Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

"Moja pierwsza w życiu lalka"

Słyszy się nieraz, że druga wojna światowa dawno już minęła i wszystko to, co się wtedy wydarzyło zostało już opowiedziane i dawno sfilmowane. Dla mnie urodzonego wiele lat po wojnie, którego jednak rodzice wojnę przeżyli i cała rodzina doświadczyła jej okrucieństw nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, trudno jest się z tym pogodzić. Druga wojna światowa wciąż czeka na swojego odkrywcę i wiele milionów Polaków, którzy ją przeżyli, nadal milczą zabierając ze sobą do grobów wiele fascynujących tajemnic tego, co się wtedy wydarzyło, jak ludzie żyli i jakim sposobem przeżyli ten jeden z najokropniejszych okresów, nie tylko dla naszej ojczyzny, ale dla całej społeczności polskiej, niezależnie gdzie nasi rodacy się wtedy znajdowali – czy to w Ameryce Południowej, czy na stepach zakaukaskich republik sowieckich, czy też żyli w samym centrum wydarzeń w swojej zniewolonej ojczyźnie.

Do tej pory pamiętam mojej mamy opowieści, jak to Niemcy we wrześniu 1939 roku bombardowali jej rodzinny Sulejów nad Pilicą, albo opowieści taty i jego przygody, gdy wracał z Berlina w 1945 roku. Opowieści, które muszę zaznaczyć były wciąż bardzo żywe w mojej rodzinie ponad 20 – 25 lat po zakończenie drugiej wojny światowej.

Dlatego też z wielkim zainteresowaniem zabrałem się za lekturę książki pt. „Urodziłam się pomiędzy…” pani Zofii Reklewskiej-Braun. Książka ta jest opisem świata, który dzisiaj, po 70 latach przeszedł już do historii, nie tylko podręczników, ale i do historii naszego narodu, bo z każdą chwilą jest coraz mniej i mniej ludzi, którzy pamiętają tamte czasy, którzy je przeżyli i doświadczyli na własnej skórze. Czasy, które zapisały się nie tylko wielkimi zgłoskami we współczesnej historii świata, ale także na rodzinnych kartach ziemiańskich rodzin, takich jak państwa Reklewskich w ich rodzinnym dworze w Mirogonowicach w Sandomierskim.

Autorka tej książki na 400 stronach, wraz z prawie 40 czarno-białymi zdjęciami, opowiada o swoim życiu, o swojej „własnej drugiej wojnie światowej”. O tym, że na samym początku wojny, bo już w grudniu 1939 roku straciła ojca zamordowanego przez bandytów. W czasie zawieruchy wojennej czerwoni partyzanci zamordowali jej przyrodnią siostrę i stryjecznego brata. Wuj poległ pod Monte Cassino, a dwóch kuzynów oddało swe młode życie w Powstaniu Warszawskim. Wojna pochłonęła ponad sześć milionów Polaków, cena jakiej nie zapłacił żaden inny naród. Czy powinniśmy o tym zapomnieć? Na pewno nie. Zofia Reklewska-Braun o tym pisze w swojej książce, o walce Polaków z ich nie tylko niemieckim, ale i komunistycznym okupantem, o czasach, gdy chodzenie na lekcji religii było „walką i sprzeciwem” przeciw władzy komunistycznej.

Dzisiaj nie ma jednej historii drugiej wojny światowej, jest historia: niemiecka, francuska, amerykańska, rosyjska, etc. Zofia Reklewska-Braun opowiada o sobie i przez jej oczy widzianym okrucieństwie tamtych czasów. O aresztowaniach niewinnych ludzi i szalejących urzędnikach Urzędu Bezpieczeństwa (UB), o poniewierce jej pokolenia urodzonego w niepodległej Polsce, które po drugiej wojnie wkraczało w dorosłe życie w ciężkich czasach stalinowskich.

Wydarzenia, które były wspólne dla wielu milionów ludzi nie utraciły charakteru ogólnego cierpienia i katastrofy z punktu widzenia pojedynczego człowieka. Są zaprzeczeniem tego, że jak twierdzą niektórzy, przestały interesować wielu popleczników idei, że lepiej nie pamiętać i nie rozdzierać zabliźnionych ran. Autorka tej książki tego nie robi. Ona opowiada o losach swoich najbliższych. Nikogo nie osądza, nikogo też nie czyni winnym. A jeśli delikatnie daje czytelnikowi do zrozumienia, że jednak są winni, to nie pastwi się nad nimi ani nie domaga się najwyższej kary dla nich. Na wielu kartach tej książki padają słowa „modlę się za swoich prześladowców”.

„Urodziłam się pomiędzy…” to jest jednak nie tylko lektura o drugiej wojnie światowej, ale też o pierwszych dwóch dekadach od zakończenia wojny. W rozdziale pt. „Kroki w dojrzałość”, czytamy: „We wszystkich kolejnych klasach liceum składałam podania o stypendium, motywując je ciężką sytuacją rodzinną. Ale zawsze dostawałam odmowę jako obciążona ‘złym pochodzeniem’”. Te jedno zdanie daje dowód na to, że „komunistyczna klasa robotnicza” nie chciała mieć nic wspólnego z „przedwojennymi panami”.

