Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 11 grudnia 2025 23:36
Reklama KD Market

Polska w konflikcie rosyjsko-gruzińskim

Warszawa – Pięciodniowa wojna rosyjsko-gruzińska została zawieszona, zanim jeszcze na dobre się nie rozkręciła. Do uspokojenia konfliktu, częściowo rozgrywanego rękami moskiewskich marionetek – Osetii Południowej i Abchazji – przyczyniły się inicjatywy dyplomatyczne Polski i innych krajów, które w swych dziejach nieraz już na własnej skórze dobrze poznały smak rosyjskiej agresji.

Konflikt wybuchł niespodziewanie, gdy oczy świata były skierowane głównie na otwarcie Igrzysk Olimpijskich. Zdaniem wielu obserwatorów władze gruzińskie właśnie uznały to za dogodny termin i wykorzystały pobyt faktycznego władcy Rosji Władimira Putina w odległym Pekinie, by odzyskać utraconą kontrolę nad separatystyczną prowincją. Jedynie Kreml uznaje niepodległość Osetii Południowej, która dla reszty świata stanowi integralną część Republiki Gruzji.

Gruziński prezydent Micheil Saakaszwili ogłosił, że większość terytorium Osetii Południowej została wyzwolona. Nad pałacem samozwańczego prezydenta osetyńskiego załopotała gruzińska flaga. Ale tylko chwilowo, bo trzykrotnie liczniejsze wojska rosyjskie wkrótce zaczęły wypierać Gruzinów ze spornej prowincji. Konflikt szybko eskalował, gdy Rosjanie zaczęli bombardować samą Gruzję. Abchazja, druga zbuntowana prowincja, również wysłała swoje samoloty do bombardowania pozycji gruzińskich. Oficjalna propaganda moskiewska twierdziła, że działania te miały na celu ochronę obywateli rosyjskich, stanowiących większość 70-tysięcznego regionu.

Saakaszwili ogłosił stan wojenny, a konflikt kaukaski nagle zdominował wiadomości telewizyjne i internetowe. Jako jeden z pierwszych krajów, Polska nawiązała kontakty z sojusznikami, apelując do Unii Europejskiej o aktywne zaangażowanie się w rozwiązanie sporu. Podziałało to mobilizująco na „starą Europę”, gdzie w wielu kręgach nadal pokutuje lęk przed Moskwą, obawa przed antagonizowaniem Rosjan, bo gaz, bo ropa, bo inne lukratywne biznesy.
Prezydent Lech Kaczyński konferował telefonicznie z przywódcami „nowej” i „starej” Europy, a także z prezydentem Saakaszwilim. Wystąpił z inicjatywą wystosowania wraz z krajami nadbałtyckimi specjalnego memorandum, w którym ostro potępiono rosyjską agresję. „My, przywódcy niegdyś zniewolonych narodów Europy Wschodniej, obecni członkowie Unii Europejskiej i NATO – Estonii, Łotwy, Litwy i Polski – wyrażamy głębokie zaniepokojenie działaniami Federacji Rosyjskiej wobec Gruzji – głosiło memorandum podpisane przez czterech prezydentów. – Zdecydowanie potępiamy działania rosyjskich sił zbrojnych, wymierzonych przeciwko suwerennemu i niepodległemu Państwu Gruzińskiemu. (…) Użyjemy wszystkich środków, dostępnych nam jako prezydentom, aby upewnić się, że agresja przeciwko małemu państwu w Europie nie zostanie pominięta milczeniem lub nic nie znaczącymi oświadczeniami, zrównującymi ofiary ze sprawcami”.

Dokument ten zapytał, czy obecne władze rosyjskie mogą być nazywane odpowiednimi partnerami strategicznymi Unii Europejskiej, poddał w wątpliwość program „ułatwień wizowych” dla Rosjan i zaapelował do UE i NATO o sprzeciwienie się szerzeniu imperialistycznej i rewizjonistycznej polityki Moskwy na Wschodzie Europy. Także zakwestionował celowość rozmów partnerskich Unii z Rosją, na których Kremlowi bardzo zależy.
Natychmiast odezwały się "strachy na Lachy". Ambasador rosyjski na Łotwie publicznie oświadczył, że Polska i trzy kraje bałtyckie, których prezydenci podpisali memorandum, będą musiały zapłacić za krytykę Rosji. Ale Warszawa już się przyzwyczaiła do takich pogróżek, które swego czasu miały Polaków odwieść od wstąpienia do NATO a ostatnio od zainstalowania na swoim terytorium amerykańskiej „tarczy” (bazy) antyrakietowej.

Z Sewastopola, gdzie Rosja dzierżawi od Ukraińców bazę dla swojej floty czarnomorskiej, wypłynęły okręty wojenne dla zablokowania portów gruzińskich. Ukraina oświadczyła, że nie wpuści ich z powrotem na swoje terytorium, bo nie chce się wplątać w cudzy konflikt. Gdyby jednak ukraińska marynarka wojenna usiłowała siłą zagrodzić powrót jednostkom rosyjskim, dopiero mógłby wybuchnąć nowy konflikt, tym razem już rosyjsko-ukraiński. Okręty rosyjskie jednak w ostatniej chwili zrezygnowały z poprzedniego zamiaru i popłynęły w innym kierunku.

Sprawy łatwo mogłyby się wymknąć spod kontroli, ale wrażliwe na krytykę władze rosyjskie uzmysłowiły sobie, że przeciwko Rosji jest praktycznie już cały świat. Już w czasie otwarcia Olimpiady w Pekinie prezydent George Bush osobiście zaapelował do Putina o zaprzestanie agresji. O powstrzymanie walk oraz jak najszybsze rozpoczęcie bezpośrednich rozmów apelowali Unia Europejska, Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, Rada Europy, sekretarz generalny NATO, Ojciec Święty Benedykt XVI i szefowie wielu rządów.

