Wyprawa eksploracyjna Akademickiego Klubu Turystycznego „Watra” z Gliwic zakończyła się już dwa tygodnie temu. Co osiągnęli studenci w trakcie penetrowania najgłębszego kanionu na Ziemi?
– Kanion Rio Colca broni po dziś dzień swoich tajemnic. Młodzież z Gliwic spenetrowała jako pierwsza 8-10 kilometrów w górnej części kanionu. Ich największy sukces to fakt, że bez robienia zbędnego szumu w mediach zeszli tam pierwsi, choć dysponowali więcej niż skromnymi środkami. Wykonali pierwsze fotografie i zdobyli punkty pomiarowe przy użyciu GPS-ów.
Ich wyprawa została zaplanowana, aby uczcić 50-lecie AKT „Watra”. I tego im się udało dokonać bez wielkiego rozgłosu i bogatych sponsorów. Niestety, dalsza część Kanionu Colca pozostaje nadal dziewicza, bo wyprawa wyszła na powierzchnię w połowie zaplanowanego do eksploracji odcinka, 3-4 kilometry przed najbardziej znanym jego miejscem – „Cruz del Condor”.
Dlaczego badacze opuścili kanion wcześniej, niż planowali?
– 10 sierpnia, gdy wyjeżdżałem z Colca, zaczął padać śnieg – prawdziwy ewenement o tej suchej porze roku. W ciągu dwóch dni śnieg okrył kanion grubą warstwą. Gdy topniał i woda filtrowała się do rzeki, poziom wody wzrósł kilkakrotnie, a tego nikt nie mógł przewidzieć. W miejsce sączącej się strużki wody, którą oglądałem, popłynęła rzeka, spadająca kilkunastometrowymi wodospadami z ogromną siłą.
Uczestnicy wyprawy z Gliwic nie zabrali ze sobą kajaków czy dmuchanych łódek, bo wiedzieli, że tam nie będzie dość wody, aby płynąć. Brodzili więc w rzece, zabezpieczając się linami. Ubrani byli w „pianki” – neoprenowe skafandry, mające chronić ich przed chłodem.
Tymczasem temperatura spadała do około 3o Celsjusza i ta ochrona nie wystarczała. Cierpieli z powodu zimna. Żywność kończyła się szybciej, niż zakładano.
Szóstego dnia samotnej eksploracji dogoniła ich druga grupa – z Nowego Jorku – o podobnych celach wyprawy. Gdy grupy się zrównały, szły nadal w odległości jednego bystrza jedna od drugiej. Ta druga grupa, o której teraz jest tak głośno w mediach, dysponowała dmuchanymi łodziami i kajakiem, więc mogła posuwać się szybciej. Ale gdy napotkano kilkudziesięciometrowy wodospad, biorąc pod uwagę kończącą się żywność i czas penetracji oraz coraz większy spadek kanionu – obydwie grupy postanowiły wyjść z kanionu jedyną istniejącą w ścianie szczeliną.
Wszyscy wydostali się na powierzchnię po dwóch dniach wspinaczki, 30 sierpnia około południa w miejscu zwanym Cruz del Cura. Dzielą je tylko 3-4 kilometry od Cruz del Condor.
Jak młodzi odkrywcy przyjęli fakt niedokończenia zaplanowanego odcinka?
– Mam z nimi tylko fragmentaryczny kontakt, bo nadal przebywają w Peru, ale już poza kanionem. Nie byli zachwyceni przerwaniem wyprawy, lecz w ekstremalnych warunkach, w jakich się znaleźli, decyzja wyjścia z zalanego wodą kanionu wraz z drugą grupą była najlepszą z możliwych.
Kanion Colca, jak każdy inny dziewiczy szczyt górski czy odcinek rzeki, może przecież poczekać. Za narażanie życia, aby zdobyć cel, już wielu śmiałków zapłaciło najwyższą cenę. W górach umiejętność odwrotu jest równie ważna, jak upór w kontynuowaniu drogi do celu. Byli bardzo zmęczeni, a nawet wyczerpani. Po odpoczynku kontynuują podróż, zwiedzając Peru.
Czy nikt nie został zraniony, czy rzeka nie zabrała im sprzętu?
– Jak wspominałem, nie mieli ze sobą łodzi i całą żywność, śpiwory, ubrania, sprzęt fotograficzny i pomiarowy przenosili na własnych barkach w plecakach i wodoszczelnych workach. Przy wysokiej wodzie i silnym nurcie było to zadanie niezwykle trudne i wyczerpujące siły. Niska temperatura również pochłaniała energię. Trzeciego dnia z powodów zdrowotnych i przytopienia jednej z dziewcząt w przepływanym wirze trzy osoby wyszły z kanionu. Pozostała piątka kontynuowała ekspedycję w osłabionym składzie.
Podziwiam ich za wspaniałą determinację, przypominającą nasze przebijanie się przez kanion, zdobywanie go metr po metrze w 1981 roku. Byliśmy wtedy w dziurawych ubraniach i podartych butach, ale upór zwyciężył materię. Na przykładzie gliwiczan widać, że duch w Polakach jeszcze nie zaginął. O ile wiem, cały sprzęt został wyniesiony z kanionu i przesłany do Limy.
Co jeszcze odkryli wewnątrz kanionu młodzi pionierzy z Gliwic?
– Niewiele o tym wiemy, bo młodzież nie nastawiała się na wystąpienia medialne i publikacje przed powrotem do kraju. Wiem, że odbyli konferencję prasową w Arequipie, gdzie uczciwie podali, do jakiego punktu doszli i ile kilometrów kanionu pozostało niezdobyte, czyli dziewicze.
Natomiast wyprawa nowojorska przed, w trakcie i po eksploracji nagłaśnia swoje plany i znaleziska, co budzi moje głębokie wątpliwości co do intencji jej organizatorów. Nigdzie nie przeczytałem, że wyprawa z Nowego Jorku nie dokończyła eksploracji i wyszła z kanionu w połowie drogi. A to jest podstawowa informacja, którą należy podać publicznie. Natomiast przeczytałem o odkrytych „mumiach”, które w rzeczywistości są kośćmi, chowanymi przez kultury preinkaskie w jaskiniach i wiszących grobach. Widziałem w Colca kilka takich cmentarzy i wszyscy o nich wiedzą. Innych wypowiedzi ludzi z NY nie będę komentował. Należy zaczekać na konfrontację ze studentami z Gliwic po ich powrocie do Polski. Wtedy wiele spraw się wyjaśni.
W Kanionie Colca pozostał odcinek niespenetrowany. Czy nie ma pan czasem chęci, aby go osobiście zdobyć?
– Bardzo mi zależy na pomierzeniu poziomu rzeki bezpośrednio pod Cruz del Condor. Jeśli nikt tego nie zrobi, to w przyszłym roku zejdę tam na linach z grupką alpinistów i dokonam pomiaru w tym jedynym strategicznym miejscu.
Od pięciu lat prowadzę szkołę języka angielskiego w Chivay, stolicy regionu Colca. Uważam, że jako pedagog mogę więcej zrobić dla tamtejszej młodzieży i przyszłości Colki, niż scigając się z innymi przez niebezpieczne wodospady w kanionie. Robiłem to, gdy miałem 27 lat, chciałem się sprawdzić i zaimponować kolegom. Dzisiaj interesują mnie pomiary głębokości kanionu i stworzenie lepszych perspektyw jego mieszkańcom. W końcu to my, polscy odkrywcy z wyprawy „Canoandes’79”, zmieniliśmy im życie.
W ubiegłym roku odwiedziło Dolinę i Kanion Colca 250 tysięcy turystów. To przecież strumień pieniędzy, a miejscowi Indianie wciąż walczą o przetrwanie… Wierzę, że ci z nich, którzy nauczą się języka angielskiego, zdobędą przyzwoitą egzystencję pracując przy obsłudze turystów. Proszę mi wierzyć, że chwilowa medialna „sława” już od dawna mnie nie interesuje. Chcę poznać prawdę o fenomenie natury zwanym Colca i pomóc jej mieszkańcom.
Tak więc Kanion Colca obronił się przed śmiałkami. Około dziesięciokilometrowy odcinek pozostał nadal dziewiczy i czeka na kolejną wyprawę. Mamy nadzieję, że jego eksplorację dokończą Polacy.
Dziekuję za rozmowę.
Rozmawiał:
Andrzej Mikołajczyk
Po wyprawie "Condor 2008"
- 09/19/2008 09:59 PM
Reklama