Przykładów na to, jak się żyło i mieszkało w powojennej Polsce, w tej książce jest bardzo wiele. Dla mnie osobiście jest bardzo ważne, że pisarka nie „zamyka na to oczu”, ale ważniejsze jest to, że mimo wszystko daje sobie w życiu radę, nie uskarża się na swój los, nie wini polityków ani sprawców nieszczęść i upokorzeń jej ojczyzny, tylko zaciska zęby, ciężko pracuje, uczy się, studiuje i wbrew wielu przeciwnościom losowym i życiowym osiąga to, co sobie zaplanowała.

Atmosferę strachu przed Niemcami, Rosjanami i polskimi komunistami zwyciężyła nadzieja i religia. Wiara katolicka pozwoliła autorce i jej najbliższym przeżyć te przeciwności, jeśli nie z podniesioną głową, to na pewno z sercem wypełnionym nadzieją i wiarą w lepsze jutro. Tak jak każdy z nas, rodzina Reklewskich chciała przeżyć te ciężkie czasy, ale nie za wszelką cenę i nie za pomocą „flirtowania z komunizmem”. To co łączyło rodzinę Reklewskich, a także Braunów, to odwieczne poczucie prawdy, które jest w każdym człowieku i wielka odpowiedzialność własnego sumienia. I dlatego takimi ludźmi nie można było manipulować, i o tym jest ta książka przede wszystkim. O tym, że ludzkie sumienie jest ponad wszystkim, prawdy nie da się oszukać, bo ona obowiązuje zawsze i wszędzie.

Jak już wspomniałem, książka jest obszerna, opisuje dzieje ludzi, którzy nie tak dawno temu byli wśród żywych, cierpieli, kochali, mieli swoje własne radości i smutki. Książka jest o najnowszej historii naszego narodu z kilkoma rodzinami w tle. Czy one są wyjątkowe na tyle, aby być papierkiem lakmusowym naszych najnowszych dziejów? Odpowiem: Tak. Ich wyjątkowość polega na tym, że takich rodzin było bardzo wiele w naszej ojczyźnie, ale właśnie tej przypadł zaszczyt publicznie mówić o sobie, popatrzeć chłodnym okiem na to, co już minęło. Ta wyjątkowość pisarki to dbanie o szczegóły tego, co już minęło, a co koniecznie trzeba ocalić od zapomnienia.

Ostatni rozdział książki jest o rodzinie męża pani Zofii, Braunach. Jest to piękny gest żony, matki, babci w stronę męża Kazimierza, którego dzieje rodzinne są bardzo podobne do jej własnych. Pasją Zofii był teatr, była aktorką Teatru Klubu Inteligencji Katolickiej. To teatr zetknął ją z młodym reżyserem Kazimierzem Braunem, za którego wyszła za mąż.

Jednak nie chciałbym zakończyć tego omówienia książki pani Zofii na rodzinie Braunów. Zatrzymała mnie opowieść o lalce: „Długą chwilę Isia, moja starsza przyrodnia siostra, żartuje ze mną, uchylając wieka pudła i zamykając je, żeby wzmocnić moją ciekawość. I wreszcie otwiera je całkowicie, a moim oczom ukazuje się duża, niezwykłej piękności lalka. Prezent oczarowuje mnie. Nigdy jeszcze nie widziałam tak wspaniałej, strojnej w koronkowe falbanki lalki”. Dla wyjaśnienia warto dodać, że opisywana scena jest z roku 1943.

Taki zwykły normalny gest ludzki w czasach terroru, gdy wokół szalała wojna, gdy pracowała machina śmierci niemieckich obozów koncentracyjnych. Scena przeszczęśliwej małej dziewczynki, która otrzymała w prezencie lalkę, być może najpiękniejszą na świecie, a przecież był to świat, w którym szalał terror, grasował mord. Wiadomo, całkowitego szczęścia na świecie nie ma, nawet dla małyc
h dziewczynek, ale jest coś, co pozwala w nie wierzyć. Nawet jeśli coś się wali, a wali się cały świat, warto wierzyć w wartości rodzinne i być posłusznym własnej religii. O tym jest ta książka.

Książka napisana pięknym polskim językiem przez osobę, która od dwóch dekad żyje z drugiej strony oceanu, która wśród wielu zajęć i obowiązków domowych i zawodowych znalazła także czas na działalność społeczną wśród naszej społeczności w Stanach Zjednoczonych. Pani Zofia uczy języka polskiego w sobotnich szkołach, także jest lektorką naszego języka w amerykańskich collegach. Do tego trzeba dodać jej działalność dziennikarską, mi.in. współpracę z nowojorskim „Nowym Dziennikiem,” czy „Tygodnikiem Polonijnym” ze stanu New Jersey oraz z rozgłośniami radiowymi w Nowym Jorku i Chicago.

„Urodziłam się pomiędzy…” pani Zofii Reklewskiej-Braun to wspaniała lektura, polecam ją wszystkim i każdemu z osobna, bo napisana jest przez osobę, która swoim życiem i przykładem jest wzorem patriotycznego wychowania. Gdy piszę te słowa, znów jest maj, kwitną kasztany i bez, łąka zaczyna się zielenić, chociaż jeszcze nie pachnie sianem. Obudziła się radość życia, poparta gorliwą modlitwą, rodzi się pragnienie, aby żyć. Właśnie pragnienie życia jest główna myślą tej książki, chociaż ona sama jest o tym, co już minęło i o tych, co odeszli, ale nie z naszej pamięci.

Adam Lizakowski
Chicago, maj 2009
Zofia Reklewska-Braun. „Urodziłam się pomiędzy…” Wydawnictwo Norbertinum. Lublin, 2009. Stron 409. Zdjęć czarno-białych 39 pochodzących z archiwów rodzinnych.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama