Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 8 grudnia 2025 15:22
Reklama KD Market

Minął tydzień – 5 czerwca

Były wiceprezydent Dick Cheney, niepomny, że w czasach internetu nie może liczyć na zawodność ludzkiej pamięci, niespodziewanie oświadczył, że administracja Busha nigdy nie utrzymywała, że ma dowody potwierdzające udział Iraku w atakach terrorystycznych na USA.

W programie "On the Record" w kablowej Fox News Cheney sugerował, że winę za doniesienia o kontaktach Bagdadu z al-Kaidą ponosi ówczesny dyrektor CIA, George Tenet. W rzeczywistości Tenet ostrzegał, że obie strony niewiele miały sobie do powiedzenia z tej prostej przyczyny, że iracki dyktator nie znosił religijnych fanatyków.

W 2004 roku Cheney krytykował "nieodpowiedzialne" media za doniesienia przeczące związkom Saddama Husajna z Osamą bin Ladenem. Wówczas wiceprezydent nie miał wątpliwości, że takie kontakty istniały. Twierdził, że posiada bardzo przekonujące dowody współpracy między Irakiem a al-Kaidą. Z takim samym przekonaniem mówił, że administracja doskonale zdaje sobie sprawę z tego, gdzie znajdują się arsenały broni biologicznej Husajna.

Następnego dnia, występując w Krajowym Klubie Prasowym, Cheney ponownie bronił decyzji Białego Domu, jakie zapadły po 9/11, a winą za dopuszczenie do ataku obciążył ówczesnego szefa wydziału ds. kontrterroryzmu, Richarda Clarka. Tego samego, który zeznał pod przysięgą przed Komisją 9/11, że administracja Busha zlekceważyła sprawozdania pozostawione przez administrację Clintona z ostrzeżeniami o przygotowaniach al-Kaidy do napaści na Stany Zjednoczone. Clark osobiście usiłował zainteresować zagrożeniem ówczesną doradczynię Busha ds. bezpieczeństwa narodowego, Condoleezzę Rice, sekr. obrony Donalda Rumsfelda, Cheneyego i innych. Bezskutecznie.
Wkrótce po ataku Richard Clark był świadkiem rozmowy, w której Rumsfeld sugerował napaść na Irak.

Matthew Alexander, autor książki "How to Break a Terrorist", jeden z oficerów przesłuchujących Abu Musaba al-Zarqawi, ostro zareagował na wystąpienia Cheneyego w obronie brutalnych metod interrogacyjnych. "W Iraku nauczyłem się, że więcej można się dowiedzieć z tego, czego ludzie nie mówią, niż z tego, co powiedzieli. Pozwolę sobie dokonać wiwisekcji przemówienia Dicka Cheney na temat narodowego bezpieczeństwa, w którym wyraził przekonanie, że terroryści nienawidzą Ameryki z powodu naszych wartości... To nieprawda. Każdy, kto służył w Iraku wie, że zagraniczni bojownicy nie pojawili się tam masowo, dopóki nie ujawniono rewelacji o torturach i nadużyciach w więzieniu Abu Ghraib i Guantanamo Bay.... Czego b. wiceprezydent nie powiedział, to fakt, że niechęć do naszej polityki bliskowschodniej nie była dość silna, by tysiące muzułmanów chwyciło za broń przeciw Amerykanom. Tortury stały się narzędziem propagandowym i rekrutacyjnym al-Kaidy.

Po drugie, przecząc, że waterboarding jest torturą, Cheney nie wspomniał, że Stany Zjednoczone i ich sprzymierzeńcy przyczynili się do skazania za zbrodnie wojenne japońskiego żołnierza za stosowanie tej metody na amerykańskim żołnierzu.

I po trzecie, wiceprezydent przemilczał senackie zeznania oficera FBI, Ali Soufana, który z powodzeniem przesłuchiwał Abu Zubaydaha. Od niego dowiedział się o Jose Padilli, który powrócił z Pakistanu do kraju z zadaniem podłożenia pod budynki tzw. brudnych bomb, i o tym, że plan ataku na USA przygotował Khalid Sheik Mohammad. Nigdy nie dowiemy się, jakich dodatkowych informacji mógł nam dostarczyć, gdyby zakontraktowani przez CIA śledczy nie zaczęli poddawać go torturom. Co najbardziej uderza, to fakt, że były wiceprezydent słowem nie wspomniał, że administracja Busha miała szanse poznać miejsce pobytu Osamy bin Ladena, gdyby nie torturowano Khalida Sheika Mohammada i Abu Zubaydaha. Cheney myli brutalność ze skutecznością. Efektywne śledztwo to takie, które daje dokładne informacje. Celem śledztwa nie jest wymuszanie informacji z więźnia, lecz skłonienie go do kooperacji".

Emerytowany generał i sekretarz stanu w pierwszej kadencji Georgea Busha, Colin Powell, stał się przedmiotem kpin Cheneyego, jako republikanin o różowym zabarwieniu. Zapytany czy przyszłość Partii Republikańskiej wiąże bardziej z ludźmi typu Powella, czy radiowca Rusha Limbaugh, Cheney opowiedział się stanowczo za tym drugim.

Sondaż opinii publicznej wykazał, że obaj superkonserwatyści mają w społeczeństwie znacznie niższe notowania niż umiarkowany Powell, który uzyskał 70% uznania, podczas gdy Limbaugh dostał zaledwie 30%, a Cheney 37%.

Były szef sztabu Colina Powella, Lawrence Wilkerson, nie kryje swego obrzydzenia do postaci byłego wiceprezydenta. W programie telewizyjnym nazwał go "samotnym, wystraszonym paranoikiem", który własne błędy usiłuje przerzucić na innych.

Dick Cheney zasłużył się społeczności gejowskiej i zwolennikom równych praw dla wszystkich ludzi, bez względu na orientację seksualną. Przemawiając w Krajowym Klubie Prasowym, zapytany o opinię na temat decyzji Legislatury w Iowa, która usankcjonowała gejowskie małżeństwa, Cheney odpowiedział: "Sądzę, że wolność oznacza wolność dla wszystkich. Jak wiecie, jedna z moich córek jest lesbijką...Ludzie powinni mieć prawo do wstępowania w związki, jakich sobie życzą. Sprawy małżeńskie powinny być regulowane na poziomie stanu. Władze federalne nie mają tu nic do powiedzenia".

W środę gubernator New Hampshire, John Lynch, podpisał ustawę legalizującą gejowskie małżeństwa. Nowe prawo zacznie obowiązywać od 1 stycznia. Takie samo prawo istnieje już w pięciu innych stanach: Massachusetts, Connecticut, Maine, Vemont i Iowa. Kalifornia zezwoliła na małżeństwa ludzi tej samej płci, lecz odwołała tę decyzję po głosowaniu, w którym większość mieszkańców tego stanu opowiedziała się przeciw tego rodzaju związkom. W tym tygodniu sąd zdecydował, że zawarte w krótkim okresie legalności gejowskie małżeństwa nie tracą ważności.
Gub. Lynch wprowadził do ustawy przyrzeczenie, że kościoły i religijne grupy nie będą zmuszane do odprawiania ceremonii zaślubin gejów.

Nominacja Sonii Sotomayor na członka Sądu Najwyższego wywołała burzę w kręgach konserwatystów. Rush Limbaugh, Newt Gingrich, Pat Buchanan, Gordon Liddy i inni, nie mogąc znaleźć podstaw do zarzutów typu prawnego, skupili się na rzeczach mało istotnych. Szczególnie mają jej za złe słowa wypowiedziane wiele lat temu, lekko i żartobliwie. Sotomayor wyraziła opinię, że mądra Latynoska (Sotomayor pochodzi z Portoryko) może wydawać lepsze orzeczenia prawne od białego faceta. Wymienieni wyżej opiniotwórcy najpierw oskarżyli kandydatkę o rasizm. Następnie posypała się lawina obrzydliwych podejrzeń, poniżania i ubliżania, zapowiedzi końca białej cywilizacji.
Lider republikańskiej mniejszości w Senacie, sen. Mitch McConnell, nie odważył się skrytykować Limbaugh za przesączone jadem słowa pod adresem Sotomayor. Uniknął odpowiedzi mówiąc, że ma lepsze rzeczy do roboty niż pilnowanie poprawności wypowiedzi konserwatystów. Sen. Jeff Sessions, republikanin z Alabamy, który zasiada w Komitecie Sądownictwa, i sen. John Cornyn, przewodniczący Krajowego Republikańskiego Komitetu Senackiego zdobyli się na odwagę potępienia słów Ru-sha Limbaugh i jego kolegów po fachu.

Najniższego lotu zarzuty wysunął G. Gordon Liddy, mózg pierwszego włamania do siedziby Krajowego Komitetu Demokratycznego za prezydentury Richarda Nixona. Za udział w skandalu Watergate Liddy odsiedział w więzieniu 4 i pół roku. Pracując w kampanii wyborczej Nixona, a później w Białym Domu, miewał niezwykłe pomysły, jak porwanie antywojennych demonstrantów i przewiezienie ich do Meksyku na okres republikańskiej konwencji, czy ściągnięcie demokratów na przyjęcie z prostytutkami do domu na wodzie w Baltimore, zrobienie im zdjęć i opublikowanie. Większość pomysłów Liddyego zos
tała odrzucona przez ówczesnego prokuratora generalnego, Johna N. Mitchella.

Dziś Liddy prowadzi program radiowy, transmitowany do 160 ośrodków przez satelitarne radio Sirius i stacje XM. Jest częstym gościem w programach Fox News.
W związku z wyborem Sotomayor Liddy oskarżył ją o przynależność do organizacji nielegalnych imigrantów, porównał tę organizację do Ku Klux Klanu i zatroszczył się o psychiczną równowagę kandydatki. Wyraził nadzieję, że obrady sądu nie będą odbywać się w czasie, gdy Sotomayor ma period. Obawia się bowiem, że taki stan może zatrzeć jej zdolność jasnego widzenia kwestii prawnych.

Dla Limbaugh wprowadzenie Sotomayor do Sądu Najwyższego to tak, jakby osadzono tam Davida Dukea, byłego wielkiego mistrza Ku Klux Klanu.
Za zasługi na rzecz ruchu konserwatywnego Limbaugh został wyróżniony przez gubernatora Teksasu, Ricka Perry, tytułem "honorowego Teksańczyka".
Perry zbudował karierę polityczną przemawiając do najbardziej prawicowych elementów swej partii. Wsławił się groźbą secesji z powodu planu stymulacji gospodarczej prez. Obamy. Ostatnio spuścił nieco z tonu, gdyż czeka go trudna walka o utrzymanie gubernatorskiego stołka. O stanowisko to będzie ubiegać się popularna republikanka, sen. Kay Balley Hutchinson.

Gubernator Minnesoty, Tim Pawlenty, nie będzie ubiegał się o trzecią kadencję. Zapowiedź ta rozbudziła spekulacje, że Pawlenty zamierza kandydować w wyborach na prezydenta w 2012 roku.

Fakt, że ten 48-letni republikanin, ze skrzywieniem na prawo, dwukrotnie wygrał wybory w lewicującej Minnesocie, sprawił, że partyjna starszyzna zaczęła zwracać na niego uwagę, dostrzegając w nim potencjał na prezydenta. Jeśli faktycznie będzie ubiegać się o ten urząd, to w republikańskich prawyborach zmierzy się z grupą byłych i aktualnych gubernatorów, w tym Sarą Palin, Mittem Romney, Haley Barbourem, Markiem Stanfordem, Bobby Jindalem.
Elżbieta Glinka
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama