Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 12 grudnia 2025 03:51
Reklama KD Market

Jamestown - Nowa Polska XX - Opowieść o polskich osadnikach

Stefański uśmiechnął się, odłożył pióro. Wyczyścił fajkę i nabił ją świeżym tytoniem. Odpalił płomień od drzazgi zaciągnął się... I wrócił do pisania...

- No i jednak się opłacało... Kapitan Gebhardt przywiózł mi pieniądze za zaległy ładunek tytoniu. Osiemdziesiąt funtów... I zamówił kolejną partię. Za tydzień miał ponownie wyruszyć do Anglii i do tego czasu miałem mu przygotować dziesięć beli... Sposobiliśmy się z żoną do pracy, gdy zaszedł do nas Jan Bogdan... Przygotowywałem właśnie narzędzia do pracy...

- Dziesięć beli? - zapytał Jan. - Sporo... Weźmiesz kogoś do zbiórki?
- Nie, sami zbierzemy zasiew, z Bertie...
Pokiwał głową i po chwili odezwał się...
- A ja mam kłopot...
- Co jest?
Westchnął...
- Wciąż nie mogę wydostać swoich pieniędzy... Kapitan McBarhelow ciągle mnie zwodzi... Miał mi przywieźć pieniądze już zeszłym razem... Wziął kolejną partię tytoniu i znów nic z tego. Twierdzi, że kontrahent nie przekazał obiecanych pieniędzy...
Stefański chciał pocieszyć przyjaciela...
- Mogło zdarzyć się i tak... - rzekł, ale pomyślał, że nie powinien zwodzić Jana. - Chociaż... kapitan McBarhelow nie ma dobrej opinii...
- Też to słyszałem... I stąd moje wątpliwości... Już więcej nie będę z nim handlował... To pewne, ale muszę odzyskać to, co jest mi winien... Rozmawiałem już nawet z sekretarzem Rolfem, co w tej sytuacji robić...
- I co ci poradził?
- Aby skorzystać z faktu, że McBarhelow jest teraz w Jamestown i wnieść sprawę do sądu...
- Zrób tak... Słyszałem, że inni pokątni handlarze także są winni pieniądze plantatorom... Trzeba, by się przekonali, że nie pozostaną bezkarni, jeśli będą nas oszukiwać...
*
Sprawa została wytoczona w iście ekspresowym tempie. Od wniesienia pozwu do rozprawy minęło zaledwie kilka dni. Na sali sądowej, na którą wykorzystano kaplicę, było tylko czterech ludzi. Powód Jan Bogdan, pozwany kapitan Herbert McBarhelow, sędzia i gubernator w jednej osobie, sir Thomas Dale oraz sekretarz sir John Rolfe... Najpierw krótko odpytał Jana Bogdana, czego dokładnie dotyczą jego pretensje wobec dowódcy okrętu, a następnie wysłuchał wyjaśnień kapitana. Wszystko razem nie zabrało mu więcej niż pół godziny. Czas był cenny. Szczególnie czas Bogdana. Jak najprędzej powinien powrócić do wycinki drzewa i przysparzać zysków koronie... dlatego wyrok zapadł po dwuminutowej przerwie, na którą udał się gubernator. Prawdopodobnie chodziło o łyk wina i rozprostowanie kości... A może nawet i o małą potrzebę..
Gdy wrócili do kaplicy, Rolfe nakazał wstać pozwanemu i powodowi...
- W sprawie Jana Bogdana przeciwko kapitanowi Herbertowi McBarhelow przesłuchano świadków i ustalono, przebieg zdarzeń... Sąd, któremu przewodniczy gubernator Wirginii sir Thomas Dale, orzeka co następuje... Dale przejął od Rolfe'a papier i kontynuował beznamiętnym głosem:
- Kapitan McBarhelow winien zapłacić za dwie partie tytoniu w wysokości stu czterdziestu funtów szterlingów...
Jan Bogdan westchnął z ulgą... Dale spostrzegł jego ulgę i uśmiechnął się krzywo, po czym kontynuował...
- Po rozpatrzeniu sprawy, okazało się, że producent tej partii tytoniu, Jan Bogdan, robotnik najemny z Polski, nie ma praw do zapłaty, ponieważ uprawiał tytoń nie na swojej ziemi, a na ziemi należącej do kolonii... W związku z tym nie posiada on prawa do zapłaty za wytworzony tytoń... Uznawszy jednak jego wkład pracy i własność nasion, sąd Wirginii orzeka, że Jan Bogdan otrzyma zapłatę za pracę, w wysokości siedmiu szylingów i sześciu pensów, a także zwrot kosztów nasion, w wysokości jednego funta. Z kolei kapitan McBarhelow obowiązany jest wpłacić sumę stu czterdziestu funtów szterlingów do kasy kolonii. Z tej sumy skarbnik Wirginii wypłaci należność Janowi Bogdanowi w wysokości jednego funta, siedmiu szylingów i sześciu pensów, ale dopiero po wpłaceniu zasądzonej kwoty przez kapitana McBarhelowa do kasy Wirginii. Jednocześnie wydaje się całkowity zakaz uprawy tytoniu przez robotników najemnych, nie będących udziałowcami Kompanii Wirgińskiej w Londynie, którzy nie posiadają prawa do ziemi... Na tym zamykam posiedzenie...
Bogdan poderwał się ze swojego miejsca.
- Zaraz, to znaczy, że my nie mamy prawa do ziemi, którą uprawiamy?
Dale uśmiechnął się kpiąco, ale zaraz przywołał na twarz surowy wyraz, chcąc dodać powagi nie tylko wyrokowi, ale i swojemu urzędowi.
- Dzierżawicie jedynie tę ziemię, na której winniście uprawiać kukurydzę... - wyjaśnił łaskawym głosem.
- Zgadza się, mości panie gubernatorze... - rzekł gorączkowo. - I na tych czterech akrach uprawiam kukurydzę. A tytoń zbieram z poletka, które sam wykarczowałem w lesie...
Dale spojrzał na Rolfe'a... Ten drgnął pod naciskiem wzroku gubernatora.
- Wszelka ziemia - zaczął wolno i z namaszczeniem - w okolicach czterdziestego drugiego równoleżnika, po tej stronie wielkiego Atlantyku, nadaniem króla Anglii, Szkocji, Walii i Wielkiej Brytanii... etc... Jakuba I... należy do Kompanii Wirgińskiej, której praw strzeże tu, mianowany przez zarząd tej kompanii, jego ekscelencja gubernator, sir Thomas Dale...
Dale łaskawie wyjaśnił:
- Wszystko, co rośnie na tej ziemi należy do Kompanii Wirgińskiej... Wyrok jest ostateczny i nie przewiduje apelacji.
*
Wieczorem w hucie Bogdan żalił się Stefańskiemu...
- Wszystko poszło na marne, cała praca...
Zbyszko chciał pocieszyć przyjaciela...
- Nie martw się... Za kilka miesięcy ta ziemia będzie nasza... A wówczas będziemy mogli uprawiać co tylko zechcemy... I zaczniemy legalnie zarabiać. A mając kapitał, nawet niewielki, można będzie pokusić się o założenie własnej kolonii... Gdzieś na południe od Wirginii...
Bogdan uśmiechnął się ciepło na myśl o tej perspektywie.
- Dlatego, że cieplej?
- Też, ale na północ od Wirginii ziemie zajęli już Holendrzy, Szwedzi... Francuzi...
- Na południu są przecież Hiszpanie...
Zbyszko położył mu na ramieniu dłoń...
- Dopiero na Florydzie... A pomiędzy znajdzie się jeszcze trochę miejsca...
- Powinniśmy statek zbudować... Wielką łódź z żaglem... I popłynąć z siedem dni, jak powiadasz, na południe i tam poszukać dobrego miejsca...
- Zbudujemy huty szkła... Będzie za co kupić zboże od tubylców... Lasy wykarczujemy, posadzimy tytoń... Możemy go sprzedawać Anglikom, albo Hiszpanom na południu...
- Moglibyśmy też przyjmować u nas załogi... - rozmarzył się Jan. - Za tytoń kupować zaopatrzenie...
- Chętnych bym znalazł... Mało to marynarzy, którzy gotowi kupić tytoń za cenę niższą niż tutaj?
- Byle byli wypłacalni...
- O to się nie boję... Możemy pobierać opłatę z góry, a nie czekać, aż handlarze sprzedadzą tytoń w Europie i dopiero wtedy przywiozą nam pieniądze...
- Tak by było najlepiej... Ale trudno znaleźć chętnych na taki proceder...
- Będą płacić - rzekł uspokajająco Stefański - jeśli dostaną lepszą cenę niż w Jamestown... Ale boję się czegoś innego... Że sprzedaż tytoniu za niższą cenę, Anglicy uznają za szkodzenie ich interesom...
- Niekoniecznie. To my ustalamy ceny na naszej ziemi...
- I sądzisz, że Anglicy by się z tym pogodzili? Najechaliby nas zbrojnie...
- Myślisz, że by się poważyli?
- A nie? Zobacz, wciąż się szarpią z Holendrami i z Francuzami... Nasza kolonia, byłaby dla nich łakomym i... łatwym do zdobycia kąskiem...
- Jest nas coraz więcej..
- Ale na razie wciąż za mało...
Bogdan zasępił się.
- Powinniśmy sami zacząć szkolenie wojskowe naszych ludzi... I wystąpić do Łowickiego, by przysłał więcej Polaków...
- Jemu w to graj, czysty zarobek... Ale to i tak za mało... Musielibyśmy przygarnąć wszystkich, których uwierają prawa ich kolonii. Każdemu dać od razu ziemię i przywileje na równi ze wszystkimi mieszkańcami... Wtedy szybko nasza liczba by się powiększyła...
- Można to przemyśleć... Ale tak musimy zamiarować... - zawiesił głos i choć mówił po polsku, Bertie spojrzała na niego z uwagą...
- O czym?
- Byśmy nie stali się mniejszością w naszym własnym kraju...
Zbyszko pokiwał głową z zadumą.
- Racja!
- I trzeba, Zbyszku, dopilnować, by wszystko działo się legalnie... Anglicy nie mogą mieć pretekstu, aby na nas nastawać..
CDN
Andrzej Dudziński
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama