Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 20 sierpnia 2025 06:13
Reklama KD Market

Polacy a przyszły prezydent USA?

Warszawa – Trudno by nie zauważyć, że w USA odbywają się wybory prezydenckie, gdyż każdy dzień przynosi kolejną partię informacji o kandydatach, prawyborach i innych aspektach kampanii.

A w Polsce? Wprawdzie Polacy mają własne emocje wyborcze poza sobą, ale sporo rodaków śledzi zmagania kandydatów za oceanem. Krajowa prasa i media elektroniczne dość dokładnie relacjonują przebieg kampanii, wyjaśniając zawiłości amerykańskiego systemu wyborczego, m.in. instytucję prawyborów.

Według sondażu przeprowadzonego przez portal informacyjny Wirtualna Polska (WP), aż 42 procent spośród ponad 30 tys. respondentów stwierdziło, że interesuje się amerykańskimi wyborami prezydenckimi. Wprawdzie 55 procent było odmiennego zdania, a trzy procent nie miało żadnego, ale jest to i tak dość wysoki poziom zainteresowania nieswoimi wyborami. Czy nie świadczy to o tym, że Polacy nadal mają szczególny stosunek do Ameryki i nie uważają Stanów Zjednoczonych za jakąś tam kolejną zagranicę?

Polacy śledzący amerykańską kampanię wyborczą widzą, jak dynamicznie się rozwija. Jeszcze pod koniec ub. roku niemal pewnikiem było to, że następnym prezydentem USA zostanie demokratka, pani sen. Hillary Clinton. Po stronie republikańskiej był tylko wielki znak zapytania pośród tak poważnych konkurentów jak Giuliani, Romney, i w pewnym sensie Huckabee.

Ale od przełomu stycznia i lutego br. szanse senator ze stanu Nowy Jork Clinton i jej ciemnoskórego kontrkandydata demokratycznego, sen. Baracka Obamy z Illinois, zaczęły się wyrównywać. Zaś w ub. wtorek Obama wygrał wszystkie trzy demokratyczne prawybory: w Wirginii, Marylandzie oraz stołecznym Dystrykcie Columbii (DC) i ma teraz większą liczbę delegatów na konwencję demokratów w Denver 25-28 sierpnia niż b. pierwsza dama. Za to niekwestionowanym faworytem republikanów jest senator z Arizony John McCain, który w trakcie kolejnych prawyborów wyeliminował wszystkich swoich rywali. Konwencja republikańska odbywa się w Minneapolis-Saint Paul w dniach 1-4 września.

Zdaniem amerykanisty z Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Edwarda Haliżaka, u demokratów nic nie zostało jeszcze do końca wyjaśnione. Jak powiedział, "będziemy się nadal emocjonować wyścigiem, a poziom napięcia będzie jeszcze rósł. Może się okazać, że dopiero konwencja partyjna zdecyduje ostatecznie, czy to Hillary Clinton czy Barack Obama zmierzą się z kandydatem republikanów".

Prof. Haliżak prognozuje, że w obozie demokratów Clinton ostatecznie wygra z Obamą:

"W końcowej fazie Amerykanie nie zdecydują się postawić na 'odmieńca', w cudzysłowiu rzecz jasna. I tak muszą dokonać rewolucyjnego wyboru między kobietą i Afroamerykaninem, i to jest już samo w sobie niezwykłe. Nie mając tradycyjnego kandydata płci męskiej, Anglosasa ze wschodniego wybrzeża, będą wybierać mniejsze ryzyko, czyli Hillary Clinton".
Zdaniem Haliżaka, w ostatecznym pojedynku wyborczym McCain na pewno pokonałby Obamę. Doszłoby do starcia na tle etnicznym, rasowym.

Amerykanie tego nie lubią, więc Obama nie miałby szans z McCainem. Trudniej przewidzieć rezultat walki McCaina z Clinton, ale prawdopodobnie wyostrzyłyby się wówczas stare podziały między Ameryką liberalną a konserwatywną.
Jeśli chodzi o elektorat polonijny, polski amerykanista uważa, że w ostatecznym rozrachunku opowie się ona za republikanami, chociaż ludzie młodzi mogą głosować raczej na demokratów. Starsze pokolenie jest antykomunistyczne, tradycjonalistyczne, a to wartości jakie oferują republikanie. Dodatkowo wśród Polonii ciągle funkcjonuje mit Reagana, który pomógł obalić komunizm. Młodsi Polacy, których udziałem stał się awans społeczny, mogą głosować na demokratów, ale mimo rozwarstwienia większość Polonii będzie głosować na republikanów.

