Belg Jurgen Roelandts (Silence-Lotto) wygrał w czwartek piąty etap kolarskiego wyścigu Tour de Pologne, prowadzący z Nałączowa do Rzeszowa (228 km). Nowym liderem imprezy został drugi na mecie etapu Hiszpan Jose Joaquin Rojas (Caisse d'Epargne).
Na trasie długiego, deszczowego etapu znów zaatakował mistrz Polski Marcin Sapa, który wraz z czwórką innych kolarzy przez większość dystansu jechał na czele wyścigu. Uciekinierzy podzielili między sobą punkty i bonifikaty za lotne i górskie premie i dzięki temu Sapa objął prowadzenie w klasyfikacji najaktywniejszych.
Kibice kolarstwa chyba wybaczyli zawodnikom niefortunny i zbyt impulsywny protest, który spowodował w efekcie anulowanie czwartego etapu z metą w Lublinie i tłumnie stawili się na trasie wyścigu. Już na starcie w Nałęczowie uczestników wyścigu oklaskiwały i dopingowały tysiące widzów, a oprawa przygotowana między innymi przez uczniów miejscowych szkół, była imponująca i chyba nieco zawstydziła kolarzy. W przedstartowych rozmowach zawodnicy starali się zatrzeć złe wrażenie stosując przy okazji "klasyczne" wymówki: my chcieliśmy jechać, ale to inni wywierali na nas presję.
Kapitan polskiej drużyny Dariusz Baranowski nie mógł odżałować, że kolega z reprezentacji - Marcin Sapa, stracił tak ciężko wywalczone podczas długiej ucieczki punkty. Sam "poszkodowany" także nie ukrywał rozgoryczenia, ale... postanowił ponowić akcję. Mistrz Polski znów znalazł się w ucieczce i był głównym bohaterem etapu przez dwieście kilometrów.
"Takie miałem plany - mówił po etapie - aby na początku atakować i próbować zgromadzić jak najwięcej punktów. Szkoda tego czwartego etapu, ale dziś udało mi się objąć prowadzenie w klasyfikacji aktywnych. Będę próbował bronić tej pozycji, a na dwóch ostatnich etapach atakować mają koledzy".
Ucieczka z udziałem Marcina Sapy została zlikwidowana kilkanaście kilometrów przed metą, ale nie oznaczało to końca emocji na piątym etapie. Już na ulicach Rzeszowa nastąpił kolejny atak i w efekcie na czele znalazła się dwunastka kolarzy. Do prowadzących usiłował dołączyć jeden z polskich zawodników, ale peleton rozpoczął w tym momencie pościg i jego próba się nie powiodła.
Na końcowych metrach najskuteczniej jechał mistrz Belgii, 23- letni Jurgen Roelandts. Nie angażował się w próby rozerwania czołówki, czujnie trzymał się za bardzo szybkim Hiszpanem Rojasem i na finiszu wyprzedził kolarza Caisse d'Epargne. Rojas był drugi, ale sześciosekundowa bonifikata pozwoliła mu objąć prowadzenie w klasyfikacji. Dotychczasowy lider - Australijczyk Allan Davis - finiszował na pierwszym miejscu w peletonie, na 13 pozycji, ze stratą 12 sekund do zwycięzcy.
Finiszowa rozgrywka częściowo zrekompensowała zawód jaki spotkał kibiców na czwartym etapie, kiedy peleton zatrzymał się przed metą. Tym razem kolarzom nie przeszkadzała mokra nawierzchnia i choć z uwagi na warunki anulowano dwie rundy na ulicach Rzeszowa końcówka etapu i sam finisz był godny wyścigu Pro Tour. Roelandts minimalnie, o pół długości roweru, wyprzedził Rojasa, a na trzeciej pozycji ukończył etap Holender de Jongh. W czołowej dwunastce dojechał na metę Duńczyk Lars Bak, który dzięki temu awansował na drugie miejsce w klasyfikacji.
Roelandts, który wygrał w swej karierze wyścig Dookoła Flandrii w kategorii młodzieżowej, odniósł w Rzeszowie jeden z najpoważnieszych sukcesów w karierze zawodowej. "Etap był ciężki - mówił na mecie - ale najważniejsze, że stanąłem na podium. Wiem, że prognozy na jutro są niekorzystne, ale mamy w zespole ubiegłorocznego zwycięzcę i będziemy chcieli bronić pozycji. Trudno, takie jest kolarstwo, trzeba jechać i w takich warunkach" - dodał Belg, jakby zapominając o środowym epizodzie.
W piątek odbędzie się szósty, najtrudniejszy etap prowadzący po górskich terenach z Krynicy Górskiej do Zakopanego (202 km). Zdaniem większości obserwatorów wyścigu ten górski odcinek będzie miał decydujące znaczenie dla losów końcowego zwycięstwa, a walkę o poprawienie swych pozycji zapowiadają najlepiej czujący się w górach zawodnicy reprezentacji Polski Marek Rutkiewicz i Dariusz Baranowski.








