(Korespondencja własna “Dziennika Związkowego”)
Warszawa – Po prawie dwóch latach, odkąd pomysł zaczął krążyć po świecie, projekt zainstalowania na polskim terytorium elementów amerykańskiego systemu antyrakietowego wreszcie stał się rzeczywistością. Przynajmniej na papierze. Podpisy pod porozumieniem polsko-amerykańskim, składane w świetle reflektorów, uśmiechy, uściski dłoni i krzepiące deklaracje polityków sygnalizują, że sprawa jest na dobrej drodze. Wypada zatem zapytać, na czym cały projekt polega, dlaczego negocjacje tak długo trwały, jakie mogą być konsekwencje tej inicjatywy obronnej, a nawet, czy ostatecznie w ogóle dojdzie do skutku?
“Tarcza antyrakietowa”, jak potocznie mówi się na ten projekt, to amerykański system obronny przed rakietami bojowymi, jakie mogłyby wystrzelić takie kraje zbójeckie jak Iran i Korea Północna, czy w przyszłości ewentualnie także organizacje terrorystyczne, takie jak Al-Kaida. Obecnie dziewięć wyrzutni rakietowych jest zainstalowanych w bazie Fort Greely na Alasce i dwie dalsze na terenie bazy lotniczej Vandenberg w Kalifornii. Polska będzie trzecią na świecie lokalizacją tego programu, wspieraną przez instalację radarową na terenie Czech.
Wokół dawnego lotniska wojskowego w miejscowości Redzikowo na Kaszubach ma powstać baza z dziesięcioma wyrzutniami rakiet przechwytujących, które obsługiwać ma garnizon armii amerykańskiej. Pozbawione głowic rakiety mieścić się będą w podziemnych silosach, a nieprzyjacielskie rakiety balistyczne mają zniszczyć w locie samą siłą uderzenia. Przewiduje się, że do końca roku zaczną do Redzikowa zjeżdżać zespoły amerykańskie, aby przygotować grunt pod bazę i rozpocząć budowę jej zaplecza mieszkaniowego. Natomiast budowa samych wyrzutni prawdopodobnie nie rozpocznie się przed rokiem 2011.
Bazy wojskowe z reguły są źródłem dochodów dla społeczności lokalnej. Jak powiedział niedawno b. premier a obecnie eurodeputowany Jerzy Buzek, budowa amerykańskiej bazy pod Słupskiem powinna być impulsem do rozwoju regionu. Jednakże mieszkańcy Redzikowa w większości są przeciwni tej lokalizacji. Mariusz Chmiel, wójt gminy Słupsk, na terenie której leży ta miejscowość, zapowiedział, że użyje wszelkich dostępnych prawem sposobów, by zablokować powstanie tarczy antyrakietowej w Redzikowie.
“Usytuowanie takiego obiektu militarnego w bezpośrednim sąsiedztwie zabudowy mieszkaniowej i tuż przy granicy miasta (Słupska) jest nieporozumieniem i decyzją nieprzemyślaną” – napisał Chmiel w liście do premiera Donalda Tuska. Jego zdaniem tarcza pozbawia gminę gruntów przeznaczonych pod inne inwestycje i wyrządzi szkody środowisku naturalnemu. Sami ludzie obawiają się, że ich miejscowość może się stać odwetowym celem dla terrorystów. Przyszła baza znajduje się zaledwie 4 kilometry (2,5 mili) od centrum Słupska.
Ale bateria rakiet obrony powietrznej Patriot, którą w ramach porozumienia ma Polsce dostarczyć strona amerykańska, prawdopodobnie będzie broniła nie tylko tarczy redzikowskiej, ale całej Polski. „Jej lokalizacja w Warszawie miałaby sens zarówno wojskowy jak i symboliczny, bo podkreśliłaby znaczenie polityczne stacjonowania w naszym kraju garnizonu wojsk amerykańskich”, powiedział ostatnio w wywiadzie wiceminister obrony narodowej Stanisław Komorowski. Zdaniem zachowujących anonimowość dyplomatów polskich, lokalizacja baterii rakiet Patriot w jednym z garnizonów na północny wschód od Warszawy wysyła wyraźny sygnał, że Rosja staje się niebezpiecznym krajem, przed którym należy się bronić.
Od samego początku rokowań tarczowych, Moskwa nie taiła swego sprzeciwu wobec polsko-amerykańskiego projektu. Początkowo Kreml w miarę spokojnie przekonywał, że tarcza jest niepotrzebna i będzie nieskuteczna, eskalując z kolei swoją opozycję całą gamą ostrzeżeń, szantażu, gróźb i zastraszeń. Kiedy strona polsko-amerykańska cierpliwie tłumaczyła, że tarcza nie jest wymierzona przeciwko Rosji, a jej rakiety są w ogóle pozbawione głowic bojowych, Moskwa kontrowała, że baza ta swoją elektroniką może rozstroić skomputeryzowany rosyjski system obrony powietrznej. Rosjanie raz grozili, że odpowiedzą niesprecyzowanymi „odpowiednimi krokami”, a ostatnio zaczęli straszyć nawet bronią jądrową, która ma zostać wycelowana w Polskę.
Do chóru straszycieli dołączył ostatnio zastępca szefa rosyjskiego sztabu generalnego Anatolij Nogowicyn, który powiedział wprost: „Godząc się na instalację tarczy, Polska staje się celem ataku na 100 procent. Takie cele niszczy się w pierwszej kolejności”. W obronie Polski natomiast wystąpił sekretarz generalny NATO Jaap de Hoop Scheffer, który retorykę Kremla uznał za „żałosne, śmieszną i prowadzącą donikąd”. Dodał, że nie po raz pierwszy członek NATO słyszy ze strony Rosji takie groźby, ale jako sekretarz generalny NATO musi oczywiście opowiedzieć się po stronie Polski.
Czy w razie potrzeby za tymi słowami pójdą czyny? Czy polskie inicjatywy dyplomatyczne wokół Gruzji na trwałe ugruntują bardziej stanowczą postawę NATO i Unii Europejskiej wobec Moskwy? Czy i jak Rosja, dążąca do odbudowy swej dawnej pozycji imperialnej, będzie próbowała „ukarać” Polskę za tarczę i stanowisko w sprawie gruzińskiej? Na te pytanie nikt na razie nie zna odpowiedzi.
Robert Strybel
Amerykańska „tarcza” na polskiej ziemi? -
- 08/26/2008 07:21 PM
Reklama








