Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Społeczeństwo własnościowe

Pojawiają się artykuły starające się wyliczyć, jakie efekty gospodarcze pozostają po ośmiu latach republikańskiej administracji, oczywiście w kontekście kryzysu. Podejmuje się próby określenia polityki nowego prezydenta albo wskazania jej determinantów.

Za prezydentury Busha, zdaniem „Washington Post”, gospodarka amerykańska niewiele zyskała. To były najsłabsze lata, jak dowodzą wskaźniki ekonomiczne: niewielki przyrost ilości miejsc pracy, najwolniejsze tempo wzrostu krajowego produktu brutto i to od czasu Trumana, takie samo tempo wzrostu amerykańskich dochodów.

Teraz wszyscy wiedzą, że gospodarkę Ameryki napędzał ekspansywny rozwój rynku nieruchomości, jego agresywne poczynania, dalej wydatki konsumentów oraz rynek finansowy, który oderwał się od gospodarki tworząc nowe instrumenty i operacje na Wall Street i który stał się jakimś autonomicznym sektorem. Te trzy elementy stanowiły podstawę ideologii „społeczeństwa własnościowego”, uproszczonej do hasła „stań się właścicielem kawałka Ameryki” – „own a piece of America”, podanego w znanej reklamie telewizyjnej. Ideologia zachwalała indywidualne rachunki emerytalne, które praktycznie nie weszły w życie (z obawy przed manipulacjami giełdowymi), w jej ramach próbowano zmienić ubezpieczenia społeczne i wreszcie próbowano majstrować przy systemie Medicare. Ktoś kiedyś napisał, to był czas, w którym ideę „społeczeństwa własnościowego” wbijano Amerykanom do głowy.

Na początku września ub. roku, gdy kryzys już był, wewnątrz Białego Domu musiała panować atmosfera niefrasobliwości, jak pisze dziennik. W dniu piątego tegoż miesiąca miały być ogłoszone publicznie tezy Białego Domu o tym, że gospodarka amerykańska jest odporna na kryzys. Dwa dni później, siódmego września, zamiast tez, ogłoszono decyzję o oddaniu firm Fannie Mae i Freddie Mac pod zarząd państwowy – przykład interwencjonizmu państwowego w stosunku do dwóch wielkich firm kredytów hipotecznych.
Determinanty wyboru, którego musi dokonać nowy prezydent, nietrudno jest opisać. Są to najogólniej decyzje podane w czasie kampanii wyborczej.

Te decyzje jednak nie mogą nie pójść drogą, którą wyznacza sytuacja gospodarcza kraju, a także oczekiwania społeczne. Historia lubi się powtarzać, co oczywiście stale przypominają komentatorzy. Najprościej jest sięgnąć do epoki Roosevelta, ponieważ zachodzi uderzające podobieństwo między sytuacją w latach trzydziestych a warunkami na koniec urzędowania Busha.
W tamtych czasach, jak przypomina Pat Buchanan, nie było ubezpieczeń społecznych (zabezpieczenia przed bezrobociem), nie było instytucji opłacających opiekę zdrowotną z tytułu zatrudnienia (Medicare), nie było też rozbudowanych świadczeń w ramach opieki społecznej. Na olbrzymie bezrobocie – co czwarty mężczyzna, jako głowa rodziny, pozostawał bez pracy, na krajową produkcję mniejszą o jedną trzecią, na wielki krach banków i finansów, Franklin D. Roosevelt odpowiedział, jak pisze Buchanan, wielkimi wydatkami federalnymi na roboty publiczne, twardymi przepisami regulującymi działalność gospodarczą i finansową, również wysokimi podatkami.

I teraz Buchanan przystępuje do własnego podsumowania poczynań tego prezydenta. Po pierwsze, Roosevelt postawił na rząd jako instrument do naprawy sytuacji (to jest właśnie źródło interwencjonizmu państwowego). Program New Deal zakończył się gospodarczym fiaskiem, nie spowodował poprawy gospodarczej i trzeba było drugiej wojny światowej, aby wyprowadzić Amerykę z kryzysu. Ten program dał to, co Roosevelt chciał dostać – sukces polityczny w postaci trzeciej kadencji, no i kawałek czwartej.

Nie trzeba szukać daleko, żeby się dowiedzieć o tym, że New Deal zakończył się niepowodzeniem gospodarczym, jak Buchanan skrupulatnie odnotowuje cytując słowa sekretarza skarbu Morgenthau’a, żydowskiego lojalisty w stosunku do swego żydowskiego prezydenta, wypowiedziane podczas przesłuchań kongresowych. Morgenthau powiedział, że władze federalne wydają więcej pieniędzy niż kiedykolwiek przedtem, ale takie wydatki nie dają efektów, administracja nie dotrzymała własnych obietnic i okazuje się, że po ośmiu latach administracja ma w kraju takie samo bezrobocie, jakie zastała na początku swej drogi. Ta wypowiedź pochodzi z połowy 1939 roku.

Gdy stan wojenny szalał w Polsce (1982), w Stanach Zjednoczonych utrzymywała się inflacja na poziomie 13 procent, bankowe depozyty miały oprocentowanie dochodzące do 70 procent. Dało to taki efekt, że, jak informowała prasa, sto miliardów dolarów z zagranicy zdeponowano w amerykańskich bankach. Przewodniczący Zarządu Rezerw Federalnych Paul Volcker najpierw obniżył 70 procent do 28, a podatki obniżył o 25 procent. Okazało się, że takie obniżenie podatków spełniło swoje zadanie – w 1983 roku powstało dwadzieścia milionów nowych miejsc pracy. Zaczynał się powrót do zamożności, jak pisze Buchanan i podaje kolejną ilustrację historyczną – podobną decyzję podjął Woodrow Wilson, obniżając podatki z 70 do 25 procent. Rezultat dał się szybko odczuć pod nazwą „Roaring Twenties”, czas bezkonkurencyjnej zamożności z pierwszej połowy lat dwudziestych.

Jak dalej pisze Buchanan, wydaje się, że nowy prezydent amerykański zaczyna powtarzać epokę Roosevelta, decydując się na kolejną, prawie bilionową infuzję pieniędzy w gospodarkę. I komentator wymienia, na co pójdą te pieniądze. Po pierwsze, w naród pójdą kolejne czeki, z sumami 500 i 1000 dolarów. Po drugie, na wzmocnienie stanowych i miejskich budżetów. Po trzecie, na infrastrukturę.

Jest pewne, że Obama nie podniesie podatków, a to znaczy, że będzie musiał pożyczyć blisko dwa biliony. Pod uwagę bierze się nie tylko źródła zagraniczne, pożyczać trzeba będzie także od podatników amerykańskich. To oznacza, że przed Ameryką powstaje dramat o historycznych wymiarach – jeśli takie infuzje nie dadzą efektu, kraj nie będzie miał dalszych opcji. Jak pisze Buchanan, skrzynka z narzędziami jest już pusta. 

Źródła:
– o wynikach gospodarczych ośmiu lat prezydentury Busha: niskie wskaźniki gospodarcze, sektory napędzające gospodarkę, ideologia „społeczeństwa własnościowego”, za dziennikiem „Washington Post”, wydanie na 12 stycznia, artykuł „Economy Made Few Gains in Bush Years”, autorzy Neil Irvin i Dan Eggen,
– o czynnikach określających politykę gospodarczą nowego prezydenta: historyczne precedensy – polityka gospodarcza FDR a ocena jego sekretarza skarbu Morgenthau, konieczność obniżenia podatków, Ameryka wobec historycznego dramatu, za artykułem „Obama’s Choince: FDR or Reagan”, na Internecie z datą 9 stycznia, autor Patrick J. Buchanan.
Andrzej Niedzielski
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama