Redakcja
Siły bezpieczeństwa Bahrajnu zastosowały gaz łzawiący i ślepe kule wobec osób planujących potężną demonstrację na rzecz reform.
Sporadyczne niepokoje wskazują na rosnące napięcie w małym wyspiarskim królestwie, strategicznym sprzemierzeńcu Zachodu i domu 5. floty amerykańskiej marynarki wojennej.
Młodzieżowe organizacje polityczne, obrońcy praw człowieka i inni domagają się demokratycznych reform, w tym wybieralnego parlamentu. Grupy opozycyjne żądają rozluźnienia absolutnej kontroli monarchii nad składem rządu, a szyicka większość (70% ludności) narzeka na dyskryminację ze strony sunnickich władców.
Bahrajn zajmujący nie większy obszar niż miasto Nowy Jork uchodzi za najbardziej niestabilny kraj w Zatoce Perskiej. W ub. roku po akcji rządu wymierzonej w przypuszczalnych dysydentów w szyickich dzielnicach doszło do walk ulicznych.
Pod koniec ubiegłego tygodnia policja zaatakowała pokojowych demonstrantów wznoszących okrzyki "Ani szyici, ani sunnici, lecz Bahrajnczycy".
W szyickiej wiosce Newidrat w południowo-zachodnim regionie w starciach z policją kilka osób odniosło obrażenia.
W niedzielę w Karzakan na zachodzie kraju doszło do rękoczynów między siłami bezpieczeństwa a demonstrantami zmierzającymi na główny plac miejscowości.
W stolicy kraju, Manamie, policję postawiono w stan pogotowia.
Rząd przyrzekł złagodzenie kontroli nad lokalnymi mediami. Król Hamad bin Isa Al Halifa podarował każdej rodzinie 2,700 dolarów.
Bahrajn nie ma złóż ropy naftowej. Nie może pozwolić sobie na szczodre programy socjalne, typowe w innych krajach tego regionu.
W liście otwartym do króla niezależne Centrum Praw Człowieka wysunęło serię żądań o ustanowienie reform i ostrzegło, że atak na demonstrantów może pogrążyć kraj we krwi i chaosie. Centrum domaga się rozwiązania sił bezpieczeństwa, postawienia pod sąd członków rządu za nadużycia i znęcanie się nad ludźmi oraz uwolnienie uwięzionych aktywistów politycznych i religijnych.
(FN – eg)