Warto przypomnieć ewolucję polityczną, jaka się dokonała na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci wśród Polonii. Od czasów Nowego Ładu prezydenta Franklina Delano Roosevelta (1933 r.) Polonia, wraz z innymi społecznościami imigranckimi, stanowiła niemal jednolity prodemokratyczny blok wyborczy. Ten monolit upadł na przełomie lat 60. i 70., kiedy z Partią Demokratyczną zaczęto kojarzyć różne lewicujące ruchy alternatywne, hippisów, przeciwników wojny wietnamskiej, palaczy flag amerykańskich, zwolenników legalizacji marihuany, bogaczy z Hollywood i innych, z którymi Polonia nie mogła się identyfikować.
Przy Partii Demokratycznej pozostali na ogół Murzyni, Żydzi, Latynosi i związki zawodowe, ale odpadli w dużej mierze wyborcy o rodowodzie środkowowschodnio-europejskim, w tym Amerykanie polskiego pochodzenia. Propolskie i antykomunistyczne nastawienie prezydentury Reagana i obu Bushów z jednej strony, a socjal-liberalne postawy administracji Clintona (nie mówiąc o skandalu obyczajowym w samym Białym Domu) z drugiej utrwaliły te zmiany. A jak jest obecnie? Wydaje się, że dziś głosy polonijne są o wiele bardziej podzielone.

Warto przede wszystkim zadać sobie pytanie, czy nawet istnieje coś takiego jak elektorat polonijny. Nie ulega kwestii, że istnieje elektorat żydowski. Żydowska Agencja Telegraficzna (Jewish Telegraphic Agency) dzień po dniu publikuje materiały śledzące najdrobniejsze wypowiedzi, gesty i czyny amerykańskich kandydatów pod kątem ich życzliwości względnie nieżyczliwości wobec spraw, wrażliwości i interesów żydowsko-izraelskich. Czy polska grupa etniczna ma coś porównywalnego?

Czasem słychać opinię, że polonijny blok wyborczy nie istnieje, ponieważ Amerykanie polskiego pochodzenia już należą po większej części do klasy średniej. Są więc na ogół zasymilowani i zachowują się w dniu wyborów tak jak inni biali Amerykanie w zbliżonym wieku, podobnym wykształceniu, stopniu zamożności i miejscu zamieszkania. Zwolennicy tego poglądu uważają, że skoro Polska już jest wolna i należy do NATO i Unii Europejskiej, nie ma jakiegoś jednego, nadrzędnego celu, który mógłby łączyć Polonię ponad innymi podziałami.

Odmiennego zdania jest nowo powstała na wschodnim wybrzeżu USA grupa "Polonia głosuje 2008" (www.poloniavotes2008.com, info@poloniavotes2008.com), skupiona wokół redakcji bostońskiego pisma polonijnego "Biały Orzeł". Zdaniem jego wydawcy Darka Barcikowskiego "nikt w Waszyngtonie nie ma pojęcia, jakie sprawy są ważne dla Polonii, więc potrzebne jest forum, które udzieli konkretnej odpowiedzi na to pytanie. Głównym celem tej akcji jest zgłoszenie miliona deklaracji wzięcia udziału w wyborach. Taką deklarację można będzie wypełnić w postaci formularza internetowego".

Trudno na razie przewidzieć, czy ta akcja wypali. Jeśli jednak udałoby się zebrać milion deklaracji, to żaden kandydat nie mógłby przejść nad tym do porządku dziennego, zwłaszcza przy wyborach, w których szanse kandydatów są zbliżone. Wówczas od kandydatów można uzyskać zobowiązania co do stanowisk dla nominatów polonijnych w przyszłej administracji i innych spraw leżących na sercu naszej grupy etnicznej.

Póki co, akcję "Polonia głosuje 2008/Polonia votes 2008" poparli b. doradca prezydentów Reagana i Busha seniora gen. Edward Równy, b. ambasador USA w Polsce Nicholas Rey, Marek Brzeziński (syn prof. Zbigniewa Brzezińskiego), sekretarz stanu Connecticut Susan Bysiewicz i wieloletnia działaczka Partii Demokratycznej Marilyn Piurek, także z Connecticut.

Piurek jest przekonana, że Internet zmobilizuje Polonię, która jej zdaniem powinna poprzeć Baracka Obamę. Uważa, że Obama działać będzie na rzecz uwolnienia polskich turystów wybierających się do USA od obowiązku wizowego. Wiadomo, że i prezydent Bush też powtarzał Polakom, że jest za zniesieniem wiz, tyle tylko, że o tym decyduje nie prezydent, lecz Kongres. Powstaje jednak pytanie, czy inicjatywa na rzecz zmobilizowania elektoratu polonijnego powinna już na początku zgłaszać poparcie dla danego kandydata. Czy nie lepiej sprawę zostawić otwartą przez jakiś czas, aby kandydaci musieli zabiegać o głosy polonijne i nie mieć je już od razu w kieszeni?

Gdyby Polacy krajowi głosowali w listopadowych wyborach prezydenckich, raczej wybraliby b. pierwszą damę Hillary Clinton. Taki jest wynik sondażu przeprowadzonego wśród tysiąca respondentów a opublikowanego w "Dzienniku". Clinton poparłoby 48 procent respondentów, a Obamę – 37 procent. W przeciwieństwie do prognozy prof. Haliżaka, który przewiduje, że McCain pokonałby Obamę, natomiast z Clinton nie wiadomo jak by wypadł, według sondażu w "Dzienniku" McCain przegrałby niezależnie od tego, z którym z kontrkandydatów demokratycznych musiałby się zmierzyć.
Robert Strybel
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama