Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 8 grudnia 2025 15:46
Reklama KD Market

Pamięci ułanów 8 Pułku im. księcia Józefa Poniatowskiego - Wspomnienie o krwawym wtorku 6 listopada 1923 r.

(Korespondencja z Wieliczki)
Jako 12-letni chłopiec, syn zawodowego wojskowego, mieszkałem z rodzicami w koszarach ułańskich, im. ks. J. Poniatowskiego w Rakowicach pod Krakowem. O godz. wpół do piątej nad ranem usłyszałem jak przez sen śpiew ułanów:

Rano, rano, raniusieńko, rano po rosie,
wyganiała Kasia wołki, rozwidniało się.
Dokądże tak wcześnie i w jakim celu oni się udawali? O, niedaleko, bo zaledwie 2 kilometry do Wawelskiego Grodu, celem zaś był rozkaz, który wykonać mieli. – Niezwykle smutne i łzy budzące będą to wspomnienia.

Dopiero 5 lat mijało jak Ojczyzna, zbywszy się kajdan ponad stuletniej niewoli, odetchnęła radosną wizją niezależności. Minęły więc lata łez, straceń i zsyłek. Nadszedł Wersal i triumf pod Radzyminem. U wschodniego sąsiada, za cenę powodzi krwi, do władzy dochodzi komuna. Zwycięstwo to nie syci jednakże ekspansywnych żądz czerwonych przywódców. Niezwłocznie wysyła się wywrotowych agentów, by świeżo odzyskaną i tak bardzo upragnioną wolność Polakom zakłócić. Już w połowie października daje znać o sobie działalność tych emisariuszy. Rozpoczynają strajki górnicy, hutnicy, a pod koniec miesiąca dołączają się też kolejarze.

W Krakowie Dowódca Okręgu Korpusu zwołuje odprawę dowódców niektórych jednostek garnizonu. Pułkownikowi Bzowskiemu Władysławowi, dowódcy 8. Pułku Ułanów, poleca patrolowanie dwoma szwadronami ulic miasta, zakazując jednocześnie używania broni do demonstrantów. Z takim zadaniem i śpiewem na ustach ułani, o brzasku tegoż dnia, kwatery swe w koszarach opuszczali.
Dwudziesty Pułk Piechoty wysłał do tej akcji dwie kompanie. Żołnierze, ułożywszy karabiny w kozły, biwakowali pod gołym niebem koło Sukiennic. Zwano ich “Dziećmi Krakowa”, bo służbę poborową odbywali tam przeważnie synowie obywateli naszego miasta i okolicy. Wezwani przez manifestantów do oddania broni i amunicji, okazali się, chyba tylko przez związki rodzinne, żądaniom tym powolni.

Ułani 8. Pułku im. ks. J. Poniatowskiego, spokojnie w tymże dniu stępem ulice miasta przemierzając, zgodnie z rozkazem pełnili swą powinność. W godzinach przedpołudniowych, przejeżdżali ulicę Basztową. Wiódł ich rotmistrz Lucjan Bochenek, porucznik Łukaszewicz oraz podporucznik Zagórowski, który właśnie Centrum Szkolenia Kawalerii w Grudziądzu z 1 lokatą ukończył. Raptem spoza drzew na plantach rozpoczyna się gwałtowna strzelanina. Spada z konia rotmistrz Bochenek, porucznik Łukaszewicz. Padają liczni ułani. Ulicę Basztową gęsto ścielą zabici i ranni.

Porucznik Zagórowski, wydobywszy się spod zabitego konia, osłania się szablą przed napastnikami. Któryś z nich strzela. Oficer wznosi okrzyk: “Niech żyje Ojczyzna! Niech żyje 8 Pułk Ułanów!” – po czym milknie na zawsze... skonał. Może po tygodniu do koszar zgłosił się stary ojciec młodego patrioty i pytał naocznych świadków o ostatnie chwile syna.

Uprzedzałem na wstępie, że smutna to będzie opowieść. Niestety, na tym ona się jeszcze nie kończy. Do tego momentu zdyscyplinowani ułani, zgodnie z nakazem, nie używając broni dawali się zabijać. Ja wobec sprzecznych uczuć, jakie mną do tej pory (a liczę już lat 85) miotają, nie podam nazwiska wachmistrza, który widząc wokół siebie padających kolegów i żołnierzy nie jest w stanie dłużej rozkazowi wiernym pozostawać. W oddziale jego jest karabin maszynowy. Zdeterminowany wachmistrz robi z niego użytek, remisując wynik tego tak bardzo tragicznego nieporozumienia.

