Warszawa — W Krakowie i Chorzowie rozlegał się w tym tygodniu przysłowiowy płacz ze zgrzytaniem zębów. Powodem była ogłoszona w Bukareszcie decyzja europejskich władz piłkarskich UEFA. Prawo do organizowania Europejskich Mistrzostw Piłkarskich Euro 2012 przyznano Warszawie, Gdańskowi, Poznaniowi i Wrocławiowi. Choć Ślązacy do ostatniej chwili żywili cichą nadzieję, że ich Stadion Śląski też gościć u siebie będzie europejskie zawody, media na ogół uważały taki wybór jako mało prawdopodobny. Chorzów znajduje się w gęsto zabudowanym katowickim okręgu przemysłowym i brakuje mu hoteli i innych udogodnień turystycznych.
Co innego w Krakowie. Nie tylko sami krakowianie, ale także media uważały Podwawelski Gród za faworyta, pewniaka, lokomotywę Euro 2012, bo wygrywał we wszystkich raportach UEFA, jak i krajowych rankingach prasowych. Prezydent Krakowa, Jacek Majchrowski, ze zdziwieniem i żalem przypomniał, że jego miasto jest najlepiej przygotowane ze wszystkich. „Modernizacja Stadionu Wisły niedługo się skończy, podczas gdy inni mają tylko dziurę w ziemi” – powiedział. Prawdopodobnie zaważyło to, że stadion krakowski może pomieścić zaledwie 35 tys. widzów.
Ale cień nadziei dla wyeliminowanych miast stworzył minister sportu Mirosław Drzewiecki mówiąc, że „Kraków i Chorzów są po to, by pozostałe miasta nie spoczęły na laurach. Jeśli któreś z nich uzna, że może zwolnić, to mogą się obudzić w sytuacji, gdy zostaną zastąpieni”.
Największym obiektem na Euro 2012 jest budowany obecnie w Warszawie Stadion Narodowy na 55 tys. widzów. Jego budowę rozpoczęto dopiero niedawno, a powodem opóźnienia była walka z handlarzami, którzy w ostatnim 20-leciu sypiący się gigant komunizmu zamienili w Jarmark Europa, największe targowisko na starym kontynencie. Z powodu dogodnej lokalizacji niedaleko Wisły nie chcieli go dobrowolnie opuścić i urządzali protesty, zmuszając policję do interwencji.
Stadion Narodowy stanie w niecce byłego Stadionu Dziesięciolecia i ma się na nim odbyć mecz otwarcia mistrzostw oraz jeden ćwierćfinał i jeden z półfinałów. Fasada budowli, zaprojektowanej przez niemiecką firmę JSK Architekci, nawiązuje do polskich barw narodowych, przypominając falującą biało-czerwoną flagę.
Do wyżej wymienionych „dziur w ziemi” można też zaliczyć plac budowy stadionu na ok. 42 tysięcy widzów we Wrocławiu, który ma zostać ukończony na początku 2011 roku. Buduje go polsko-greckie konsorcjum budowlane, a w pobliżu ma powstać centrum handlowe z hotelem. Z kolei dumą Gdańska jest Arena Bałtycka na 45 tys. widzów, która ma powstać do końca 2010. Trójmiasto ma dobrą bazę hotelową i inne udogodnienia turystyczne.
Zamiast budować nowy stadion od podstaw, Poznań gruntownie modernizuje istniejący stadion miejscowej drużyny Lech. Po jego przebudowie, która potrwa jeszcze rok, na jego trybunach będzie mogło zasiąść 46 tysięcy kibiców.
Przed ogłoszeniem przez UEFA listy miast goszczących Euro 2012 premier Donald Tusk wyraził przekonanie, że Polska byłaby w stanie przygotować nie cztery, lecz pięć albo sześć stadionów piłkarskich na tę imprezę. Dodał jednak, że wolałby zachować proporcję cztery plus cztery, aby nie podważać współpracy z Ukraińcami, współgospodarzami mistrzostw.
Na Ukrainie pewny organizacji Euro 2012 jest na razie tylko Kijów. Pozostałe miasta muszą poprawić przygotowania i decyzja w ich sprawie zapadnie dopiero 30 listopada. Ukraina musi przygotować jeszcze minimum dwa miasta, powiedział szef UEFA Michel Platini. Starają się o wybór Lwów, Charków i Donieck, natomiast Odessa i Dniepropietrowsk definitywnie odpadły. Jeśli Ukraińcy się nie wyrobią, czy zaistniałaby nowa szansa dla Krakowa lub Chorzowa – dopiero się okaże.
Dotychczasowa droga do Euro 2012 także dla Polski nie była ani prosta, ani gładka. Spory prawne, afery korupcyjne oraz zmiana rządu komplikowały proces przygotowawczy i opóźniały rozpoczęcie robót. Wybór Polski na współgospodarza imprezy ponadto zbiegł się w czasie za największą falą emigracji i powstały trudności z naborem potrzebnych na placach budowy inżynierów, murarzy, stolarzy, hydraulików i elektryków. Obecny kryzys gospodarczy może także utrudnić dalsze przygotowania.
Nie najlepsza jest sytuacja z ogólną infrastrukturą. Stadiony prawdopodobnie zostaną ukończone w porę, ale z budową dróg, modernizacją lotnisk i dworców oraz rozbudową bazy turystycznej kraj może nie zdążyć. W Gdańsku nawet powstała koncepcja zapewnienia kibicom noclegów na zacumowanych przy nabrzeżach statkach wycieczkowych.
Oprócz dostarczenia emocji sportowych Mistrzostwa Piłkarskie Europy mogą być wielkim zastrzykiem dla kraju. Zmuszają do zdwojonego wysiłku budowlanego, a nowo wybudowane stadiony, hotele, autostrady i inne obiekty służyć będą Polakom przez długie lata. Na Euro 2012 będzie też można dobrze zarobić. Oblicza się, że na Euro 2006 Niemcy zarobili kilkanaście miliardów euro czy, jak kto woli, dolarów.
Równie ważne jest możliwość prezentacji kraju gościom zagranicznym, spośród których wielu by z pobudek czysto turystycznych nie przyjechało. Przy okazji zobaczą polską przyrodę, krajobrazy i zabytki, zaznają polskiej gościnności. Austriacy twierdzą, że po Euro 2008 o kilkadziesiąt procent poprawił się wizerunek ich kraju w świecie. Ale gwarancji nie ma. Niedokończone inwestycje i niechlujna obsługa mogą przynieść skutki wręcz odwrotne. I nie jest powiedziane, że kraj musi na euro zarobić. Jeśli nie przyciągnie wystarczającej liczby kibiców, może stracić lub w najlepszym przypadku zaledwie wyjście na swoje.
Robert Strybel
Euro 2012: UEFA dokonała wyboru (Korespondencja własna „Dziennika Związkowego”)
- 05/18/2009 07:45 AM
Reklama








