Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 11 grudnia 2025 17:55
Reklama KD Market

Perła imieniem Lidia

Anonsowany całkiem zwyczajnie, jak wiele innych, wernisaż malarsko-literackiej retrospektywy Lidii Rozmus okazał się – ku zaskoczeniu zarówno publiczności, jak i jego bohaterki – trzecim spotkaniem z cyklu "Perły z korony", w którym Art Gallery Kafe prezentuje wybitnych, twórczych Polaków w Chicago.

Malarkę i poetkę, znaną ze swojej fascynacji sztuką japońską i ze sztuki tej uprawiania, przedstawiła publiczności pełniąca rolę gospodyni piątkowego wieczoru – oszczędnie, acz wyraźnie ustylizowana po japońsku – Ewa Uszpolewicz.

W ciekawie prowadzonym dialogu – kompetentnej Ewy i skromnej, prawie nieśmiało mówiącej o swoim oczarowaniu Japonią i swoich japońskich sukcesach Lidki – dowiadywaliśmy się, jak przez studia z historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim i z grafiki w chicagowskim Art Institute uzyskała zawód graphic designer, który wykonuje w kolejnych redakcjach, ale też – jakie wrażenie wywarło na niej pierwsze "dotknięcie" sztuki japońskiej jeszcze w dzieciństwie.

W czasie swoich podróży do Japonii, z których pierwsza była wyjazdem "w ciemno" – bez kontaktów, bez konkretnych planów, tylko z biletem i plecakiem – artystka poznawała Japonię od środka, wchłaniała jej atmosferę, jej kulturę, obyczaje jej mieszkańców, ich sposób widzenia świata, stosunek do życia i innych ludzi.

Nawiązała przyjaźnie, które utrzymuje do dziś. Spotykała artystów, uczyła się od nich. Została przez nich zaakceptowana jako poetka i jako malarka. Dziś jest mistrzynią poezji haiku i malarstwa sumi-e. Te dwie dziedziny japońskiej sztuki łączy niezwykła oszczędność środków wyrazu, poprzez które artys-ta przekazuje wrażliwemu odbiorcy swoją wizję, swoje przeżycie, swoje odczucia.
Lidka nie akceptuje spotykanej czasem etykietki "polska Japonka". Podkreśla stanowczo, że czuje się Polką. Choć w Japonii świetnie się czuje, to zawsze z niej wraca i nie chciałaby tam mieszkać na stałe. A maluje i pisze – pod wielkim wpływem sztuki japońskiej, ale jednak po swojemu.

Tak właśnie znamy ją od lat – we wszystkim, co robi jedyną i niepowtarzalną.
Ostatnim etapem wtajemniczenia był pokaz malowania sumi-e, z objaśnieniami i komentarzem artystki. Nie ufając cierpliwości słuchaczy, zrezygnowała z rytuału półgodzinnego ucierania tuszu, podczas którego artysta wycisza się i koncentruje na swoim zadaniu. Musiał nam wystarczyć gotowy płynny tusz – taki też jest dostępny.

Na naszych oczach pojawił się na ryżowym papierze obraz przedstawiający najbardziej charakterystyczny dla tego gatunku malarstwa obiekt – fragment lasku bambusowego, powstający w niemal magiczny sposób pod spokojnymi, pozornie jednostajnymi ruchami pędzla. A pędzli było wiele, w zależności od śladu, jaki miały zostawiać – duże i małe, cienkie i grube, z sierści wilka, owcy, kota…

Podobnie, jak poprzednie spotkania z "Perłami z korony" – Jerzym Kenarem i Wojciechem Madeyskim (obecnym zresztą tego wieczoru wśród publiczności) – było to wydarzenie trudne do przecenienia. Poznawanie artysty w na wpół klubowej, na wpół rodzinnej atmosferze Art Gallery Kafe, to prawdziwa specjalność tego miejsca. Nie jedyna zresztą.
Tekst i zdjęcia:
Krystyna Cygielska
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama