ocenili wystąpienie Busha nieco łagodniej.
Były gubernator Arkansas, Mike Huckabee, przyklasnął wysiłkom Busha w zakresie stymulowania gospodarki, lecz pakiet bodźców uznał jedynie za pierwszy krok na drodze do poprawy.
Sen. John McCain pochwalił prezydenta za próbę zredukowania niepotrzebnych wydatków, wpisywanych przez ustawodawców do różnych ustaw i nie mających żadnego związku z tymi ustawami. McCain od dawna walczy z tymi, dość powszechnie stosowanymi praktykami, uważa bowiem, że pochłaniają pieniądze, które należy przeznaczyć na sprawy priorytetowe, wykolejają proces budżetowy i prowadzą do korupcji wśród ustawodawców.
Były gubernator Massachussets, Mitt Romney, oświadczył: "Widziałem prezydenta, który zrozumiał, że Waszyngton nie potrafi uporać się z wieloma problemami ani z ciągłym zagrożeniem ze strony al-Kaidy, ani z reformą Social Security, czy też z zabezpieczeniem granic i polityką imigracyjną. Widziałem prezydenta, który przyznał, że Waszyngton nie wykonuje swojej roboty".
Romney ma jak najbardziej rację. Wysłanie czeków wartości 500 czy 600 dolarów na głowę podatnika nic nie rozwiąże w obliczu olbrzymich potrzeb, w jakich znalazł się kraj i jego mieszkańcy. Pozwolę sobie przytoczyć kilka faktów, które pozwolą zrozumieć rozmiary szkód poczynionych w wyniku nierozsądnych wydatków, ślepej wiary w wolny rynek i odmowy narzucenia regulaminów na różne gałęzie gospodarki, co w przypadku podstawy tej gospodarki, jaką jest budownictwo, zakończyło się równie fatalnie, jak deregulacja banków za prez. Ronalda Reagana.
Po znacznym spadku narodowego długu w latach dziewięćdziesiątych, kombinacja cięć podatkowych i braku umiaru w wydatkach doprowadziła do wzrostu zadłużenia z $5.7 biliona w 2001 roku do $9.2 biliona obecnie.
Od 2000 roku liczba Amerykanów żyjących w ubóstwie wzrosła o 4.9 miliona.
W pierwszych trzech kwartałach ub. roku 603,139 Amerykanów – o 40.15% więcej niż w identycznym okresie 2006 roku – złożyło wnioski o uznanie bankructwa.
W pierwszym kwartale 2007 roku 635,159 Amerykanów straciło domy z powodu niespłacania pożyczek hipotecznych, o 100% więcej niż w tym samym okresie 2006 roku.
Zadłużenie Amerykanów na kartach kredytowych doszło do $813 miliardów. Niemożność spłacania miesięcznych rat w określonym terminie sprawia, że oprocentowanie wzrasta podwójnie a nawet potrójnie, co stawia dłużników w jeszcze gorszej sytuacji.
Średnia cena paliw podskoczyła z $1.39 za galon w styczniu 2000 roku do 3.07 w styczniu 2007 roku, a dziś jest jeszcze wyższa.
Ceny paliw grzewczych podskoczyły w porównaniu z ub. rokiem o 11%. W rezultacie miliony starszych wiekiem, ubogich Amerykanów polega na pomocy z programu Low Income Energy Assistance przy opłatach za ogrzewanie domów. Mimo to, w 2007 roku prez. Bush zwrócił się do Kongresu o zmniejszenie funduszy na ten cel o $379 milionów.
Departament Rolnictwa (USDA) szacuje, że w latach 2001-2006 liczba głodnych rodzin w USA wzrosła o 26% (nie licząc bezdomnych). W 2006 roku USDA podjął próbę ukrycia tego problemu wprowadzając zakaz używania w oficjalnych oświadczeniach słowa "głód" i zastępując je określeniem "bardzo niska gwarancja żywnościowa".
Za administracji Busha korporacyjne giganty, jak Microsoft i Wal-Mart zdołały wydrzeć $12 miliardów z federalnych grantów dla małego biznesu. Prawo nakazuje przyznawanie małym biznesom (mniej niż stu pracowników) 23% rządowych kontraktów. W rzeczywistości dostają około 5%.
W orędziu o stanie państwa prezydent poświęcił chwilę na problemy związane z opieką medyczną. Ubolewał nad wysokimi kosztami lekarstw i leczenia, a także milionami nieubezpieczonych obywateli. Demokratyczny kongresman z Nowego Yorku Maurice Hinchey zwraca uwagę, że w okresie od października 2005 roku do grudnia 2006 roku przedstawiciele Food and Drug Administration spotkali się 112 razy z reprezentantami przemysłu farmaceutycznego i tylko 5 razy z grupami konsumentów. Kontrola inspektora z Government Accountability Office wykazała, że prywatne kompanie ubezpieczeniowe zagarnęły do własnej kieszeni $59 milionów w nadpłatach z Medicare. Pieniądze te powinny być użyte na świadczenia i obniżkę opłat za wizyty u lekarza. Biały Dom odmówił przeprowadzenia kontroli księgowości w tych kompaniach i nie był zainteresowany odzyskaniem pieniędzy. W orędziu prezydent wykazał jednak "troskę" o wysokie koszty medyczne, apelując o odrzucanie skarg za błędy w sztuce lekarskiej. Chwalił się również zablokowaniem federalnych funduszy na badania nad komórkami macierzystymi, dającymi nadzieję na poprawę zdrowia ludzi cierpiących na Parkinsona, Alzheimera i inne nieuleczalne choroby, strasząc, że manipulacje mogą przyczynić się do powstania zwierzęco-ludzkiej hybrydy. Mamy strasznie dużo problemów, dla większości Amerykanów (z wyjątkiem zachwyconych tym stwierdzeniem republikańskich członków Kongresu) genetyczne dziwolągi nie spędzają nam snu z powiek. (eg)
Optymizm Busha a rzeczywistość
- 02/01/2008 08:18 PM
Reklama