Dziś analizując te fakty, przychodzę do przekonania, że Dowódca Okręgu Korpusu, gdyby przewidział, że jedni Polacy tak pochopnie otworzą ogień do drugich, którym strzelać zakazano, absolutnie rozkazu takiego by nie wydał.
Jako uczeń II klasy gimnazjalnej byłem w tym dniu w szkole. Już po 2 lekcjach przerwano naukę, zakazując uczniom klas niższych samodzielnego opuszczania budynku. Zgłaszali się po nich rodzice lub starsze rodzeństwo. Mnie odebrał uczeń klasy VIII, jak dziś pamiętam, Stefan Prochowski. Strzelanina przycichła. Przechodziliśmy właśnie ulicą Basztową. Na jezdni leżały zabite konie a pod ścianami kamienic martwi ułani. Prochowski wskazuje jednego z nich, którego twarz, widocznie od kul bardzo zeszpeconą, zasłonięto czapką. – Popatrz na tego biedaka – rzekł – o wpół do piątej rano śpiewał jeszcze, opuszczając koszary. Teraz jest południe, a tam gdzieś w oddalonej wiosce matka nie przypuszcze nawet, że jego już nie ma i nigdy więcej syna nie zobaczy. – Wstydziłem się maturzysty i skrzętnie łzy skrywałem.

Redaktor J. Adamczewski w książce swej pt. “Kraków od A do Z”, wydanej w r. 1968, tak po krótce o wydarzeniach tych wspomina: “CZW PPS i Komisja Związków Zaw. wezwała klasę robotniczą do strajku generalnego, wyznaczając na to dzień 5 listopada. Ludzie, gromadzący się w tymże dniu, rozproszeni zostają sprzed Domu Robotniczego przy ul. Dunajewskiego przez policję konną i rzekomo przy pomocy wojska”.

Pora tu wspomnieć jeszcze o dowódcy 8. Pułku Ułanów, pułkowniku Władysławie Bzowskim. Dowódca nad patrolującymi oddziałami ułanów owego wtorku powierzył rotm. Bochenkowi. Sam, jak z tego wynika, musiał w bezpośrednim pobliżu się znajdować, skoro odniósł 2 rany postrzałowe klatki piersiowej. Jego męska, wysoka i poważna postać budziła zawsze uczucie autorytetu. Po wyleczeniu ran przez kilka lat jeszcze był dowódcą pułku. Potem przeszedł w stan spoczynku.

Po napadzie hitlerowskim aresztowany i wywieziony zostaje do obozu koncentracyjnego. Tam, młodych współtowarzyszy niedoli w chwilach depresji swym taktem i powagą podtrzymuje na duchu.

Oni to, po szczęśliwym powrocie do kraju, opowiadali, jak w czasie opuszczania obozu, w dniach zbliżania się nacierających aliantów ewakuowani pieszo na inne miejsce, pan pułkownik liczący już dobrze ponad lat 60, całkiem sił pozbawiony, przystanął opierając się o pryzmę przydrożnych kamieni. Eskortujący SS-man, krótką serią z maszynowego pistoletu (em-pi), przed samym niemal wyzwoleniem, pozbawia go życia. Jak dziś widzę jego surowe o stanowczym wyrazie oblicze.

Ileż to lat minęło od “Krwawego Wtorku’’ i hitlerowskiej napaści? Jedynym reliktem listopadowych wydarzeń pozostaje tylko zbiorowa, żałosna i zapomniana mogiła ułanów na cmentrzu w Krakowie, na której z dala widnieje epigraf: “Przechodniu, powiedz Ojczyźnie, iż wierni Jej prawom tu spoczywamy”. W dniu 6 listopada minie 73 lata i nadal nie wiadomo, dlaczego mimo wolności słowa, hasła tak często dziś głoszonego, opinii społecznej brak rzetelnego doinformowania.

Po klęsce hitleryzmu, inspirowane przez komunę środki masowego przekazu, w każdą rocznicę ‘‘Krwawego Wtorku’’ informowały, jakoby uzbrojone szwadrony kawalerii ‘‘szarżowały i mordowały’’ bezbronny lud Krakowa. Wymiary tych insynuacji przynosiły tylko ten efekt, że ludzie przestali na nie jakąkolwiek zwracać uwagę.

Oficerom i Ułanom, poległym w tym tragicznym dniu, słowa głębokiej czci wyraża autor.
Bogdan Kaliński
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama