Smutna wiadomość: w nocy z czwartku na piątek 4 grudnia zmarł w Chicago mój wieloletni przyjaciel, wspaniały człowiek, bardzo życzliwy ludziom, dr Wojciech Wierzewski. Wieloletni dziennikarz, organizator, radiowiec, działacz, promotor polskości w Ameryce.
Był pierwszą osobą, która czytała moje wiersze i tym, który zawsze dobrą radą służył. Nie zazdrosny ani zapalczywy, potrafił życzliwie i po przyjacielsku doradzać. Dzisiaj takich ludzi już nie ma, wielu osobom pomógł. Wiele osób dzięki jego życzliwości i wsparciu mogło ujrzeć swoją twórczość w polonijnej prasie.
Poznaliśmy się w 1984 roku, będąc redaktorem naczelnym zaprosiłem go do współpracy w nowo powstałym miesięczniku pt. RAZEM wydawanym w San Francisco w latach 1983-1989. Nigdy nie pytał się, co ja z tego będę miał? Albo – kto na tym zarobi? Osobiście spotkaliśmy się dopiero w 1991, gdy z San Francisco przyjechałem do Chicago. On był pierwszą osobą, do której po przyjeździe z Kalifornii zadzwoniłem i która przyjęła mnie bardzo serdecznie w swoim biurze. Dzięki jego wstawiennictwie znalazłem swoją pierwszą pracę w Chicago, zostałem członkiem redakcji "Kalejdoskopu", weekendowego dodatku do "Dziennika Związkowego", na początku lat 90. Mogłem pisać, tworzyć, publikować i mieć za to satysfakcję finansową. Mało prawdopodobne, ale tak właśnie było.
O tego czasu Wojciech, tak do niego się zwracałem, stał się promotorem mojej twórczości, człowiekiem, któremu bardzo dużo zawdzięczam. To on uczył mnie/nas historii Polonii amerykańskiej, nikt tak jak On z taką pasją nie pisał o polskich emigrantach w Ameryce. Historii Polonii amerykańskiej, której tak na dobrą sprawę nikt nie zna ani się nią nie interesuje. Współczesna Polonią, mało, lub niewiele, wie o swoich korzeniach.
Był wspaniałym kolegą i serdecznym przyjacielem, bardzo ludzki, ciepły i wyrozumiały, bez którego dzisiaj czuję ogromną pustkę w swym sercu. Jeszcze nie mogę pogodzić się z myślą, że go nie ma, człowieka, na którego zawsze można było liczyć.
Wiadomość o jego śmierci dotarła do mnie kilka godzin temu, i przez cały ten czas nie mogę na niczym się skupić. Nieustannie powracają do mnie myśli o nim. Jest mi bardzo ciężko, śmierć Jego przygniotła mnie, nie mogę się pogodzić z Jego nieobecnością.
Był wykładawcą na Uniwersytecie Warszawskim. Wyjechał z Polski pod koniec lat 70. na zaproszenie jednego z amerykańskich uniwersytetów. Pracował jako wykładowca na stanowym uniwersytecie w Indianie. Po stanie wojennym już nigdy do ojczyzny nie powrócił, a po zakończeniu kontraktu uniwersyteckiego osiadł na stałe w Chicago, w którym stał się jednym z najważniejszych członków społeczności polonijnej. Przez ostatnie prawie 30 lat był redaktorem najstarszej polskojęzycznej gazety na świece, dwutygodnika "Zgoda", wydawanej przez Związek Narodowy Polski. Przez prawie 20 lat prowadził program radiowy pt. "Kalejdoskop kulturalny" na polskojęzycznej radiowej stacji WPNA 1490 A, w którym prezentował sylwetki ze świata polskiej kultury z obu stron oceanu. Dzisiaj nikt już takich programów nie robi, nikt też tak jak on nie potrafi zabiegać o promocję polonijnej kultury.
Bardzo płodny i pracowity, był autorem setek, jeśli nie tysięcy artykułów, wywiadów radiowych i prasowych, recenzji i komentarzy. Wiele osób rozpoczynało czytanie "Dziennika Związkowego" lub "Kalejdoskopu" od jego artykułów. Miałem szczęście poznać Go osobiście i uważnie obserwować Jego zmagania się z polonijną niewrażliwością na kulturę. A przecież Jego twórczość dziennikarska nie kończyła się tylko na środowisku polonijnym. Przez wiele lat współpracował z wieloma pisma w kraju, publikował swe liczne eseje w prasie naukowej np. w środowisku akademickim UMK w Toruniu.
Był członkiem wielu organizacji polonijnych, społecznych i naukowych m.in Polskiego Instytutu Naukowego, Polskiej Fundacji Kosciuszkowskiej, Związku Narodowego Polskiego.
Odszedł człowiek instytucja, człowiek, który bardzo dużo zrobił dla Polonii i Polaków w Chicago i Ameryce. Wybitna indywidualność, wspaniałe pióro, ogromna wiedza i erudycja Trudno jest nawet wyobrazić sobie dzisiejsza polonijną prasę bez jego artykułów o książkach, recenzji z filmów, nowości wydawniczych itd. To jako jeden z nielicznych potrafił i cenił twórczość powstającą poza granicą Polski. Bez niego Polonia amerykańska będzie o wiele, wiele ubozsza. Polskie Chicago straciło bardzo wiele i niestety nikt już nie będzie w stanie Go zastąpić.
W smutku pogrążona została najblizsza rodzina; żona, córka i dwójka wnuków, grono przyjaciół i znajomych oraz liczna rzesza czytelników polonijnej prasy.
Adam Lizakowski
Zmarł w Chicago dr Wojciech Wierzewski
- 12/14/2008 10:40 PM
Reklama








