Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 12 grudnia 2025 02:27
Reklama KD Market

Rozpacz, pycha i przeprosiny

Nowe idee i nowe twarze są republikanom pilnie potrzebne. Gdy Kongres otrzymuje najniższe notowania, pani Nancy Pelosi promuje własną książkę. I wreszcie – pycha może stać się poważną przeszkodą w wyborczym zwycięstwie Baracka Obamy.

Amerykański Kongres dostaje najniższą ocenę od wyborców, tylko 14 procent pozytywnych opinii mierzonych na przestrzeni trzydziestu czterech lat (wynik badań Gallupa). To jest wyrazem niesmaku, jaki Kongres budzi w społeczeństwie – tak ocenia dziennik „Los Angeles Times”, dodając, że w porównaniu z republikanami, nawet demokraci dają niższe oceny. Spadają też notowania i popularność samej pani Nancy Pelosi, speakera Izby Reprezentantów. Po wyborach na to stanowisko, osiemnaście miesięcy temu, ponad 50 procent miało o niej pozytywną opinię, teraz – tylko połowa.
Pani Pelosi podziela niechęć elektoratu amerykańskiego, pisze dziennik, ale dodaje, że z Kongresem jest tak zawsze, jest on instytucją wyśmiewaną (mockable) od zawsze. Dziennik ocenia, że książka – pamiętniki liczące 174 strony – jest pisana przez kobietę, która jako pierwsza w historii Ameryki dotarła do wysokiego stanowiska politycznego, jest też w pewnej mierze próbą poszukiwania politycznego ratunku w niewygodnej sytuacji. W książce brak jest jednak odniesienia do kontrowersyjnej, jak pisze dziennik, akcji kongresowych demokratów, którzy chcieli zmusić prezydenta Busha do jak najszybszego wycofania wojsk z Iraku, tym samym jak najszybciej spełnić hasło, które dało im zwycięstwo w Kongresie, jednak nie na tyle wielkie, żeby samodzielnie zrealizować swą politykę. Być może to jest powodem publicznego niesmaku.

Kongresmani amerykańscy mogą się pocieszyć, że nie tylko oni przyjmowani są z niechęcią przez społeczeństwo, jeśli tylko spojrzą w kierunku Polski, której Sejm ma jeszcze niższe notowania i oceniany jest przez Polaków z jeszcze większą niechęcią. Nie należy wierzyć żadnym wynikom badań, podawanym w polskiej telewizji. Wszędzie widać, jak ludzi oburza lenistwo polskich posłów. Wystarczy też posłuchać, aby usłyszeć, jak ludzie zgrzytają zębami, gdy o Sejmie mowa, czy to w środkach transportu publicznego, czy gdzie indziej. Może by tak marszałek Komorowski napisał własne pamiętniki? Choć i to chyba nie pomoże. Nie pomoże tym bardziej po skandalicznej wypowiedzi marszałka z okazji 64. rocznicy Powstania Warszawskiego („nie miało szans, ale było konieczne”), zwłaszcza nie pomoże po tym, jak agent Bolek (czytaj: Lech Wałęsa) wystawia Jaruzelskiemu (zwierzchnikowi Bolka) dobrą opinię za masakrę w grudniu 1970 roku – no, tak, kruk krukowi oraz agent agentowi ...
Wydaje się, że Barack Obama zapewni demokratom zdecydowaną większość w Senacie, sześćdziesiąt miejsc, które dają komfort pełnej władzy ustawodawczej. Nie będą się musieli przejmować republikańską obstrukcją. Takie przełożenie będzie miał stan oskarżenia, pisze „Washington Post”, w który został postawiony republikański senator z Alaski, Ted Stevens, oczywiście pod zarzutem korupcji. Wydarzenie jest bardzo szkodliwe dla republikanów w wymiarze wyborów głównie prezydenckich, ale także uzupełniających, bo spora grupa senatorów kończy kadencję i musi się ubiegać o ponowny wybór, jak Ted Stevens, i to niezależnie od jego sześciu kolejnych kadencji senackich. Przychodzi ono w bardzo złym czasie dla republikanów a jego dalszą polityczną konsekwencją, dodaje dziennik, może być zdecydowana większość senacka dla demokratów. Uwagę zwraca również i to, że Alaska zagłosuje na demokratę, czego nie czyniła od 1964 roku. To z tego powodu, doradca republikański powiada, że republikanom rozpaczliwie potrzebne są nowe idee i nowe twarze. Już wcześniej komentator Robert D. Novak wskazał, że obecny rok jest czasem odrzucenia ideologii i partii republikańskiej.
Imperialny charakter amerykańskiej prezydentury jest powszechnie znany. Jakiś czas po wyborach może ona nabrać cech menedżerskich, jak powiada komentator „Washington Post”, opisując styl, w jakim Barack Obama podchodzi do swych obowiązków już teraz, przed wyborami, jakby ich wynik uważał za przesądzony. To jest iście prezydencki styl, na co wskazuje rozkład waszyngtońskich zajęć kandydata, a więc telekonferencja z sekretarzem skarbu, ministrem jeszcze obecnego prezydenta, dalej audiencja udzielona pakistańskiemu premierowi, przygotowanie do spotkania, na którym Ben Bernanke – przewodniczący Zarządu Rezerwy Federalnej – ma udzielić kandydatowi informacji o stanie gospodarki amerykańskiej a na zakończenia dnia, adoracja podczas spotkania z demokratami, na Kapitolu.

Po mieście Waszyngtonie porusza się w kawalkadzie limuzyn z obstawą, co powoduje zamknięcie ruchu ulicznego na trasie przejazdu, jak w przypadku przyjęcia, na którym uczestnicy płacą po dziesięć tysięcy dolarów za zdjęcie z kandydatem. Taki styl zdaje się sugerować, że Barack Obama już zmierza do dnia inauguracji, nie przejmując się dniem wyborów, ale największą przeszkodą, pisze komentator, na drodze do zwycięstwa może być własna pycha kandydata, w mniejszym zaś stopniu senator John McCain.

Przejazd przez Memphis, w stanie Tennessee, zwłaszcza przez centrum w kierunku do rzeki Missippi, stwarza wrażenie, iż Murzyni są jego wyłącznymi mieszkańcami, to wrażenie jest nawet większe niż w przypadku Nowego Orleanu. Jednak członkiem Izby z tego miasta, konkretnie z murzyńskiego okręgu wyborczego, jest Steve Cohen, o którym „Washington Post” pisze jako o białym Żydzie, bez powodzenia starającym się o przyjęcie do kongresowej grupy murzyńskiej (Congressional Black Caucus, utworzony w 1969 roku przy 13 murzyńskich kongresmanach, teraz liczący 43). To on jest animatorem rezolucji, w której Kongres przeprasza społeczność Afroamerykańską za niewolnictwo i segregację rasową. Pod projektem tej rezolucji podpisali się wszyscy członkowie Congressional Black Caucus, ale jak dodaje dziennik nikt z podpisujących nie wyraził poparcia dla Cohena, który ponownie staje do wyborów, tych, które obowiązują członków Izby co dwa lata – tym razem przeciwko czarnemu kandydatowi.

Dla porządku historycznego dziennik przypomina, że w lutym tego roku Kongres przyjął podobną rezolucję z przeprosinami dla Indian (teraz nazywanych Native Americans), dwa lata temu – rezolucję przepraszającą Amerykanów japońskiego pochodzenia (za amerykańskie obozy koncentracyjne, w których Japończycy byli trzymani w czasie drugiej wojny światowej). Rezolucja z przeprosinami dla Afro-amerykanów nie mogła być wcześniej przyjęta ze względu na obawy, pisze dziennik, przed falą roszczeń murzyńskich o odszkodowania. Już można przeczytać informacje o wystąpieniach organizacji murzyńskich, twierdzących, że władze federalne przeznaczają zbyt mało środków finansowych na zwalczanie epidemii HIV w środowiskach murzyńskich.

Źródła:
– o niskich ocenach Amerykanów wystawianych Kongresowi i pani Nancy Pelosi (z promocją jej książki w tle), za dziennikiem „Los Angeles Times”, wydanie na 30 lipca, artykuł „Pelosi hopes her new book is more popular than Congress”, autor Noam D. Levey,
– o zdecydowanej większości demokratów w Senacie jako efekcie oskarżenia republikańskiego senatora z Alaski (Ted Stevens), za dziennikiem „Washington Post”, wydanie na 30 lipca, artykuł „For GOP, Stevens Indictment Is Latest in a String of Setbacks”, autorzy Chris Cillizza i Paul Kane, str. A08,
– o perspektywie menedżerskiej prezydentury Baracka Obamy (prezydencki styl pracy demonstrowany w Waszyngtonie), za dziennikiem „Washington Post”, wydanie na 30 lipca, artykuł „President Obama Continues Hectic Victory Tour”, autor Dana Milibank, str. A03,
– o kongresowej rezolucji przepraszającej Afroamerykanów za niewolnictwo i segregację (opracował Steve Cohen, demokratyczny kongresman z Memphis), za dziennikiem „Washington Post”, wydanie na 30 lipca, artykuł „House Issues An Apology For Slavery”, autor Danyl Fars, str. A03.
Andrzej Niedzielski
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama