Na dorocznym obiedzie stowarzyszenia korespondentów Białego Domu, satyryk Wanda Sykes, znana z bardzo ostrego języka i przaśnych dowcipów, zażartowała z prawicowego radiowca, Rusha Limbaugh, który nieustannie życzy Barackowi Obamie nieudanej prezydentury.
Dowcip dotyczący Rusha jako niedoszłego porywacza samolotów, który nie wziął udziału w terrorystycznym ataku na USA, ponieważ rozłożyła go nadmierna dawka oxycontinu (Rush był uzależniony od tego medycznego narkotyku) wywarł w republikańskich kręgach złe wrażenie. Dwa dni po obiedzie Biały Dom odciął się od tej wypowiedzi. Rzecznik Robert Gibbs zauważył, że istnieje wiele tematów, zasługujących raczej na poważną refleksję niż na żarty, a 9/11 jest jednym z nich.
Nikt nie usprawiedliwiał zachowania prez. Busha, gdy na obiedzie dla korespondentów w 2004 roku dowcipkował o nigdy nie znalezionej w Iraku broni masowego rażenia. W tym czasie zginęło już ponad 2 tys. amerykańskich żołnierzy i setki tysięcy Irakijczyków.
Bush "szukał" broni za zasłonami, pod stołem, podium, koło mównicy. Korespondenci pękali ze śmiechu.
***
Prawicowe media przemilczały oburzającą wypowiedź sprawozdawcy sportowego CBS i autora artykułów publikowanych w magazynie Golf, Davida Feherty.
Sprawozdawca, uznawany za najpopularniejszego analityka golfa i uchodzący za ostrego żartownisia, kilkakrotnie odwiedził żołnierzy przebywających w Iraku. W jednym ze swych artykułów powiedział: "Wiem na pewno, że jeśli dasz amerykańskiemu żołnierzowi broń z dwoma kulami i umieścisz go w windzie z Nancy Pelosi, Harrym Reid i Osamą bin Ladenem, to jest duża szansa, że Pelosi zostanie postrzelona dwukrotnie, a Reid i bin Laden zostaną uduszeni".
Sean Hannity z kablowego Fox News, samozwańczy super patriota, który za czasów Busha chłostał każdego polityka, który nie nosił w klapie amerykańskiej flagi, nie dostrzegł w tej wypowiedzi nic zdrożnego. Miał za to dużo do powiedzenia w związku z musztardą użytą przez prez. Obamę do hamburgera w waszyngtońskiej restauracji szybkiej obsługi. Dlaczego? Wyczuł okazję do zwrócenia uwagi na "niepatriotyczny" smak prezydenta. Przypomniał, że ostrą musztardę zamiast ketchupu na hamburgerze preferował również Nikita Chruszczow.
***
Ekonomiczne preferencje Obamy z niesmakiem ujawnił kongr. Pete Sessions, szef republikańskiego komitetu, odpowiedzialny za zwiększenie liczby członków GOP-u w Izbie Reprezentantów. Sessions wystąpił z unikalną teorią na temat wzrostu bezrobocia. W pojęciu kongresmana sytuację tę stwarza sam Obama, po to, by zniszczyć kapitalizm. Brak pracy, powszechna opieka medyczna, narzucenie regulaminu gry na giełdzie i kontrola banków uzależni ludzi od rządu. Im więcej Amerykanów będzie korzystać ze świadczeń rządowych, tym łatwiej rząd skonsoliduje władzę. I tego boi się kongr. Sessions.
Próby stworzenia nowych miejsc pracy, ratowania banków przed upadkiem po to głównie, by mogły udzielać biznesom kredytów, i wprowadzenia regulaminu ograniczającego możliwość giełdowych machlojek, to według Sessionsa jedynie dymna zasłona.
Niedawno wyraził zadowolenie, że podejmując walkę z "niecnymi" zamiarami demokratów republikanie mają przynajmniej wzorzec do naśladowania, mianowicie... Taliban .
***
Słowa najwyższego potępienia pod adresem prez. Obamy popłynęły z ust wpływowego lidera katolickiego, arcybiskupa Raymonda Burke. "w pierwszy amerykański szef watykańskiego sądu najwyższego zarzucił Obamie propagowanie programu skierowanego przeciw życiu i rodzinie. Zaproszenie prezydenta na zakończenie roku akademickiego na katolickim uniwersytecie Notre Dame uznał za skandal. Za powód do wstydu dla katolików uważa wprowadzenie Kath- leen Sebelius – katoliczki opowiadającej się za prawem do aborcji – na stanowisko sekretarza Dep. Zdrowia i Usług Publicznych.
Burke, który przed wyjazdem do Watykanu stał na czele archidiecezji St. Louis, wsławił się w 2004 roku stwierdzeniem, że odmówi udzielenia komunii demokratycznemu kandydatowi na prezydenta, katolikowi Johnowi Kerry.
Niechęci arcybiskupa do prezydenta nie podziela papież Benedykt XVI, który publicznie entuzjazmował się wyborczym zwycięstwem Baracka Obamy.
***
Były rywal Obamy na stanowisko federalnego senatora, Alan Keyes, został aresztowany z grupą 21 osób, które protestowały na terenie Notre Dame przeciw wystąpieniu Obamy w nadchodzącą niedzielę.
26 osób, część z dziecięcymi wózkami oblanymi czerwoną farbą, co miało reprezentować krew przelaną podczas zabiegów aborcji, weszło na teren uniwersytetu bez pozwolenia i odmówiło wyjścia. Władze uczelniane tłumaczą, że prawo do demonstracji mają wyłącznie studenci i to pod warunkiem, że wcześniej uzyskają zez-wolenie.
***
Miss California, która w wyborach na Miss USA zajęła drugie miejsce, z niewiadomych powodów jest przekonana, że straciła koronę obrażając społeczność gejowską walczącą o prawo do zawierania małżeństw. Na pytanie sędziego, co w jej pojęciu oznacza małżeństwo, Carrie Prejean odpowiedziała "związek jednej kobiety z jednym mężczyzną". Choć stwierdzenie to nie podobało się jurorowi-homoseksualiście, to przecież wcale nie znaczy, że właśnie ta wypowiedź odebrała jej koronę.
Sprawa nabrała wymiarów politycznych, gdy Carrie oświadczyła, że usiłowano odebrać jej prawo do wolności słowa. Akcenty religijne weszły w grę z chwilą, gdy zaczęła tłumaczyć, że szatan podpowiadał jej, by udzieliła politycznie poprawnej odpowiedzi, lecz Bóg prosił, by stanęła po jego stronie i dla prawdy poświęciła tytuł Miss USA. W tym momencie Carrie Prejean stała się bohaterką religijnej prawicy.
Gubernator Alaski, Sara Palin, wydała w tej sprawie specjalne oświadczenie. Broni w nim kalifornijską piękność przed "burzą złośliwych ataków liberałów". Zaznacza przy tym, że "Konstytucja chroni wszystkich, nie tylko tych, którzy zgadzają się z radykalną lewicą". I nikt się nie zastanawia, że Carrie nie miała żadnych pytań do swego stwórcy, gdy jako nastolatka dorabiała pozując półnago do zdjęć.
***
W senackim Podkomitecie Finansów doszło do przykrego incydentu. Wezwano kongresową policję do usunięcia ośmiu aktywistów – lekarzy i pielęgniarek – z obrad na temat reformy systemu opieki medycznej. W dyskusji brali udział przedstawiciele prywatnych firm ubezpieczeniowych i farmaceutycznych. Zabrakło miejsca dla medyków preferujących powszechne ubezpieczenie.
Aktywistom wyprowadzanym z sali na polecenie przewodniczącego podkomitetu, demokraty sen. Maxa Baucusa, towarzyszyły głupie żarty i śmiech. Po takim spektaklu nie ma wątpliwości z kim trzyma Senat.
***
Wiarę w pracę Kongresu w interesie amerykańskiego społeczeństwa podważa odrzucenie przez Senat propozycji wyznaczenia pułapu oprocentowania kart kredytowych do 15%.
Próba podjęta w tym celu przez niezależnego senatora z Vermont, Berniego Sandersa, zdobyła zaledwie 30 głosów.
Reprezentanci sektora bankowego monitorowali przebieg głosowania. Ostrzegali, że ograniczenie poziomu oprocentowania może wywołać niepożądaną reakcję rynków finansowych.
Sen. Sanders uważa, że kompanie finansowe i banki prowadzą działalność, która powinna postawić je przed sądem. Wyjaśnia, że 1/3 właścicieli kart kredytowych płaci za ich użycie powyżej 20%, nawet do 41%. "Kiedy banki liczą sobie 30%, to praktycznie odcinają klientom kredyty. Tak wysokie oprocentowanie to zwykłe lichwiarstwo", mówi Sanders.
***
Wcześniej tego miesiąca demokrata z Illinois, sen. Dick Durbin, z okazji upadku propozycji przyjścia z pomocą osobom, którym grozi foreclosure, zauważył, że Senat jest własnością sektora finansowego. "Prawo własności" nabyli wpłacając dziesiątki milionów dolarów na konta wyborcze republikanów i demokratów.
Kupują członków Kongresu i ich personel. Najpierw jest próba lojalności, potem stanowisko. Klasycznym przykładem nagrody za lojalność jest nominacja Neala Wolina na człowieka numer dwa w Departamencie Skarbu.
W administracji Clintona Wolin pracował jako główny radca prawny Dept. Skarbu. Ma zatem spory wkład w deregulację ustawy regulującej działalność instytucji finansowych, a więc i w obecny kryzys. Będzie pracował z szefem personelu sekretarza skarbu Tima Geithnera, Markiem Patersonem, byłym głównym lobbystą Goldman Sachs.
Przed objęciem stanowiska sekretarza Geithner był szefem nowojorskiego oddziału Federalnych Rezerw. Podobnie jak były szef Fed, Alan Greenspan, przegapił moment, w którym sektor finansowy wymagał interwencji władz federalnych, by nie dopuścić do kryzysu. Teraz odkręca to, za co sam ponosi częściowo winę.
Elżbieta Glinka
Minął tydzień (15 maja 2009)
- 05/18/2009 07:54 AM
Reklama