Prezydenci Polski, Litwy i Ukrainy przygotowali plan pokojowego rozwiązania konfliktu w Gruzji, który zakłada wprowadzenie do Abchazji i Osetii Południowej sił pokojowych Unii Europejskiej. Wkrótce potem ogłoszono kolejną inicjatywę. Przywódcy Polski, krajów nadbałtyckich i Ukrainy wyruszyli jednym samolotem z bezprecedensową misją poparcia dla Gruzji.

Na wielkim wiecu pod gmachem parlamentu w Tbilisi wielotysięczny tłum Gruzinów gromkimi oklaskami i okrzykami „Polska, Polska!” raz po raz przerywał przemówienie prezydenta Kaczyńskiego, który powiedział: „Żadne państwo nie ma prawa naruszać integralności terytorialnej innego państwa. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nasi sąsiedzi pokazali twarz, którą znamy od setek lat. Ci sąsiedzi uważają, że narody wokół nich powinny im podlegać. My mówimy nie! Te czasy się skończyły raz na zawsze!” Obserwatorzy podkreślali, że atmosfera wiecu w Tbilisi przypominała euforyczny klimat Kijowa z 2004 r., kiedy do Kijowa pośpieszyli przywódcy polscy, by solidarnie wesprzeć ukraińską „pomarańczową rewolucję”.

Wcześniej w Moskwie miał się pojawić na rozmowy z Putinem prezydent Francji Nicolas Sarkozy, którego kraj obecnie przewodniczy Unii. Następnie miał się udać do Gruzji, właśnie w imieniu całej Unii. Dosłownie na godzinę przed spodziewanym przybyciem na Kreml Sarkozy’ego, prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew ogłosił zakończenie operacji wojskowej w Gruzji. Jak to w polityce bywa, nie przyznał, że decyzję tę on – a właściwie Putin – podjął pod presją światowej opinii publicznej, lecz dlatego, że jej cele – „przymuszenie gruzińskich władz do pokoju” – zostały osiągnięte. „Bezpieczeństwo naszych sił pokojowych i ludności cywilnej przywrócono. Agresor został ukarany i poniósł bardzo znaczące straty. Jego siły zbrojne zostały zdezorganizowane” – stwierdził Miedwiediew.

Istnieje małe prawdopodobieństwo, że rozejm ogłoszony przez Gruzję, a następnie zakończenie operacji wojskowych przez Rosję zakończy stan napięć rosyjsko-gruzińskich i położy kres podsycaniu przez Moskwę konfliktów etnicznych gruzińsko-osetyńskich i gruzińsko-abchaskich. Rosyjska obecność wojskowa na terenie i wokół Gruzji trwa przez ponad 200 lat i końca jej nie widać. Natomiast może się zmienić jej formuła, wymyślone zostanie nowe hasło. Na razie Rosja twierdzi, że chroni własnych obywateli, ale następnie może zechce pozować na wyzwolicielkę uciśnionych narodów spod gruzińskiego jarzma!? Znany politolog, prof. Zbigniew Brzeziński, porównał to podejście z hitlerowską propagandą o rzekomej ochronie Niemców sudeckich przed krwiożerczymi Czechami.

Jak wiadomo, Warszawa usilnie lobbowała i nadal lobbuje za zbliżaniem się, a z czasem włączenie, zarówno Ukrainy jak i Gruzji do struktur europejskich i atlantyckich. Na kwietniowym szczycie NATO w Bukareszcie polska delegacja wraz z przedstawicielami innych b. krajów satelickich usilnie zabiegała o zagwarantowanie Ukrainie i Gruzji przyjęcia do sojuszu w dającym się przewidzieć terminie. Jednakże z powodu lęku i niezdecydowania „starej Europy” poprzestano wyłącznie na ogólnikowych i nic nieznaczących zapowiedziach.

Progruzińska polityka Warszawy nie wynika jedynie z tradycyjnej sympatii Polaków do Gruzinów, której byliśmy ostatnio świadkami. Przed ambasadą i konsulatami Federacji Rosyjskiej na terenie Polski setki demonstrantów protestowały przeciwko moskiewskiej agresji. Do Ambasady Gruzińskiej z całego kraju zaś płynęły wyrazy współczucia i poparcia od szeregowych Polaków, a grupa rezerwistów nawet zgłosiła gotowość wyjazdu do Gruzji, by walczyć u boku wojsk gruzińskich.

Ta sympatia także nie wynika wyłącznie z podobnego temperamentu, gościnności, przywiązania do rodzimej tradycji i wiary ani ze wspólnej niedoli obu narodów jako ofiar rosyjskiego i sowieckiego imperializmu, choć to na pewno je do siebie zbliża.

Strategiczne tranzytowe położenie Gruzji sprawia, że kraj ten może odegrać kluczową rolę w uniezależnieniu Polski od rosyjskiego monopolisty energetycznego. Istnieją plany przesyłania ropy z Morza Kaspijskiego poprzez teren Gruzji, Azerbejdżanu i Ukrainy do Polski z pominięciem terytorium Rosji. A ubocznym efektem ostatniego konfliktu może się okazać przyśpieszenie rozmów polsko-amerykańskich w sprawie tarczy antyrakietowej. Wiele na to wskazuje, że konfrontacja na Zakaukaziu przekonała rząd Donalda Tuska, że już nie ma sensu z tym dalej zwlekać.

Robert Strybel
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama